Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Tak słodka jest ta Nina, wie co to kokaina Dla jej tańczących bioder w marzeniach tonie świat A gdy słodko całuje, wszystko wkoło wiruje I już się nie ukryjesz, bo musisz o niej śnić Uciekaj przed szaleństwem, to skończy się małżeństwem A czy jest tego warta, tego nie powiem Ci Jej ogrody miłości spraszają wielu gości Mogą Cię opętać, nigdy nie wrócisz tu Tak słodka jest ta Nina jak aktoreczka z kina, Za którą wzdychasz kiedy film już skończył się Ma duże czarne oczy, które błyszcza w nocy Nie wpatruj się w nie nigdy, możesz zakochać się Chodzi ubrana ładnie, kupuje co popadnie Nigdy nie podołasz sprostać zachciankom jej Nina pociąga nosem, wciąga biały proszek Gdy oczy zaczną błyszczeć nic nie powstrzyma jej

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4875
Komentarzy: 25
Założony: 21 listopada 2010
Ostatni wpis: 16 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bandita

kobieta, 35 lat, Szczecin

164 cm, 61.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2014 , Komentarze (2)

No i skończyły się wakacje - synek skończył miesiąc, a tacie skończył się urlop tacierzyński i dziś zniknął nam na dziesięć godzin. Niby nic wielkiego, w końcu co tu robić przy takim bobasie? Nakarmić, zmienić pieluszkę i poprzytulać. 

Jednak teraz boję się iść pod prysznic czy chociaż pozmywać naczynia. Chyba jeszcze nie dorosłam do tego, żeby zostawić go samego w pokoju ;) No trudno, poczekamy z pracami domowymi aż tata wróci.

Za to synek postanowił zrobić tacie najlepszy możliwy prezent przed wyjściem z domu - pierwszy raz się zaczął głośno chichrać :)

Waga pokazała pół kilo mniej, chociaż zjadłam już dwie ogromne michy musli z mlekiem. Muszę w końcu rozbudowywać moją dietę, bo póki co nadal tylko musli, jogurty i czasem kawałek szynki na kromce ciemnego chleba. 

Och, i jeszcze jeden pozytywny akcent - weszłam w kolejne spodnie sprzed ciąży. Czyli poza dresami mam już dwie pary jeansów, które mogę nosić - nic, że teraz cisną, a wcześniej były za luźne. Powoli znowu zaczynam czuć się kobieco (bo ile można w dresach łazić). Powoli nawet kombinuję nad fryzjerem, bo odrosty są już tak duże, że wstyd mi w lustro patrzeć, ale jak tu wyrwać się z domu na trzy godziny, kiedy dziecko płacze jeść co dwie? Obmyśliłam sprytny plan: moja mama, od miesiąca znana już jako babcia, ma swój sklep tuż obok mojego fryzjera (no dosłownie minutę drogi).  Podrzucę jej na ten czas małego (z czego ona się ucieszy niesamowicie, bo ciągle szuka okazji, żeby pobyć z nim sam na sam, albo wynajduje byle pretekst, żeby nas odwiedzić i chociaż chwilkę go zobaczyć), a kiedy będzie mi schła farba na głowie, to ona szybko przyniesie mi go na karmienie. 

Plan jest póki co tylko w głowie, bo nie zostawiałam go jeszcze na dłużej niż pół godziny. Boże, jak mogłabym, skoro czasami mam ochotę go obudzić, jak za długo śpi, bo już za nim tęsknię? Ha! A przed ciążą miałam takie piękne plany - odciągać mleko, podrzucać synka dziadkom, a samej dbać o siebie, żeby wrócić do formy w trzy miesiące. Bardzo zabawne. 

16 maja 2014 , Komentarze (4)

No i skończyły się wakacje - synek skończył miesiąc, a tacie skończył się urlop tacierzyński i dziś zniknął nam na dziesięć godzin. Niby nic wielkiego, w końcu co tu robić przy takim bobasie? Nakarmić, zmienić pieluszkę i poprzytulać. 

Jednak teraz boję się iść pod prysznic czy chociaż pozmywać naczynia. Chyba jeszcze nie dorosłam do tego, żeby zostawić go samego w pokoju ;) No trudno, poczekamy z pracami domowymi aż tata wróci.

Za to synek postanowił zrobić tacie najlepszy możliwy prezent przed wyjściem z domu - pierwszy raz się zaczął głośno chichrać :)

Waga pokazała pół kilo mniej, chociaż zjadłam już dwie ogromne michy musli z mlekiem. Muszę w końcu rozbudowywać moją dietę, bo póki co nadal tylko musli, jogurty i czasem kawałek szynki na kromce ciemnego chleba. 

