Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Znalazłam się tutaj dlatego, że już mam dość "od jutra". OD tego "jutra" to mi więcej przybyło niż ubyło. Dlatego jestem tutaj aby znaleźć motywacje i trzymać się przy odchudzaniu a nie przy obżeraniu :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 65103
Komentarzy: 1349
Założony: 30 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 30 czerwca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agab2

kobieta, 36 lat, Poznań

163 cm, 57.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 czerwca 2016 , Komentarze (2)

To ja i na szybko wpis. wczoraj 1 kg mniej! Yeeahh! Super super do celu coraz bliżej. 

Wczoraj miałam taką Panią na ważeniu, robiła mezo coś tam, rozbijanie tłuszczu ultraczymśtam i powiem wam że pomimo mego zdziwienia faktycznie jakty tej tkanki tłuszczowej wyszło jej mniej o 2 kg pomimo że niby ważyła więcej...zastanawiające..chyba jednak trochę działa i może się na to zdecyduje?

Dieta w miarę ok, czasem zjem lody ale generalnie kcal się zgadzają. Po treningu nóg mam zakwasy więc jak dzisiaj to planuje jedynie lekkie pobieganie.

29 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Wczorajszy dzień był pechowy. Umówiłam się na trening na 16.30. Jak jechałam na rowerze to się ubrałam w ciuchy już na trening by nie tracić czasu. Snułam się po domu, nie wiedziałam co robić, po czym gdy wybiła godzina wyjazdu nagle sobie przypominałam że muszę, to i tamto co w konsekwencji wyjechałam za późno.W drodze w czasie jazdy wpadły mi dwie wielki muszyska w oko że myślałam że stracę wzrok, okulary miałam ale się niebo zaniosło na deszcz, że w lesie nic nie widziałam w tych okularach przeciwsłonecznych no i oczywiście jak wyjechałam kawałek z lasu to gichło wodą jak z wiadra. Denerwowało mnie to może z 3 min, bo po chwili miałam wszystko mokre i było mi to w sumie już obojętne, jakbym wyjechała z jeziora. Myślałam że już cofnę się do domu, bo miałam wszystko mokre, po buty i skarpetki (w butach to mi nawet chlupało_) i nie miałam na przebranie (a nawet jak miałam koszulkę w torbie to i tak miałam ją mokrą już) ale już byłam w ponad połowie drogi i mi się nie chciało. Postanowiłam jechać dalej i jak dojechałam to oczywiście...przestało padać.Myślałam ze oszaleje. Trener mi napisał że jak pada to on nie wyjeżdża bo jedzie motorem wiec myślałam że go ukatrupię :) W sumie skoczyło się fajnie boposzłam do pepko kupić nowe majtki, spodnie, skarpetki i koszulkę żeby mieć się w co przebrać bo byłam cała od błota (nie mam błotników w rowerze) i myślałam ze mnie wyproszą ze sklepu już za to ze im chlapałam i cała byłam w piachu. Kupiłam sobie dodatkowo spódnice, koszulkę i sweterek, wydałam na wszystko ok 70 zł wiec dzień uratowany. Potem trening, jedzenie i do domu i już było lepiej :)

Wczoraj dojechały zaproszenia i są bardzo ładne. Trochę zaczynam już odczuwać stresik, tyle tych pierdół do ogarnięcia ze ślubem,

27 czerwca 2016 , Komentarze (1)

Od tygodnia notuje w zeszyciku skrupulatnie co zjadłam i co spaliłam i wygląda to w miarę ok. Fajne jest to że w sumie w niczym specjalnie się nie ograniczam, a czuje się najedzona. Treningowo też ostatnio trochę lepiej, w czwartek zaliczyła trening siłowy n nogi i pupę plus 1,5h rowerku (w drodze na i z siłowni), a w piątek zrobiłam maraton bo trening siłowy na górę plus łącznie wyszło 3h roweru (na siłownie, potem do jednej pracy, potem do drugiej). Pomimo tego że był mega upał, spaliłam sobie ramiona i czoło, było to mega ciężkie i męczące to stwierdziłam że czuje się lepiej, czuje się normalnie :) I chyba to jest to, abym dobrze czuła się psychicznie potrzebuje zmęczyć się fizycznie. W sobotę odpoczywałam a w niedziele mieliśmy kolejny maraton: pojechaliśmy z T i psem na rolki, na targ śniadaniowy, potem nad wartę, i przez przypadek natrafiliśmy na koncert operowy, potem do mosiny na rampy na rolki i potem na chwilę do teściów. Pies po tej podróży był wykończony, ale myślę że szczęśliwy, tak jak my :)

