Wczoraj było spięcie z Krzyśkiem o kalendarz. Ja chciałam kupić charytatywny koty, psy lub konie, a Krzysiek jak zwykle modelki w skąpej bieliźnie. Uważam, że w wieku 63 lat upadł na głowę by się delektować takim widokiem. Kalendarz wisi w pokoju dziennym na wprost drzwi i każdy kto wchodzi widzi w tym ksiądz po kolędzie. Co innego obrazy. Sama namalowałam jeden akt z serii po numerach i męski tors, ale kalendarz... Co kupimy jeszcze nie wiem. Krzysiek podejmie decyzję. Nie chcę się z nim kłócić o bzdury.
Dziś Krzysiek idzie do pracy po południu. Ja będę sama, ale co zrobię jeszcze nie wiem. Coś by trzeba, bo chcę się ruszać. Na dworze zimno. Dom ogarnięty z grubsza poza kuchnią. W kuchni są w szafkach ślady po myszach, ale nie ma sensu wszystkiego myć skoro i tak wlezą. Teraz wszystko myję dwa razy. Raz przed włożeniem do szafki i drugi raz gdy mam użyć. Inaczej się nie da. Można by zacząć przenosić książki od mamy. Część przeniosę do babci. To te z których w tym momencie korzystać nie będę. Trochę pewnie wyrzucę. Trochę ziołolecznictwa, bioterapii itp wezmę do siebie.
Dziś ma przyjechać pan po magnetowid i kasety. Czy przyjedzie to nie wiem. Pani która miała przyjechać po adapter nie odzywa się. Później mają byc panowie po złom. Sebastian miał sprzedac, ale zwlekał a dzidostwo mi leży. Stracę pewnie na tym ale będzie spokój...
Wczoraj byliśmy oczywiście na spacerze. Dziś spaceru nie będzie, bo boję się chodzić sama. Ruchu nie będzie i Mikuś wyjdzie tylko na podwórko. Ja posiedzę na ławce, a on będzie krążył i wachał ślady ptaków, kotów. Pewnie też trochę pobiega. Podwórko jest spore. Jutro spacer będzie.