waga w końcu ruszyła :)
wlazłam dziś rano bez większych nadziei na wagę, która całe lato tkwiła między 70 a 72 kg, a tu niespodzianka: 69,3! A jeszcze okres mi się nie skończył, więć potem, jak już cała woda ze mnie zejdzie może być jeszcze mniej! Praca na działeczce i skupienie się na jedzeniu dużej ilości warzyw w końcu podziałało!
cisnienie mi wariuje
Wczoraj 100/80, gdzie moja osobista norma to 140/90. Dziś 120/100. Ogólnie dziwnie się czuję. Chyba się kopsnę do lekarza po skierowanie do kardiologa, bo nie podoba mi się to. Nosz kurwa, jak już w końcu mam "bezpieczny" obwód talii to teraz mi będzie wariować? I jak ja mam ćwiczyć jak po domu ledwo się snuję?
:)
melduję się. Wyjazd udał sie tak sobie,padało, wiec większość czasu chcąc nie chcąc siedziałysmy w pokoju, co po pewnym czasie działa na nerwy. Na szczęście udało się dwa razy popływac. Plywałam żabką, nastawiłam się że odzwyczajone mięsnie będą mnie na drugi dzień, ale o dziwo nie - jeno lekkie zakwasiki....w tali.
Teraz często latam na działke, więc mnie nie ma. Dziewczyny na wyjeździe robiły oczy jak spodki na widok wielkości porcji jakimi się najadam więc uznaję że dietowo git ;) Waga coraz częściej pokazuje z rana 70 z groszami. Oficjalny pomiar w sobote, zobaczymy czy sie utrzyma
:)
sory że nie piszę ale nie mam czasu. Działka, obrabianie zbiorów itd i padam na ryj. w przyszlym tygodniu jadę na 5 dni nad Białe z ciotką i kuzynką. Myslałam że sobie w końcu popływam, a tu się zapowiada zimno i deszcz....eh....
ruszyłam wreszcie dupsko
wczoraj jeszcze marnie, bo tylko pół godziny marszobiegu, za to dziś 5 godzin zapierniczu na działce. Myślałam że będę mieć zakwasy wszędzie, ale w sumie bolą mnie tylko boczki trochę...nie bardzo wiem czemu, ale kij z nimi. Z dietą różnie, ale staram się jeść jak najwięcej warzyw - dziś nawpierdzielałam się rukoli.
Włażę w spodnie mojej siostry, w które ona nie może się zapiąć....wredna złośliwa małpa w mojej głowie pieje z zachwytu.....
sesja + dieta rzodkiewkowa
został mi w sesji jeszcze jedem egzamin , na wrzesień mam jak na razie tylko literaturę brytyjską, z metodyki mam 4 choc nastawiałam się na wrzesień. Za gorąco żeby się się ruszać....z dietą tak se, jeść mi się nie chce, lody od czasu do czasu wpadną....Madre przyniosła parę dni temu z działki parę kilo rzodkiewek i tak je ciapię non stop, jak niegdyś słodycze ;) Chodzę po tych rzodkiewkach wzdęta, i jeszcze @.....wyglądam jak balonik
stwierdzam stres bo sesja
pierwsze koty za płoty - wypracowanie i ustna część praktycznego za mną, ustny zaliczony 36/40. Jutro leksyka i gramatyka.
Zbierając się dzis rano dla jaj przymierzyłam sukienkę w którą nie mieściłam się od jakichś dwóch lat. Dzis była jak ulał, więc poszłam w niej na egzamin. Założę ją jeszcze za tydzień na metodykę, to strzelę zdjęcie i wam pokażę. Jutro idę w dzinsach i bluzce, nie chce mi się odstawiać na pisemny.
Z dietą różnie, ale waga coraz częściej pokazuje 72 więc nie jest tragicznie ;)
:)
Melduję poslusznie: nie ćwiczę, z dietą tak sobie, za to duuuuuuuzo chodzę. Chyba nie jest tak tragicznie bo centymetry powoli lecą, waga też drugi dzień z rzędu pokazuje 72 (oficjalne ważenie w niedzielę). Od poniedziałku mam niebywałego farta, idę jak tornado i zaliczam wszystkie zaległości na więcej niż się spodziewam (czas kurna najwyższy, jutro ostatni dzień zbierania zaliczen), aż totka wczoraj puściłam, a co, może choć trójeczka w końcu będzie ;) Jeszcze tylko obwalić prezentację na informatykę i już można sie nastrajać do sesji :) A ponieważ w sesji wiekszość tygodnia mam jednak wolną (nie liczę korków, bo sa dopiero popołudniami), więc nie będę miała wymówki i spinam pośladki - marszobiegi, dywanówki, pseudoaerobiki i ma być do końca miesiąca 6 z przodu, nie ma zmiłuj!
update
nie ćwiczę, niepiszę, wagaruję bo zdycham, siedzę a właściwie leżę w domu pod kołdrą na antybiotyku. Jeść też nie za bardzo jem bo najzwyczajniej w świecie męczy mnie ta czynność. Nos na zmianę zatkany lub mega cieknący. I przyszła @. W sumie dobrze że teraz, w sesji będę miała choć z tym spokój
ofiara treningu XD
miałam się podciągnąć. Drążek wyleciał z futryny i przypier..... mi prosto w czoło. Jak sobie wyobraziłam jak to musiało wyglądać to nie mogłam przestać się śmiać. Jakim cudem to zrobiłam nie mam pojęcia. Drat waży prawie 20 kilo więcej ode mnie i nie ruszył gnoja z miejsca od dwóch lat....