Powrót z wypoczynku wieczorem w niedzielę. Fajnie było :-D
Droga powrotna nieco uciążliwa, bo coś mi nie służy ostatnio pozycja siedząca.
Pogoda udała się pięknie. Nawet upały nie były w stanie zaszkodzić, kiedy 30 m od domu las, a na podwórzu ogromne stare jabłonie i altanka z winoroślą. Można leżeć na materacyku i podziwiać, jak dojrzewają owoce winogron. Dzieciaki jeździły na rowerach po świeżutkim asfalcie, który właśnie położono na wąskiej drodze dojazdowej. Bezpiecznie, bo tam już koniec świata i dalej tylko łąki i las. Przerywały rajdy, kiedy widziały dziadka, taszczącego z pasieki pudło pełne ciężkich od miodu ramek. Wtedy synek pomagał w uruchamianiu miodarki, a córcia podstawiała paluszki pod kranik, bo tam wiadomo co : MIODEK!!!!
Akurat trafiliśmy na dni, gdy w lesie pojawiła się spadź jodłowa i trzeba było szybko opróżniać plastry, bo pszczoły nie miały gdzie robić zapasów. A w sobotę deszcz zmył całą spadź i koniec miodobrania :-(
Przy takich zbiorach jest mnóstwo rzeczy do oblizywania (słodkich oczywiście), bo zawsze są jakieś odpady nie nadające się do przechowywania. Kiedy nie ma w pobliżu łakomych wnuków, to takie odpady wynoszone są między ule i pszczoły wszystko sprzątają same. Wykorzystują każdą drobinkę miodu, wosku, kitu, pierzgi... Niesamowite owady.
Słyszałam, że ludziom chorym na astmę proponuje się inhalacje pasieczne. Otwiera się taki ul i wdycha zapach, który się unosi. Pszczoły utzrymują w ulu stałą temperaturę bez względu na porę roku za pomocą własnych ciał. Taka bezbłędna klimatyzacja, cały czas ok 30 st. C. I faktycznie, jak dziadek zdejmował daszek z ula, to zapach się rozchodził piękny i widać było pszczoły ustawione przy wylocie, które ruchem skrzydełek wymuszały ruch powietrza wewnątrz. Po tych wszystkich pszczelich atrakcjach zapakowaliśmy pół samochodu miodem, bo zima długa, a i znajomi chętnie skorzystają.
Teraz ostatni tydzień wakacji. Dzieci kompletują wyprawki. Mnie czeka wizyta u ginekologa ( wiadomo, meldować się trzeba co miesiąc) i sprzątanie generalne całego domu, bo małżonek prawie skończył remont schodów (tzn. zastało mu pięć stopni do przyklejenia, więc mam nadzieję, że dwa dni mu wystarczą) i wszystko niesamowicie zapylone drewnem. Ale za to nasze mieszkanie nareszcie ma jakiś wygląd! I nie można już powiedzieć, że w nim straszy. Chociaż, jak mam zły dzień.... to chętnie straszę sama :-)
Dla zainteresowanych wątkiem teściowej. Otóż nie widziałam kobiety od momentu powrotu, więc ona mnie też nie widziała i nadal nic nie wie na temat mojego stanu błogosławionego. Ale jak mnie zobaczy, to chyba ślepa będzie, jak się nie połapie. Bo to już miesiąc szósty i mimo mojej zwykłej tuszy widać, że coś tam mam EXSTRA pod ciuszkami :-)
Poza tym dzieciątko robi się coraz bardziej aktywne i coraz bardziej zaczyna mnie cieszyć. Przepracowałam już w sobie fakt, że jego pojawienie się pokrzyżowało mi sporo planów, pogodziłam się sama z sobą i teraz to się już tylko cieszę :-) Moi rodzice są podekscytowani niezmiernie, bo mają trzech wnuków i jedną wnuczkę, moja bratowa spodziewa się ponoć chłopaka, więc dziadkowie obstawiają u nas kolejną wnusię. No i oczekiwanie, czy ja, czy synowa pierwsza, bo termin ten sam :-) Ale rywalizacja