No dobra, na początek się przyznam - nie wiem, czy to jest 62kg. Moja waga nie jest chyba do końca wiarygodna, a ja ważyłam się ostatni raz już jakiś czas temu.
Co tu robię? Potrzebuję kogoś, kto mnie kopnie w tyłek i przypilnuje, żebym dotrzymywała swoich postanowień. Najwyższa pora, bo spodnie które jeszcze na początku roku musiałam nosić z paskiem, żeby nie spadały z tyłka, teraz ledwo się dopinają i po bokach wystają mi nieładne wałeczki. Jak tak dalej pójdzie nie będę miała co nosić, a nie stać mnie na wymianę całej garderoby.
W końcu mam mobilizację. Pamiętam, jak te 10kg temu oglądali się za mną faceci, a jest jeden, na którym mi zależy ;) M. chodził ze mną do liceum, w sumie nie mieliśmy kontaktu, ja bylam zbyt nieśmiała, żeby zagadać, a teraz spotkała mnie niespodzianka - gra w zespole z chłopakiem koleżanki. W związku z tym, postanowiłam wziąć się za siebie, opracowałam cały plan i jak już poprawie mój wygląd to on będzie moją nagrodą ;)
Zacznijmy pomału (chociaż ostatnio przeczytałam w jakiejś durnej gazetce w pracy, że powinno się planować od końca)
1. Wstaje jutro rano, wychodzę z psem na spacer i idę biegać. Kupiłam w sobotę dresy, więc nie mam już ŻADNEJ wymówki, żeby tego nie robić
2. Jak wrócę kończę porządki w szafie. Muszę coś robić, zamiast siedzieć przed komputerem i jeść
3. Jak już skończę sprzątać, jeśli będzie jeszcze czas, robię zdjęcia na zaliczenie. Bo jak tak dalej pójdzie, to ich nie zrobię (a studia fotograficzne to nie żarty, nie chcę ich zawalić, za bardzo mi zależy :) ).
W każdym razie - Witam! i mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie to czytał, żeby było mi głupio nie dotrzymywać postanowień ;)