Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wracam do formy po urodzeniu synka. Jako weteran odchudzania wierzę, że tym razem, nauczona własnymi błędami, potrafię racjonalnie i mądrze uzyskać wymarzoną wagę i kondycję :-) Jestem typową kurą domową z zacięciem pedagogiczno- filologicznym. Pochłaniam masowo książki, zajmuję się dzieciakami, z kuchni zrobiłam jaskinię alchemika. Nie stronię od robótek ręcznych wszelkiego rodzaju. Lubię zwierzęta, jeśli one mnie lubią. Jestem utalentowana muzycznie, ale to talent zmarnowany. Bywam marzycielką, złośnicą, przykładną żoną lub nieznośną synową. Dla każdego coś innego :-D

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 89330
Komentarzy: 741
Założony: 13 stycznia 2009
Ostatni wpis: 5 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kasiapelasia34

kobieta, 49 lat, Kraków

160 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 września 2009 , Komentarze (2)

Rok szkolny się zaczął. Po niedospanej nocy w namiocie w ogrodzie (ślubny pomalował schody i w domu spać się nie da) wyprawa do szkoły, przemówienia, składki, rozkłady zajęć, mundurki, ubezpieczenia, podręczniki, chórki, pianina, wyprawki.... Ręce opadają i głowa boli. Na dodatek mamusie nie garną się do załatwień, a ja aktywistką nie będę drugi rok z rzędu, bo mi brzuch nie pozwala. I patrzyłam, jak na prośby wychowawczyni o cokolwiek zapadało milczenie zbiorowe i nikt nie chciał wody z buzi wypuścić. A ja jestem już zmęczona....
Jutro jeszcze wcześniej pobudka, nocka też w namiocie. I trzeba znowu te kanapki, soczki, plecaczki, kapcioszki.... Nie lubię szkoły. I wcale nie dlatego zostałam nauczycielką....

28 sierpnia 2009 , Komentarze (9)

Do teściowej przybyła jej koleżanka. Siedzą sobie w ogródku i rozmawiają, a ja słyszę, bo blisko, a uszu zatykać nie mam zamiaru. I słyszę monolog teściowej:
Ta moja synowa to się tak ostatnio zapuściła, że aż przykro na nią patrzeć. Waży już pewnie z dziewięćdziesiąt kilo. I to w środku lata, jak ludzie się odchudzają i się nie chce jeść, bo upały. Ja nie wiem, jak tak można. I że jej M. (czyli mój mąż) nic nie powie.... to przecież taka kobieta nieatrakcyjna.....Ja to, jak byłam młoda, to już na wiosnę robiłam sobie głodówkę, żeby w lecie jakoś wyglądać, a ona... szkoda gadać....czym ona się opycha?
.........................................................................................................................................
No, to się dowiedziałam: jednak jest ślepa!!! :-D
A mąż mi kiedyś powiedział, że te moje ciągłe zmiany wagi są urocze, bo mając w łóżku kobietę o urozmaiconych sezonowo rozmiarach, nie sposób się znudzić. I raz on mnie może nosić na rękach, a raz ja jego :-D
 Świetnego mam faceta!!! Możecie mi zazdrościć! I teściowa też świetna: jest się z kogo śmiać do końca życia (jej lub mojego :-D).Czasem mam ochotę wysłać ją na księżyc, ale potem żal mi się robi, bo przecież głupota jest niezawiniona i nieuleczalna....

