Zaniedbałam wpisy-już się poprawiam!
Ostatnio częściej buszuję na forum i trochę tam czas tracę-a mimo wszystko zyskuję nowych znajomych,nowe porady i poznaję ludzi o podobnych problemach i wiem,że nie jestem już sama-dziękuję wszystkim,które mnie przyjęły do swego grona forumowiczów.
Jutro mam ważenie i liczę na sukces choć nie będzie wielki na pewno.Waga jak na razie pokazuje różne cuda-skacze jak piłeczka po schodach,niestety nie tylko w dół.Jeszcze wczoraj załamka-zbyt dużo ,a dziś rano miałam 88,1-byłoby dobrze gdyby jutro było tyle samo lub mniej.
Ostatnio przybyło mi nowych znajomych często mnie odwiedzających,ale niestety zauważyłam,że część z nich nie odzywa się od dłuższego czasu i nic nie pisze w pamiętniku-tęsknię za wami kobietki-wymiękacie?Jak narazie nie wyrzucam tych znajomych z listy,bo może za jakiś czas wrucą na vitalię i może sobie o mnie przypomną-a ja będę już taka szczuuupluuutkaaa (nigdy nie byłam to dlaczego miałoby się tak stać)
Spalonych kcal nie podliczyłam,bo straciłam rachubę od kiedy je zliczyć,ale od piątku średnio po 60 min pływam dziennie.Wpiszę jutro.
Dietę trzymam,choć w poniedziałek zjadłam faszerowanego indyka w panierce smażonego w oleju(chyba jakieś 800kcal)Basen zaliczę dziś wieczorkiem,a do południa wypiorę pościel bo słonko wyszło więc je wykożystam.Po śniadaniu w las z kijkami-obiecałam wczoraj dziewczynom na forum,że znowu zacznę chodzić.Idę wygonić z łóżek córki-blokują mi robotę.Muszę jeszcze dziś załatwić książeczkę sanepidowską,bo pani dyrektor łeb mi urwie jak do piątku nie będę miała przedłużonej.
Życzę Wam miłego dnia i tygodnia.
Zmęczona jak djabli!
1140kcal na minusie-pływanie żabką.
Trochę dziś nagrzeszyłam-podjadłam ciasto przy krojeniu na komunie,ale w dziennej dawce się zmieściłam.Wczorajszy dzień był dniem sądnym-praca na pełnych obrotach przez 11godzin-potem basen(1500m)-mały godzinny spacerek-karaoke w byłej pracy,słuchanie pijanego kolegi i te jego żale.Potem poszłam po córkę po pracy i wróciłam do domku ok 1 w nocy,a o 5 pobudka i znów praca na maksa do 16-basen(1050m)i do domku,a teraz vitalia i zamykające się oczy-zmęczenie daje w kość.muszę wytrwać do 22,bo obudzę sie w środku nocy,a rano na basen.Dziś wyszłam nie dlatego,że się zmęczyłam pływaniem,ale omijaniem ludzi-taki tłok robiła pewna rodzinka-pływali w jednej linii na szerokość i trzeba było wręcz nurkować,żeby ich ominąc-wrrr
Nasłuchałam się komplementów w byłej pracy pod tytułem:jak ja to teraz dobrze wyglądam itd,itp
I czuję te spojrzenia oceniające moje postępy-takie z rodzaju od stóp do czubka głowy.
Lecę już na nos więc muszę poszukać jakiegoś ożywczego zajęcia-Dobranoc kochane!
-1,3kg w tydzień-jednak można!
Wiara innych w nasze sukcesy powoduje,że łatwiej nam dążyć do celu-Takie mądre słowa dziś wymyśliłam pisząc komentarz naszej nowej koleżance.Co o nich myślicie-jak dla mnie święta prawda-nie mylić z "gówno prawda"hihihi.
Wolny dzień-pospałam do 8 więc poranne pływanie przepadło,ale nic straconego-jest czynne do 22.Po śniadanku zasiadłam przy Waszych pamiętnikach i jakoś nie umiem zastartować do jakichś obowiązków.
Ostatnio częściej bywam na basenie i więcej niż dotychczas pływam-mój nowy nałóg,ale z takiego nie muszę się leczyć.Moje leczenie z obżarstwa nadal jeszcze trwa.
Ćwiczenia modelujące nadal u mnie leżą-może coś pomacham dziś.
Zauważyłam,że przez te 5 miesięcy mój organizm przyzwyczaił się do stałych pór posiłków i jak odczuwam głód to wiem,że minęły mniej-więcej 3 godzinki.
Już mi się marzy,żeby był wtorek i środa,bo mam wolne,a przede mną intensywne dni pracy-7 komunii w niedzielę a w sobotę dodatkowo 40 osób-wrrrr
Czwartek i moja waga była dla mnie łaskawa-spadek o -1,3kg
Spalone ostatnio1800kcal pływając
I to na tyle spadam z kompa!Przesyłam całuski dla dopingujących i uściski dla odwiedzających.