A tak w życiu, to dobiega końca mój okres wypowiedzenia. Zapowiadaj mi się lajtowe miesiące pracy, wychodzi mi że będę pracować ok 6h do max 8h co jest dla mnie dużą zmianą. Jedynie co się martwię to nie mogę póki co odzyskać całości wypłaty za maj i boje się żeby nie było tak że nie dostanę kasy za te 1,5 miesiąca pracy.

23 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Nawet w ostatnie dni się zawzięłam. Jak mi mama zaczęła mówić, że chyba przytyłam i czy wejdę w suknie którą zamówiłam, to doszłam do wniosku, że jednak to nie są moje widzimisię i czas się ogarnąć. Powiedźmy że minął już tydzień. Na wadze jest 1 kg mniej. Szału nie ma bo do wagi paskowej daleko. 

Teraz ważę 60 kg, zostały mi 3 tygodnie do urlopu i chciałabym aby było ok 58 kg. Na urlopie mam zamiar się w miarę trzymać (w zeszłym roku było z jedzeniem w miarę dobrze) a przede wszystkim mam zamiar codziennie ćwiczyć: pływanie, chodzenie, bieganie, trening na ławeczce i aby po powrocie było te 58 a może nawet trochę mniej. Potem zostanie mi miesiąc do ślubu i tutaj mam cel aby do tych 56 dobić. 56 na ślubie mnie usatysfakcjonuje ;) to jest tak optymalnie żebym dobrze się czuła i nie był jak dla niektórych "za chuda".

Teraz w tych 3 tygodniach do urlopu mam zamiar trzymać dietę jak trzymałam (moja dieta: jem wszystko ale liczę kcal, oczywiście staram się wybierać w miarę zdrowe produkty, nie jeść słodyczy i nie pić alkoholu, mieścić się w 1400-1800 kcal w zależności od aktywności i pokus), zastanawiam się nad wprowadzeniem jednego dnia w tygodniu na samych sokach i mam zamiar też wprowadzić codzienny trening aby wpaść w rytm - naprzemiennie bieganie z treningiem funkcjonalnym (2 razy na siłowni, raz w domu). No i to tyle, aha i jeszcze codzienne masaże ud, pupy, brzucha i piersi aby to ciało jakoś na plaży wyglądało. Zeszyt diety i ćwiczeń założyłam, motywacja jest, mobilizacja też.

22 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Od niecałego tygodnia zwiększyłam dawkę leków, jest w miarę ok, trochę mniej podjadam i czuje się trochę chudziej, bo był już taki czas że z domu nie chciałam wyjść bo nie miałam się w co ubrać, wszystko opięte, biust się wylewał, masakra. Teraz nie ważyłam się jeszcze ale widzę że woda ze mnie zleciała, na całe szczęście i czuję się dość lekko :)

Ostatnio miałam wewnętrzny stres. Przypuszczam że był on związany z pracą i chciałam od tego się odciąć, ale pomimo tego zaczęłam się dalej przejmować i stresować życiem codziennym.Tyle chorób i problemów w życiu. Strach o siebie, o rodzinę, najbliższych.

