Doczekalam sie i mamy marzec. Trudno uwierzyc ze rok temu pakowalam sie do Japonii, a teraz urodziny spedze w domu. No trudno. Cos, kosztem czegos - oszczedzanie jest bolesne!
Weekend to odpoczynek od silowni, winko i ploteczki. Pogoda szalu nie robila wiec w ndz nawet nie wyszlam z domu.
Jedzeniowo: dalej podchodzi mi pasta rybna z jajkiem i czy to z makrela czy z tunczykiem, wiec kolacje sa nabite bialkiem i tluszczem.
**
Edzio wpadl I wymienil pochlaniacz! Jak mnie to cieszy! W koncu moge cos usmazyc bez obawy o zalaczenie sie alarmu przeciwpozarowego.
**
Silka dzis byla cudnie pusta. Wiec robilam nogi. Czuje ten bol juz teraz, ale co mialam to zalatwilam, wiec moge polezec i poczytac. A bylo dzis pieknie! 12 st I slonce! Wracajac od lekarza, zamiast w metro, wrocilam z buta wiec na koniec dnia 12 500 krokow. I git!!