Och, i jeszcze jeden pozytywny akcent - weszłam w kolejne spodnie sprzed ciąży. Czyli poza dresami mam już dwie pary jeansów, które mogę nosić - nic, że teraz cisną, a wcześniej były za luźne. Powoli znowu zaczynam czuć się kobieco (bo ile można w dresach łazić). Powoli nawet kombinuję nad fryzjerem, bo odrosty są już tak duże, że wstyd mi w lustro patrzeć, ale jak tu wyrwać się z domu na trzy godziny, kiedy dziecko płacze jeść co dwie? Obmyśliłam sprytny plan: moja mama, od miesiąca znana już jako babcia, ma swój sklep tuż obok mojego fryzjera (no dosłownie minutę drogi).  Podrzucę jej na ten czas małego (z czego ona się ucieszy niesamowicie, bo ciągle szuka okazji, żeby pobyć z nim sam na sam, albo wynajduje byle pretekst, żeby nas odwiedzić i chociaż chwilkę go zobaczyć), a kiedy będzie mi schła farba na głowie, to ona szybko przyniesie mi go na karmienie. 

Plan jest póki co tylko w głowie, bo nie zostawiałam go jeszcze na dłużej niż 20 minut

13 maja 2014 , Komentarze (4)

W zasadzie to nowy start. Najpierw mi się schudło, było około 56 kg, a potem bach, ciąża i pod koniec dobiłam do 78kg, bo nagle pozwoliłam sobie na jedzenie wszystkiego. Teraz, prawie miesiąc po urodzeniu synka, doszłam do wniosku, że nie mogę już dłużej patrzeć na mój brzuch (cały w rozstępach, z obwisłą skórą) i oponkę na biodrach. Poszłam do sklepu, kupiłam wagę.. i to wszystko. Nie powiem, miło mi, że w ciągu tych trzech - czterech tygodni spadło mi już trzynaście kilo, ale nie oszukujmy się - prawie 5 z tego to samo dziecko ;) 

Zgłupiałam, bo nie do końca wiem, co robić. Chciałabym iść na siłownię, ale nie wolno, bo po cesarce (pomijam już fakt, że ciężko by mi było się wyrwać na tyle z domu bez synka). Chciałabym się odchudzać, ale nie mogę, bo karmię. Chciałabym przygotowywać wartościowe posiłki i planować, co zjem, ale prawda jest taka, że wszystko jem w biegu, więc moja dieta, to głównie musli z mlekiem. Na dodatek jedzone na raty. Ciężko pilnować, żeby tych posiłków było pięć, czy żeby były o stałych porach. A laktacja tak pobudza apetyt, że ciągle mam ochotę coś podjadać. 

Jedyny mój sport teraz to spacery szybkim krokiem. Prawie codziennie udaje mi się na taki wyrwać..

Ach, no i te z wózeczkiem ;)

W każdym razie, witam ponownie. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się coś ze sobą zrobić. 

8 sierpnia 2012 , Komentarze (1)

Po pierwsze, zaczęłam znowu pisać. Pisze mi się cudownie, szczerze, wywalam z siebie wszystkie brudy, a książka wychodzi ciekawa. Właściwie to z pierwszego rozdziału zrobił się leksykon narkotyków i chorób psychicznych, ale ważne, że ludziom się podoba.

Druga sprawa. Zapisuję co jem. Tak, jak planowałam.

8:40 świeżo wyciskany sok z cytrusów
12:40 (po wypiciu soku poszłam dalej spać) kawa z mlekiem + sok bananowy + musli z jogurtem naturalnym
16:00 warzywa po toskańsku z kurczakiem na parze
17:00 zielona herbata + banan
20:00 gołąbek

i tu się wszystko popsuło
20:20 bagietka z dwoma plastrami sera, dwoma plastrami polędwicy z kurczaka + ciastko

Zwymiotowałam. Poczułam się tak źle, że to zjadłam, że aż musiałam zwymiotować. Wiecie co jest w tym najgorsze? Właściwie to lubię te uczucie wtykania sobie palców do gardła. To kiedy jedzenie przelatuje w  drugą stronę przez przełyk. Lubię pieczenie w gardle, które towarzyszy mi do tej pory.
Oczywiście, wolałabym nie zjeść, bo teraz czuję się ciężko, jednak nie zmienia to faktu, że wymiotowanie jest dla mnie przyjemne.

Chyba kiedyś będę musiała iść się leczyć.

