Wczorajszy poniedziałek był naprawdę roztańczony
Najpierw z mężem poszliśmy na kurs tańca towarzyskiego.Ponad godzinę ćwiczyliśmy kroki tanga ," czaczy", walca i jeszce paru innych.Nie jesteśmy może zbyt pojętni , bo czasem deptamy się po nogach.Mój mąż wkurza się , bo ja za wszelką ceną probuje prowadzić i nasz taniec przypomina trochę przepychanie.Ale ogólnie dobrze się bawimy.
A o 21 poszłam na Zumbę.Jak zwykle było super.
Koszulkę można było wykręcać.
Pierszy raz nie bolaly mnie łydki,, ale może dlatego , że miałam już rozgrzewkę na tańcach.Ten bol towarzyszył mi zawsze przez 20 minut Zumby, potem trochę mijał. No , ale nie ma czemu sie dziwić .Przecież moje nogi noszą 40 kg sadła.
Po przyjściu do domu mówię do meża , żeby zobaczył mokrą mam koszulkę i włosy.Chciałam , aby docenił moje wysiłki.
I wiecie ci powiedział.Że jego interesują tylko wyniki i jak zobaczy mój płaski brzuch , to uwierzy , że ta zumba daję jakieś wyniki.
Wredzioch jeden !!!!!!, ale z drugiej strony moj mężuś "przeżył "juz aerobik , bieganie , aerobik w wodzie, tenisa, gimnastyke dla puszystych, calanetics, marsz z kijami, rower, basen.
Więc może ma prawo nie wierzyć