28 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Pobudka bladym świtem: komar przedostał się pod moskitierę. Polowanie zakończyło się sukcesem :-D
Potem wizyta u mojego gina staruszka i USG. Dziecię nadal dwa tygodnie mniejsze, niż wynika z kalendarza. Cóż, jakby nie było jakiejś anomalii w moim cyklu, nie byłoby dziecka.... Te dwa tygodnie tłumaczą wszystko. Tylko na przyszłość muszę wziąć pod uwagę, że po trzydziestce takie anomalie są już normalne i ponoć wiele kobiet wchodzi w fazę zaburzeń hormonalnych. Trzeba się będzie baczniej obserwować.
A na razie brzuszek rośnie, waga w górę, dziecię coraz bardziej ruchliwe i nie daje się zidentyfikować pod względem płci. I dobrze :-) Czy wszystko trzeba wiedzieć już?
Kupiłam dziś rożek w niebieskie psinki, bo jakoś taka rozczulona byłam po ty USG...
I musiałam wytłumaczyć się córeczce, co to takiego i po co. Stwierdziła, że dzidziusiowi będzie w tym za gorąco, więc powiedziałam, że to na zimę :-) Mała spokojnie poszła się bawić, jakby usłyszała, że jutro też będzie świecić słońce. W końcu obecność rodzeństwa to dla niej normalka. A dzidziuś to jeszcze jedna zabawka.
Kolejny upalny dzień się zapowiada. Zdejmuję obrączkę i pierścionki, po południu znowu wszystko będzie za ciasne i trzeba będzie śmigać boso...

27 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

Upał zwala z nóg (dosłownie) + niskie ciśnienie (kawa tu na nic w moim przypadku). Wstałam rano, ale tylko na śniadanie i bęc do łóżka.
Dzieci bawią się grzecznie, budują rakietę z wszystkiego, co znajdą (meble i garderoba też znajdują zastosowanie). Żałuję, że nie mam możliwości uwiecznienia na zdjęciu.
W domu brud remontowy się nawarstwia.  Na weekend zapowiada się ewakuacja, bo małżonek będzie kładł lakiery na swoje cudo (wypocone przez cztery tygodnie). A żona i dzieci truć się oparami nie mogą. Umawiam się więc na wszelkie zaległe wizyty towarzyskie, bo pogoda na piknik jest niepewna.
A na razie muszę wymyślić sobie jakieś zajęcie, bo wstyd mi trochę mojego lenistwa.... Może maszyna do szycia? Uzbierał się ogromny kosz ciuchów do przeróbek i reperacji..... Tylko tak mi się nie chce.... czy jest jakieś lekarstwo na lenia? Jakaś ziołowa herbatka?

24 sierpnia 2009 , Komentarze (4)

