Wczoraj "umierałam na przeziębienie", ale dziś już jest dobrze. Analizując co jadłam przez święta i po, doszłam do wniosku, że wpierniczam za dużo białek.
Maszerując dziś do domu z korków zobaczyłam grupę ludzi uprawiających nordic walking, potem prochę rowerzystów, a potem jeszcze samochód z czerwonym nosem i rogami renifera Momentalnie mi dół przeszedł.
Nie ważę się na razie, po co mam się dołować. Idąć doszłam do takiego wniosku:
wkurzenie+ jedzonko=endorfiny-poczucie winy z przerzarcia=ponowne wkrurzenie; wkurzenie+aktywność=endorfiny+spalone kalorie+zdrowie=redukcja początkowego wkurzenia
Wniosek: jak się wnerwisz, lepiej tupnąć nogą i tupać do skutku, niż zjeść ponadprogramowe ciastko.
Tak więc lecę poćwiczyć, coby mi poziom endorfin nie opadł. A potem do zakuwania
chocolatita
28 grudnia 2011, 12:47Tak trzymaj!! :)
mmonni
28 grudnia 2011, 12:22dobra filozofia ;D