- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Znajomi (12)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 42729 |
Komentarzy: | 240 |
Założony: | 6 kwietnia 2010 |
Ostatni wpis: | 6 sierpnia 2018 |
Postępy w odchudzaniu
Poszalałam wczoraj z ćwiczeniami, no i dziś strajkują mi kolana. Kij, z bieganiem zaczekam aż dobiję do 65, nie będę się teraz przeciążać, trzeba szanować swoje stawy. Muszę zmienić rodzaj ćwiczeń, gdzieś na regale jest książka, pamiętam kiedyś z niej korzystałam i było git. Nie ważyłam się wprawdzie ostatnio, ale postanowiłam być realistką i przesunąć termin postanowienia z sylwka na tydzień po. Większe szanse że się uda. Wole to niż na siłę trzymać się pierwotnego terminu i stracić motywację jak nie dam rady.
Zastanawiam sie czy się nie szarpnąć na basen raz na tydzień, częściej nie dam rady, ale zawsze coś. Może spróbuję wyrobić wkońcu karte pływacką czy jak tam się to zwie?
Wczoraj "umierałam na przeziębienie", ale dziś już jest dobrze. Analizując co jadłam przez święta i po, doszłam do wniosku, że wpierniczam za dużo białek.
Maszerując dziś do domu z korków zobaczyłam grupę ludzi uprawiających nordic walking, potem prochę rowerzystów, a potem jeszcze samochód z czerwonym nosem i rogami renifera Momentalnie mi dół przeszedł.
Nie ważę się na razie, po co mam się dołować. Idąć doszłam do takiego wniosku:
wkurzenie+ jedzonko=endorfiny-poczucie winy z przerzarcia=ponowne wkrurzenie; wkurzenie+aktywność=endorfiny+spalone kalorie+zdrowie=redukcja początkowego wkurzenia
Wniosek: jak się wnerwisz, lepiej tupnąć nogą i tupać do skutku, niż zjeść ponadprogramowe ciastko.
Tak więc lecę poćwiczyć, coby mi poziom endorfin nie opadł. A potem do zakuwania
DZięki wszystkim za życzenia jesteście kochane
Wysmarowałam przed chwilą długiego posta, ale mi go zjadło. W skrócie: z jedzeniem nie tak tragicznie, więcej niż na co dzień, ale pofolgowałam sobie tylko tyle ile planowałam. Dużo białka, ciach tylko po jednym kawałku. Kuzynka piała z podziwu nad moją dyscypliną. Nienawidzę chwilami mojego rodzeństwa za wyśmiewanie moich wysiłków, wypominanie każdego kęsa, nawet jeśli w danej chwili to tylko grzybek marynowany wielkości pinezki. Najgorsze że to się nie zmieni nawet jak schudnę, jak ważyłam tylko 52 kilo też się czepiali, choc miałam żebra na wierzchu...ech....
niezaplanowane bieganie i za******y kierowca
autobusu
Wczoraj z wieczora wracam sobie z korków, kawałek miałam do przejścia do przystanku z którego mogę dojechac do domu. popylam w średnio szybkim tempie, myśląc że mam jeszcze trochę czasu, a tu nagle mija mnie mój autobus. Ja w panice zaczynam biec, bez większych nadziei, bo chełmscy kierowcy raczej nie czekają, a mi brakowało spory kawałek. KIEROWCA CAŁĄ MINUTĘ STAŁ NA PRZYSTANKU I CZEKAŁ AŻ DOBIEGNĘ nikt poza mną nie wsiadał z tego przystanku. Do dziś jestem w szoku.
A najśmieszniejsze, że nie wiedziałam, że jestem w stanie biec w takim tempie przez tyle czasu i nie wypluć płuc.
Pi.... nie robie...+ znikający baleron
Skończyłam piec ciastka właściwie już dziś, bo po pierwszej w nocy. Zjadłam 4. Jestem zmęczona, więc robie sobie wagary. I tak na zajęciach kolędy i inne świąteczne badziewie (po tygodniu naprawdę może się przejeść). Wieczorem tylko kopsnę się na korki, jak przestanie mi się kręcić we łbie to nadgonię trochę roboty przewidzianej na jutro.
Odrzucanie od jedzenia na szczęście przeszło i dziś już jem po ludzku. Na śniadanie 3 wafle ryżowe wieloziarniste z serem żółtym i herbata pu-erh. Potem będę robić "sajgonki" z kapustą i grzybami, tylko zamiast smażyć walnę je na 10 minut do piekarnika posmarowane jajeczkiem dla chrupkości. Pewnie pochłonę jeden czy dwa przy tym. Na kolację jescze nie wiem.
Waga kilogram w dół, zakwasy o dziwo zniknęły, a górny baleron zmniejszył się w końcu o całe 5 centymetrów w ciągu tygodnia Do osiągnięcia celu sylwestrowego został tylko kilogram, powinno dać radę, ale mając święta w perstektywie nie napalam się że zrzucę więcej. Chociaż wziąwszy pod uwagę że połowy nie dań nie tknę przez wzgląd na gluten nie powinno być tak tragicznie.
Buziaczki dla was. Idę się chyba zdrzemnąć pół godziny
Z jedzeniem w trybie ludzkim a nie odkurzaczowym idzie mi dosyć dobrze.Z ruchem jest gorzej, bo poza marszami w ramach olewania komunikacji miejskiej w sasadzie nie mogłam się jakoś zmotywować. Toteż wpadłam na pomysł coby uskutecznić sobie testy sprawnościowe, takie jak na w-f się kiedyś uskuteczniało. Wkleiłabym link ale coś mi nie trybi Będę powtarzać raz na miesiąc i zapisywać.Może zrobię wykres i walnę na ścianę. Zwiększająca się mam nadzieję liczba punktów będzie mnie motywować, a za przejście na wyższy poziom wykombinuję sobie jakieś fajne nagrody. Próbuje zwerbowac mamę do kompletu.
A wy jak się motywujecie do ruszenia się? Buziole