10 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Aktywność fizyczna lekiem na całe zło...niby banalne, ale jednak coś w tym jest. Rano walczyłam długo ze sobą bo miałam jechac na trening,nie chciało mi się wstać, już chciałam go odwołać. Gdyby nie to że się umówiłam z trenerem pewnie bym nie pojechała i bym dalej gniła przed komputerem. W końcu się zwlekłam i pojechałam rowerem. W drodze zorientowałam się że czegoś zapomniałam, więc już wściekła nadrobiłam kawał drogi. W końcu stawiłam się na treningu, trochę zła, że zaraz pewnie do mnie zadzwonią z pracy, już zmęczona drogą rowerową ale w trakcie treningu było coraz lepiej i lepiej. Piersze ćwiczenia i już chciałam wracać do domu. W trakcie drugiej rundy jakoś siły przybyły, że nawet nie wiem kiedy trzecią zrobiłam. Coraz mniej się przejmowałam pracą i problemami z nią związanymi, przestałam zerkać co chwila na telefon czy zaraz ktoś do mnie nie zadzwoni żeby mnie opieprzyć. Po treningu pojechałam do domu, wziełam prysznic, wyszłam z psem na spacer, zjadłam pożywny posiłek i wszytsko jakoś tak stało się normalne, piękne. Nawet zamiast pracy mogłabym sobie strzelić drzemkę przez telewizorem :) Nagle problemy stały się mniej problematyczne, zadania do zrobienia mniej czasochłonne, lista obowiązków mniej przytłaczająca. Jakoś tak mi lepiej, i być może właśnie brak tej równowagi spowodował że od pewnego czasu czujałm się jak się czułam. Tak więc, trening przedewszystkim, potem reszta świata :)

9 czerwca 2016 , Komentarze (3)

O masakra! Za 3 miesiące ślub. Jakoś nie dowierzam, nie wyobrażam sobie tego wszystkiego, wiecie? wiem, że przeżyje to jak w amoku, minie szybko i zostanie życie codzienne ;) Chociaż ten dzień zbliża się wielkimi krokami, to jakoś nie mogę się zmotywować aby jeść mało i chudnąć. Mój organizm bardzo się przed tym broni :) Ostatniego czasu byłam w wiecznym poszukiwaniu siebie w tym życiu. Jakaś mnie mała depresja dopadła. Cały czas szukam swojego miejsca na ziemi. Może za dużo naczytałam się tych opisów na fb gdzie ludzie piszę 'kocham swoją prace", ale 'cudownie to robić'...i zaczęłam się zastanawiać czy to jak żyłam do tej pory to mnie uszczęśliwiało? I doszłam do wniosku że chyba nie. To więc co chciałabym robić/ Co sprawia mi radość? Wydaje mi się że wiem, ale czasami sobie myślę, że może to takie fanaberie, że chyba za lekko mam w życiu, że nie doceniam ciężkiej pracy i że jestem za stara na takie zmiany i decyzje. Po rozmowie z paroma osobami z którymi się spotykam od czasu do czasu,, mówią mi że jestem pracoholikiem". Może warto się zatrzymać i spojrzeć na to z boku? :)

6 czerwca 2016 , Komentarze (1)

Od pewnego czasu mam syndrom poniedziałku. W niedziele bym najchętniej się zakopała, tak żeby w poniedziałek nie 'iść' do pracy (pisze 'iść' bo pracuje w domu). Czuje się przez to fatalnie. Postanowiłam więc że zwalniam się z tej nowej pracy, bo atmosfera tam jest toksyczna. Pracują tam 4 osoby: ja, kucharka, menagerka i kierowca. Menagerka pracuje od 5 mc i mówi ze się zwalnia już od pierwszego tygodnia pracy, ale teraz to już jest kwestia tygodni, dni kiedy jej nie będzie. Kucharka ma ok. 55 lat, pracuje tam 10 lat, też mówi ze by się zwolniła, ale w sumie jej nic innego nie zostaje, pewnie chce dociągnąć do emerytury. Kierowca pracuje od miesiąca tak jak ja i też mówi ze się zwalnia. Tak więc co ja mam tm robić? Być matką teresą? Też na dniach dam wypowiedzenie. Szkoda, bo praca mi się podoba, jest fajna, klienci są spoko, z tą menagerką i kucharką nawet dobrze się dogadywaliśmy. Taka praca w innej firmie z INNĄ SZEFOWA za tą kasę była by na wagę złota. Niestety, wszystkiego mieć nie można. Ja może i bym się mogła wymęczyć aby tam jeszcze popracować gdyby nie to że zbliżają się wakacje. Chce wyjechać z mamą w lipcu, potem po ślubie też gdzieś chce wyskoczyć na parę dni, a tak wiem że mi nie pozwolą, a pracować na wakacjach nie chce, nie potrzebny mi ten stres. Obliczyłam, będę zarabiać mniej, możliwe że też nie najgorzej, ale moje potrzeby fnansowe są też mniejsze, od kiedy mieszkamy a swoim. Tak więc myśle i  mam nadzieje że do mojego zamąż pójścia i zajścia w ciążę jakoś dam rade, choćby to trwało pół roku lub dłużej, bo wiadomo jakie teraz są czasy z tym planowaniem dzieci :(