Wreszcie wolny dzień!
I po komuniach!Uff!Nogi bolały jak oszalałe,ale daliśmy radę.
Rankiem wstałam na basen-ostatnio to taki mój sposób na rozpęd na cały dzień.Wracając do domku odwiedziłam siostrę,w między czasie prało się pranie przebiorę dziś pościel już pościągałam do prania-mam nadzieję,że jeszcze wyschnie,bo nie chcę jej prasować tylko od razu jak przeschnie ubiorę.
Ostatnio kupiłam sobie 2 bluzki,bo to co do tej pory nosiłam wygląda na mnie jak wór.Jak chciałam dziś ubrać spodenki po domu to zsunęły się przez biodra-jak to cieszy.
Na pasku mam -15kg,ale od tego czasu( zmiana wagi stara oszukiwała)faktycznie zrzuciłam -18kg jak będę miała 88 to będzie-20kg-i wtedy świętuję-wyjazd w góry(mam wolny 3 weekend maja)+kosmetyczka+jakiś film w kinie.
Na tą okazję zrobię zdjęcia i porównam z tym starym które do niedawna straszyło w tym pamiętniku.Muszę jednak kupić lub pożyczyć od siostryaparat fotograficzny,bo jedyny padł na amen.
Na tydzień zmieniłam dietę na -0,8kg na tydzień i mam teraz ok.1600kcalna dzień.Do tej pory od marca na -1kg miałam ok 1300-1400kcal.Zobaczę co wyniknie z tego tygodniowego doświadczenia,bo za tydzień wracam do poprzedniej wersji.
Zobaczymy jak to się odbije na wadze w ten i następny czwartek???
Dziś jak na razie spaliłam 950kcal pływając i sprzątając przez ponad godz.
Pozaglądam trochę do Was-do następnego wpisu-Pa
***
1250kcal spalone-pływanie żabką całą godzinkę+rower wczoraj i rower w domku.
Dziś do pracy na 6 wstałam,zrobiłam co trzeba i skończyłam o 16,30.Pogadałam trochę z recepcjonistką i pojechałam do kościoła,bo jutro nie ma szans.Pojechałam jeszcze na basen i przepłynęłam 54 długości-odzyskałam siłę do pracy na jutro-6 komunii na raz to istne wariactwo,ale chyba przeżyję.Trzymajcie za mnie kciuki.
Dziś jedzenie byle jakie i byle jak:rano przy krojeniu podskubałam trochę mięsa pieczonego i plasterków wędliny,potem marchewka i jabłko+woda i herbaty,a po basenie baton z mussli(102kcal),jutro pewnie będzie podobnie-brak czasu na jedzenie.
Odpoczywajcie kochane!Dobranoc!
Ważenie-niewielka zmiana!
Wolny dzień-Jak to dobrze brzmi
Dziś ważenie-spadło tylko 0,4kg-maluteńko!Ale+@
Mam dwa dni wolne na ćwiczenia więc będę gonić te moje kg ze zdwojoną siłą,ale poleżeć też by się chciało.
Jakoś przeżyłam te 2 dni pracy-choć wcale nie miałam ochoty na siedzenie w tej piwnicznej kuchni,zapieprzając jak mały samochodzik.
Te z Was które od jakiegoś czasu do mnie zaglądają,pamiętają o tym,że miałam zmienić obecną pracę w której jestem dopiero od października-parę dni temu zaczęłam nawet żałować ,że tego nie zrobiłam.Motywacja do pracy spadała w tak zastraszającym tempie i przybrała taki stan,że nie miałam ochoty chodzić do pracy.Wszystko przez to,że już nie wierzyłam w to,że dostanę obiecaną podwyżkę,nawet 2 tygodnie temu spytałam szefową kiedy dostanę obiecany aneks do umowy-ona na to-że jutro chyba kadrowa podpisze wszystkie dokumenty,ale od tego czasu jakoś nie mogłam spotkać,ani jednej,ani drugiej,tel. do kadrowej też nie miałam,więc wyobraźnia działała w dwójnasób-"Tak teraz mnie wykorzystają,bo dużo roboty,a za 2 miesiące zaproponują pracę jednej z uczennic za mniejsza kasę".Wczoraj jednak poszłam na recepcję i poprosiłam o wykręcenie numeru do kadrowej.Spytałam o moje dokumenty i okazało się,że jednak mam już wypisane te papiery tylko czekają na podpis szefowej.Zaznaczyła,że nie mam o tym nikomu mówić,bo potem są jakieś pretensje.Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego,że należę do nielicznej grupy tych którzy mają wyższą pensję brutto niż cała reszta,która zgadza się pracować za najniższą brutto oficjalnie,a nieoficjalnie dostają kasę do koperty.Gdyby to wypłynęło byłby bunt w załodze.