Powrót z wypoczynku wieczorem w niedzielę. Fajnie było :-D
Droga powrotna nieco uciążliwa, bo coś mi nie służy ostatnio pozycja siedząca.
Pogoda udała się pięknie. Nawet upały nie były w stanie zaszkodzić, kiedy 30 m od domu las, a na podwórzu ogromne stare jabłonie i altanka z winoroślą. Można leżeć na materacyku i podziwiać, jak dojrzewają owoce winogron. Dzieciaki jeździły na rowerach po świeżutkim asfalcie, który właśnie położono na wąskiej drodze dojazdowej. Bezpiecznie, bo tam już koniec świata i dalej tylko łąki i las. Przerywały rajdy, kiedy widziały dziadka, taszczącego z pasieki pudło pełne ciężkich od miodu ramek. Wtedy synek pomagał w uruchamianiu miodarki, a córcia podstawiała paluszki pod kranik, bo tam wiadomo co : MIODEK!!!!
Akurat trafiliśmy na dni, gdy w lesie pojawiła się spadź jodłowa i trzeba było szybko opróżniać plastry, bo pszczoły nie miały gdzie robić zapasów. A w sobotę deszcz zmył całą spadź i koniec miodobrania :-(
Przy takich zbiorach jest mnóstwo rzeczy do oblizywania (słodkich oczywiście), bo zawsze są jakieś odpady nie nadające się do przechowywania. Kiedy nie ma w pobliżu łakomych wnuków, to takie odpady wynoszone są między ule i pszczoły wszystko sprzątają same. Wykorzystują każdą drobinkę miodu, wosku, kitu, pierzgi... Niesamowite owady.
Słyszałam, że ludziom chorym na astmę proponuje się inhalacje pasieczne. Otwiera się taki ul i wdycha zapach, który się unosi. Pszczoły utzrymują w ulu stałą temperaturę bez względu na porę roku za pomocą własnych ciał. Taka bezbłędna klimatyzacja, cały czas ok 30 st. C. I faktycznie, jak dziadek zdejmował daszek z ula, to zapach się rozchodził piękny i widać było pszczoły ustawione przy wylocie, które ruchem skrzydełek  wymuszały ruch powietrza wewnątrz. Po tych wszystkich pszczelich atrakcjach zapakowaliśmy pół samochodu miodem, bo zima długa, a i znajomi chętnie skorzystają.
Teraz ostatni tydzień wakacji. Dzieci kompletują wyprawki. Mnie czeka wizyta u ginekologa ( wiadomo, meldować się trzeba co miesiąc) i sprzątanie generalne całego domu, bo małżonek prawie skończył remont schodów (tzn. zastało mu pięć stopni do przyklejenia, więc mam nadzieję, że dwa dni mu wystarczą) i wszystko niesamowicie zapylone drewnem. Ale za to nasze mieszkanie nareszcie ma jakiś wygląd! I nie można już powiedzieć, że w nim straszy. Chociaż, jak mam zły dzień.... to chętnie straszę sama :-)
Dla zainteresowanych wątkiem teściowej. Otóż nie widziałam kobiety od momentu powrotu, więc ona mnie też nie widziała i nadal nic nie wie na temat mojego stanu błogosławionego. Ale jak mnie zobaczy, to chyba ślepa będzie, jak się nie połapie. Bo to już miesiąc szósty i mimo mojej zwykłej tuszy widać, że coś tam mam EXSTRA pod ciuszkami :-)
Poza tym dzieciątko robi się coraz bardziej aktywne i coraz bardziej zaczyna mnie cieszyć. Przepracowałam już w sobie fakt, że jego pojawienie się pokrzyżowało mi sporo planów, pogodziłam się sama z sobą i teraz to się już tylko cieszę :-) Moi rodzice są podekscytowani niezmiernie, bo mają trzech wnuków i jedną wnuczkę, moja bratowa spodziewa się ponoć chłopaka, więc dziadkowie obstawiają u nas kolejną wnusię. No i oczekiwanie, czy ja, czy synowa pierwsza, bo termin ten sam :-) Ale rywalizacja 

14 sierpnia 2009 , Komentarze (6)

Jedziemy wreszcie na wakacje. Dzieciaki będą miały okazję zobaczyć prawdziwe wiejskie dożynki. Mamy zamiar też zapędzić się na odpust do lokalnego sanktuarium. Dla oczu dziecka to ma niesamowity urok. Te wszystkie kramy, trąbki, tłumy, wstążki, wieńce, obrazy z kwiatów i ziół, procesje... Taki nasz piękny ludowy folklor religijny. Taki naiwny jak dzieci właśnie, więc zależy mi na tym, żeby to przeżyły.
Mąż ma zamiar weekendem na wsi w towarzystwie dzieci i psa zakończyć urlop. Potem wraca do pustego domu i po pracy ma kończyć te nieszczęsne schody. Powiedziałam, że wrócę do domu, jak będzie zrobione. To go dodatkowo zmobilizuje, bo wyjątkowo źle znosi samotność :-D. Próbuje nawet wytargować obecność psa w domu (który go uwielbia), ale nie wiem, czy mu życie ułatwiać :-)
Tak że na (wstępnie) tydzień mówię do widzenia! Mam zamiar się naodpoczywać, kiedy dzieci będą buszować po lesie i okolicznych błotach (te zupy błotne i babki z trocin, torty wykończone igłami, lisćmi i kwiatkami!). Może uda się do lasu na rydze wybrać, bo słyszałam, że się pokazują. Tylko nie wiem, czy moje gabaryty mi pozwolą, bo tam niezłe górki w tych lasach :-) i zadyszka pewna....
Do zobaczenia więc!