A dieta? Na weekend jak zwykle trochę gorzej. W sobotę było w miarę ok, ale wczoraj niestety poległam. Zjadłam śniadanie, potem miałam zbyt dłużą przerwę do następnego posiłki, i zaczęło się niepohamowane podjadanie. Mieliśmy jechać do miasta na obiad a ja z głodu nie wytrzymałam i zeżarłam chipsy :( Potem oczywiście już na obiedzie nie byłam wstanie nic zjeść, ani cały dzień, ale nie jestem zadowolona że poległam. Z ćwiczeniami trochę lepiej, w piątek byłam na treningu, w sobotę pojeździłam na rowerze i pobiegałam, w niedziele byłam na rolkach.

A tak życiowo jeszcze, moi teściowie po naszej wyprowadzce adoptowali psa- suczkę sznaucerkę 2 letnią. Nasza też sznaucerka ale 6 letnia. W ten weekend się spotkały. Nasza ogólnie nie przepada za innymi psami,jedynie jorki toleruje. Na sacerach w miarę ok, idą obok siebie, trochę moja jest zazdrosna jak się tamtą głaszcze (co myślę jest normalne bo była przez 4 lata jedynym psem w domu) i się rzuci czasem na tamtą, ale ogólnie spacery spoko. Niestety następnego dnia też pojechaliśmy na spacer, było ok, ale jak już pojechaliśmy do domu w którym kiedyś mieszkaliśmy razem, a teraz teściowie z nowym psem, to oby dwie czuły się jak u 'siebie' i zaczęły się atakować. Jak się widzą to na siebie warczą, a jak się zbliżą to się zaczyna kotłowanie. Teściowie od razu biorą nowego psa na ręce, że biedny, ze szkoda, a moja siedzi w kagańcu i jest ta zła, przez co mi jej szkoda, bo nie dość że kiedyś był to jej dom, teraz tam jest inny pies, ona przy min siedzi w kagańcu i wszyscy tamtego głaszczemy, a ona ma być ta zła, z czego te kłótnie wychodzą z obu stron bo nowa tez broni swojego nowego domu.

3 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Dzień 2 na plus.

Śniadanie; 2 kromki żytnie z serem żółtym, jajkiem na twardo, majonez, pomidor, kawa z mlekiem 

II śniadanie: lemoniada

Lunch: 2 kromki żytnie z serem żółtym z pomidorem suszonym i ogórkiem małosolnym

Obiad: zupa szparagowa + ziemniaki pieczone z rozmarynem, kotlety z soczewicy z mizerią

Ćwiczenia: ok. 20 min po dwa razy na rowerze w celach transportowych

Kosmetyka: rano i wieczorem balsam na celulit.

Aktualna waga z wczoraj - 61 kg o zgrozo!

2 czerwca 2016 , Komentarze (1)

1 czerwca było dla mnie terminem ostatecznym na wszytko - na wakacje, na ślub. Nie chciałam wczoraj znów pisać, że "planuje", że "będę" dlatego spięłam 4 litery i wczoraj rozpoczęłam. Plan jest łatwy i przyjemny: jem wszystko, nie ograniczam się zbyt mocno bo to na mnie działa odwrotnie, ale licze kcal. Chce żeby było ok 1350-1500 kcal. Dodatkowo staram się ćwiczyć, codziennie lub co dwa dni, jak czas pozwoli. Wczoraj niestety się ne udało, więc dziś postaram się coś zrobić. Prawdopodobnie będę musiała się zmotywować do wcześniejszego wstawania i ćwiczenia rano, bo tak wiem że mam czas dla siebie, a popołudniu zawsze coś. 

Wczoraj dzień zaliczony  - kcal: 1350 kcal. Ćwiczeń brak.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.