poniedziałek -79,6- horror.
I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu, rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II - jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia, orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III zupa krem ze świeżych pomidorów z razowym makaronem + pestki słonecznika :), budyń czeko z gorzkiego kakao hand made, bigos jarski (z przepis ze strony jadonomia - polecam genialny). Niestety po ćwiczeniach wciąż byłam głodna więc wpadł kolejny banan, dwie mandarynki, figi... i o tym właśnie mówię. Ja ciągle coś dowpierniczam...
Przyznaje bez bicia, że moje menu było zwyczajne, bez ograniczania się póki co i wymyślania. Tak jadam na co dzień... Źle dobrze, nie wiem, tak mi smakuje.
Ale - pierwszy raz od 15 sierpnia i katastrofy z dyskiem poćwiczyłam. (Raz wcześniej próbowałam i poległam z bólem). Wczoraj się udało - pełna godzina solidnych cwiczeń na całe ciało + z hantelkami zaliczona :))))))))
A, jeszcze jedno - rozpoczynam suplementacje na kolana. Bo to co one wyprawiają... muzykę mi nawet zagłuszają Dziś wzięłam grzecznie 3 tabletki, plus cos z A i E. Czas się pozbyć zapasów...
wtorek - 80,2- a jednak stało się! Stuknęła mi osiemdziesiątka!
I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu,
rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II -
jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia,
orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III - kasza jaglana + sos pieczarkowy (oczywiście z pieczarek, nie z torebki :) + ogórki kiszone, IV - razowiec z serami bo weny zabrakło, V -jabłko, budyń hand made z gorzkim kakao i wsio.
Domówki z hantlami i zestaw na udźce zaliczony. Mimo masakrycznych "zakwasów" czyli mikro urazów, aaaaa!
3 x tabsy na kolano + A i E tez. HOWK!
środa -79,5-uff, para schodzi
I -sałatka z sałat, marchwi, pomidora, ogóra, oliwek, wędzonego tofu,
rzeżuchy, lucerny, pestek, suszonych przypraw, czarnuszki i oliwy, II -
jogurt naturalny z musli z płatków bez glutenu, słonecznika, dyni, chia,
orzechów włoskich, suszonych moreli i fig bez siarki + banan, III -
kasza jaglana + sos pieczarkowy (oczywiście z pieczarek, nie z torebki
:) + ogórki kiszone, IV - razowiec z serem i kiełkami, banan, jabłko, mandarynki 2 szt
Mięśnie bolą jak czort. Czuję moc zwykłych domówek, juhuuu!
W związku z tym zrobiłam dzień regeneracji. Uff
czwartek - 79,5
I - razowiec z serem i kiełkami + pomidor malinowy, II - jogurt naturalny z hand made musli + jabłuszko, III - na obiad planuję brokuł z czymś tam,, moze z razowym makaronem, a może resztkę pomidorowego kremu... ??? Sie zobaczy.
Powrót do domu po 21, odpadają ćwiczenia niestety.
piątek - wyjazd do Poznania na rezonans kręgo, cały dzień upłynął na dreptaniu i czekaniu...
Menu wyjazdowe, powrót późnowieczorny, kiszenie w pociągu można zaliczyć jako 5 h sauny Oczywiście wciągnęłam jednego malutkiego rogalika do kawki :)
sobota - uroczystości patriotyczne, odwiedziny u rodziny i dzień przeleciał przez palce...
Liczyłam na rower, ale pogoda była dramatyczna. Menu jak to u mamusi, pyszności typu knedle ze śliwkami
niedziela - jest i słonko! Ale i wiatr... Na rowerze w końcu zrobiłam tylko 25 km, bo pozostały słoneczny czas spędziłam grabiąc hektary babciowego podwórka... Kilka h działania na akord, żeby zdążyć przed zmrokiem... Oj poczuję plecki, poczuję...
Menu znowu gościnne, ale na szczęście cały dzień w ruchu, wiec czuję się rozgrzeszona :)