13 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Po solidnie przespanej nocy świat wydaje się piękniejszy. Nawet deszcz za oknem nie zrobił na mnie wrażenia, kiedy stwierdziłam, że nie mam nowych śladów po ugryzieniach komarzych i że ani raz się nie obudziłąm w nocy. Moskitiera działa, chociaż za dnia wygląda mniej po królewsku, raczej kiczowato... ale co tam!
Schody nadal nie zrobione. Chociaż już mamy barierkę, co jest bardzo dla mnie ważne, bo mój środek ciężkości się przemieścił... do przodu. Schody strome, więc miałam już poważne plany przeprowadzena się ze spaniem do garderoby obok łazienki. Żadna to przyjemność balansować z brzuchem nad przepaścią. A tak to mam się czego uczepić :-D
Dziecię najmłodsze leniwe jakieś. Jakby tak sumiennie sprawdzać mu aktywność, to następny flegmatyk w rodzinie murowany... A to stanowiło by miłą odmianę po dwóch nadpobudliwcach, roznoszących dom i szkołę na strzępy... No cóż, jak już pisałam, to ma być Kinder-niespodzianka. Się okaże na koniec roku ;-)

12 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

Po szóstek bezsennej nocy oprotestowałam taki stan rzeczy i zażądałam od ślubnego moskitiery. Bo nie da się spać, jak nad uchem przez całą noc chórek komarów bzzzzzzzzzzzzzz bzzzzzzzzzzzzzzzz bzzzzzzzzzzzz
Jego nie gryzą. Interesują się nim tylko wtedy, gdy ja się chowam z głową pod kołdrę. Wtedy słyszę nerwowe wymachiwanie rękami. Ale nie da się tak długo oddychać, więc wychylam się... i znowu słyszę bzzzzzzzzzzzz bzzzzzzzzz bzzzzzzzzzzzz. A on spokojnie śpi.... Ponoć kobiety w ciąży tak mają ze względu na hormony, są smakowitsze... dla komarzyc.
Więc rano zastrajkowałam. I małżonek pojechał do sklepu po jakieś wiertełka i moskitierę. I wisi sobie teraz taka fikuśna firanka w kwiatuszki nad naszym łożem, a ślubny mówi, że może wreszcie przestanie słuchać w nocy, jak klnę po szewsku. Czyli moje klątwy to słyszał, ale komarów już nie... I sam się nie domyślił....Ale za to mam spanie jak królewna. Tylko żeby mi grochu nie nasypał.....
Kolejny dzień spędziłam w kuchni. Rodzina nakarmiona i zadowolona, ja nadal węszę po garach. Skończy się pewnie na kubku kakao z miodem i cynamonem. Takim gorącym, aż strach :-) A teraz spacer z psicą, bo zaczyna piszczeć pod drzwiami.

11 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

Otóż do łóżka mam daleko, bo na ...hm... nie wiem, jak to nazwać. Muszę pokonać dwie kondygnacje schodów, które teraz przypominają pobojowisko. Pełno tam wiórów, desek, wierteł, poziomic i innych dziwadeł. Jak się tylko zbliżam, to mąż wstrzymuje oddech, a potem przerażony pyta: Czy jesteś pewna, że MUSISZ wejść na schody? No i stwierdzam, że chyba jedna k nie muszę. Więc snuję się pod kuchni na parterze. Zrobiłam trochę soku malinowego, ciasteczka francuskie z powidłami i ugotowałam obiad. A że to ponoć portal o jedzeniu (albo nie-jedzeniu, zależy co komu służy), pozwolę sobie przedstawić jadłospis obiadowy. Była więc zupa kalafiorowa na rosole indyczym, kurczak po pekińsku z miodem i czerwonym winem z dodatkiem makaronu ryżowego i surówka pekińska jak najbardziej. Pyszne, zdrowe, kolorowe. Nietuczące. Ilość kalorii zmienna w zależności od ilości spożytych dokładek :-) Garnki wylizane, dla psa nie zostało nic (i dobrze :-)).

11 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Długi poranek w łóżku, leniwy spacer z psem pod chmurką po ścierniskach, śniadanie w towarzystwie dzieciaków i kawa....
To wszystko miało mnie obudzić, ale efektu nie widać....
To się nazywa jałowy bieg... silnik pracuje, ale ani do przodu, ani do tyłu...
Mam silny ciąg w kierunku łóżka. A lekarz kazał się dużo ruszać. Jak to pogodzić? 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.