7 sierpnia 2012 , Skomentuj

Popsułam wszystko i wracam skruszona. W jakiś sposób pisanie tutaj mi pomaga. 

Ostatnie parę miesięcy pracowałam za barem. Cudowna sprawa, myślałam, że schudnę więcej. Zwłaszcza, że byłam na bardzo dobrej drodze. Przeliczyłam się. Wracałam głodna do domu w środku nocy, opychałam się niezdrowym żarciem i szłam spać. Potem doszła kuchnia, więc w ciągu pracy też mogłam cały czas coś znudzona podjadać. Ludzie zaczęli zwracać mi uwagę, że przytyłam. Robiłam się coraz bardziej smutna i smutki te zajadałam.

Aż w końcu zatrułam się. Tydzień nie mogłam jeść, potem skończyłam w szpitalu. Pracę rzuciłam. Odkąd w piątek wróciłam do domu, odżywiam się zdrowo. Jem musli z jogurtem albo warzywa na parze. Rano kromkę ciemnego pieczywa z plastrem wędzonej piersi z kurczaka. Widzę, że chudnę, chociaż nie mam wagi. Nowa podana tutaj jest wagą z pierwszego dnia pobytu w szpitalu.
Ludzie też to widzą. Wczoraj nasłuchałam się komplementów. O tym jak dobrze wyglądam.To mobilizuje.

Smutne jest jedynie to, że tęsknię za tym co miałam w głowie kiedyś. Za obsesyjnym myśleniem o jedzeniu, ograniczaniu się do 300kcal dziennie, za tym, że ludzie obejmując mnie mówili "jezu, jaka ty chuda jesteś". Chcę tego z powrotem, skoro udało mi się raz to czemu nie miałoby się udać znowu?

Chcę od października zacząć studia. Dietetykę. Rodzice w pełni popierają mój pomysł. Muszę tylko jakoś przekonać ich, że tym razem tego nie rzucę po semestrze, jak co roku. Żeby odważyli się we mnie zainwestować, bo odkąd zrezygnowałam z pracy nie stać mnie na czesne. 
Oczami wyobraźni widzę siebie jako chudą panią dietetyk, która w swoim własnym gabinecie doradza ludziom. Byłabym w tym dobra. Warto spróbować.

Tak, że wracam. Od jutra znowu zacznę zapisywać co i o jakiej godzinie jadłam. Pilnuję się. Muszę też opracować jakiś system ćwiczeń. Poczytam forum, może wpadnę na jakiś pomysł. Najbardziej bolą mnie moje boczki i brzuch, z resztą nie jest źle.




4 stycznia 2012 , Skomentuj

Cholera, dawno mnie tu nie było, ale od nowego roku wypadałoby się wziąć za siebie. Dużo schudłam, w sumie dzięki temu, że facet mnie rzucił i przez dwa tygodnie wmuszałam w siebie cokolwiek. Niestety waga nie działa, więc mogę tylko przypuszczać ile ważę. 

Druga sprawa, to, że zaczęłam zapisywać dokładnie co jem z godziną. Niby głupia pierdoła, ale dzięki temu przestałam podjadać nieświadomie. Często na przykład przechodziłam przez pokój i brałam garść paluszków, w kuchni parę gryzów czegoś z patelni itd. Teraz kiedy zapisuję każdą pierdołę czuję się z tym bardziej świadoma. Nie liczę kcal, nie umiem, ale pokażę wam jak na razie mi idzie jedzenie. Najlepsze jest to, że nie głodzę się, nie męczę. Jem wtedy kiedy czuję głód i generalnie jestem cały czas najedzona.


29.12

7:00 kawa z mlekiem sojowym + activia
9:00 herbata z mlekiem + warzywa po toskańsku na parze
9:30 bułka żytnia + 2 plastry polędwicy wędzonej z kurczaka
15:00 warzywa po toskańsku na parze
15:35 herbata z mlekiem
17:00 bułka żytnia + activia


z takim jadłospisem jestem najedzona całkowicie, a teraz wydaje mi się, że byłabym nawet przejedzona, bo od dwóch dni starcza mi jogurt z bułką żytnią rano, w południe warzywa na parze i wieczorem herbata z mlekiem. Kompletnie nie czuję głodu i nie mam ochoty zmuszać się do jedzenia.Widzę efekty, podoba mi się to i niedługo dam zdjęcia.

Na dodatek zostałam mini-celebrytką i kiedy jeżdżę na te wszystkie pokazy mody i oglądam chudych i pięknych ludzi mam dodatkową motywację :) Może uda mi się już niedługo odzyskać moją starą wagę 50kg :)

31 maja 2011 , Komentarze (6)

Staram się jakoś zmotywować, więc oglądam w internecie zdjęcia przed i po odchudzaniu. 
Podziele sie z wami, mi chyba całkiem pomagają...





























































i mały bonus na koniec:



wybór należy do Was

31 maja 2011 , Skomentuj

Patrze w lustro i mysle o tym jak bardzo nienawidzę mojego ciała. Oglądam stare zdjęcia, na których byłam taka chudziutka. Myślę o tym, że jeszcze rok temu o tej porze wszystkie ciuchy na mnie wisiały... Nie potrafię sobie przypomnieć jak wtedy żyłam, jak jadłam. Pamiętam tylko, jakie to było cudowne uczucie. Jaka sie czułam lekka i ładna.
Dzis sie zwazylam. Po raz pierwszy od dawna. 63kg. Wstyd mi. Tak strasznie. Nie wiem co ze soba robic, nie umiem przestac sie obżerać, motywacji starcza mi na maks 2 dni. Nie umiem przestać jeść. Nie pamiętam jak wtedy to zrobiłam....

Zeszłam się z moim wieloletnim przyjacielem. Mimo odległości jesteśmy cudowną parą. Planuję się przeprowadzić, bo to ponad 500km. Chociaż mówi, że mu się podobam, wiem, że mogłoby być lepiej. Mówi, że kocha moje ciało ale ja wiem, że potrafiłabym być dla niego lepsza. Kiedy chudnę mam dużo ładniejszą buzię. Bardzo widać różnicę. 

Co ja mam zrobić? Jest mi dziś strasznie, bardzo bardzo strasznie.
Czasami mam ochote złapać za tę oponkę na brzuchu i po prostu ją odciąć.

Tęsknię sama za sobą.


Tak strasznie brzydzę się mojego ciała. 
Każdego centymetra kwadratowego osobno.

10 marca 2011 , Komentarze (3)

Ostatnio dużo schudłam, metodami nie do konca zdrowymi. To nie było planowane, nie ruszałam tego syfu od liceum czyli ładne pięć lat - a tu prosze, impreza w piątek, kolega proponuje, ja się zgadzam, chwilka w toalecie, dwie białe kreseczki, pieczenie nosa, energia, brak snu i zero mysli o jedzeniu. I chcąc nie chcąc tak mi minął cały tydzień. Zjadłam może pół tosta, spałam jakieś kilka godzin w sumie no i przełaziłam z koleżanką po mieście w nocy szybkim krokiem ze 20 kilometrow. Nie jestem z siebie dumna, wstyd mi, złamałam swoje własne zasady, ale trzeba przyznać, że to działa - spodnie zrobiły się luźniejsze, kości miednicy znowu wystają no i znowu czuję się atrakcyjna.
To znaczy czułam. Skończyłam w piątek i od tamtej pory przypuszczam, że nadrobiłam wszystkie zaległości w jedzeniu a nawet więcej. Może jestem przed okresem, ale pochłaniam wszystko co znajdzie się w zasięgu mojego wzroku, a niedługo lato i trzeba będzie przestać się chować pod luźnymi ciuchami. Wracam do starej metody - kiedy jestem głodna robię 30 brzuszków. Co prawda teraz daje rade zrobić tylko 20, ale zawsze coś.

Przez to wszystko zaświtała mi w głowie głupia myśl - może jednak warto do tego wrócić...? chociaż na jakiś czas, chociaż na chwile, żeby tylko znowu mieścić się w ukochane czarne rurki rozmiar 32, które jeszcze rok temu były na mnie luźne. 

21 stycznia 2011 , Komentarze (2)

U mnie standardowo polega to na zmianie fryzury. Obcinanie włosów aż tak krótko na zime było może niezbyt mądrym posunięciem, ale moje nowe włosy mi się podobają i nie narzekam :)
Dziś jest ważna impreza i dziękuję bogu że mam swoją osobista stylistke, która ubierze mnie tak, żebym wyglądała szczupło.

Ahhh
Kocham pomelo! moglabym nie jeść nic innego, tylko to! Odkąd jem je codziennie (właściwie moja dieta składa się teraz w 80% z pomelo, bo nie mam ochoty na nic innego) skóra zrobiła cudowna w dotyku. I jaką ładną cere mam :)
Widzę, że boczki maleją, wyglądam coraz ładniej. To jeszcze nie to, co było kiedy w zeszłym roku ważylam 48kg, ale jestem na dobrej drodze ;)


© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.