Obiecałam,że ode mnie to nie wypłynie,bo też chcę pracować w dobrej atmosferze.Tak więc umówiłyśmy się na sobotę-od razu motywacja wróciła,choć będę się musiała bardziej postarać,żeby się całkowicie zaaklimatyzować w tej pracy-nadal czuję się tam jak na gościnnych występach.
Życzcie mi miłego wolnego!
Oczywiście też życzę słonecznego,dnia!
Minął kolejny dzień!
Wile z Was pisze,że ma jakieś kłopoty z Wc,więc na rozweselenie i ku przestrodze opowieść pewnego pana:
Był to 30
grudnia, ostatni dzień w pracy w roku (Sylwester wypadał w sobotę). Atmosfera
już dość luźna, a ponieważ prezes lubił efekciarstwo, więc była zgoda że załoga
może sobie postrzelać fajerwerkami na koniec pracy. No i o 14:00 był w sali
konferencyjnej poczęstunek - szampan, jakieś ciastka a o 15:00 miało być
strzelanie i do chaty. Miałem w kieszeni spodni hukowy fajerwerk, ten z trupią
czaszką i napisem "ACHTUNG!, gruby jak spory ogór. Strzela to mocno jak
samsk**wysyn a zapala się przez potarcie zaryski, jak przy zapałce. O 14:50
poczułem nagłe parcie na stolec (prawdopodobniemieszanka ptysiów i szampana).
Poszedłem dość szybko do WC i zastałem tam dobrego kolegę z działu handlowego,
który przed pisuarem przygotowywał się do lania. Pozdrowiłem go zdawkowo,
powiedziałem żartem żeby lepiej szybko skończył bo zaraz mi dupsko eksploduje i
wszedłem do kabiny.
Niestety, podczas zdejmowania spodni zaszedł mało
prawdopodobny zbieg okoliczności. W kieszeni oprócz ACHTUNGA miałem też
długopis, kluczyki do auta i pudełko zapałek. Prawdopodobnie podczas gwałtownego
ruchu zdejmowania zaryska pudełka potarła o czubek fajerwerka... W każdym razie
w momencie gdy moja kupa wleciała do bieluści ustępu poczułem gorąco w kieszeni
i zobaczyłem smużkę dymu. Zdążyłem pomyśleć "o kurva!" i w panice wyjąłem
dymiący fajerwerk ze spodni i wrzuciłem do kibla, licząc że woda ugasi reakcję.
Miałem jednak widocznie pewne instynktowne obawy, gdyż zatrzasnąłem klapę i
wlazłem na nią, podkurczając nogi.
Tymczasem wewnątrz muszli
fajerwerk prawdopodobnie (tu muszę zdać się na hipotezy) utrzymał się na
powierzchni wody, gdyż utknął na wydalonej chwilę wcześniej kupie. Po mniej
więcej dwóch sekundach nastąpiła straszliwa detonacja.
Kibel
rozpadł się na trzy części a woda i ekskrementy szerokim strumieniem rozlały się
po całym pomieszczeniu. Wyszedłem z kabiny, cały mokry i częściowo ogówniony.
Kolega, który akurat mył ręce nad umywalką, stał jak słup soli i przez dłuższą
chwilę nic nie mówił, stał tak tylko z otwartymi ustami. Wreszcie wydukał:
"Stary, co ty żeś zjadł?"
araz potem zlecieli się inni... Wstydu się
najadłem co niemiara... Wytłumaczyłem prezesowi jak było i w sumie najpierw się
obśmiał a potem wlepił mi naganę, chociaż cała sprawa była po prostu
nieprawdopodobnym pechem
Już raz pisałam i szlag trafił cały wpis(znowu zapomniałam skopiować)Napiszę to samo jutro jak mam wolne.Tymczasem podsumuję ostatnie 2 dni:
Dieta utrzymana w 100%
ćwiczenia:nd.Rower ponad godzinkę w terenie+30 min w domku
Pn. niestety brak ćwiczeń
Ogólnie starałam się w kwietniu jak nigdy,ale też odłożyłam dużo po świętach i w połowie mc.Więc ogólnie nie jest dobrze,bo jeśli utrzyma się do jutra waga z dziś(90kg mimo @)to straciłam od początku mc. tylko 0.8kg-lipnie,ale zawsze coś-kara musi być długa i uciążliwa!
Pozdrawiam Was serdecznie
Wrrrrrr-ciąg dalszy!
Dziś spalone na rowerze-820kcal
Cały zapis poszedł w cyberprzestrzeń,a teraz już nie mam siły pisać na nowo.Jutro muszę do pracy i szlag mnie trafia,bo nie lubię już tam pracować-męczę się tam-więcej napiszę innym razem.Żyję już tym,że mam mieć wolne w czwartek i piątek i niech się to nie zmieni w ostatniej chwili,bo mnie wściekłość rozerwie.Grafik w wykonaniu szefa kuchni to wielkie nieporozumienie-wypisany jest najwięcej na 2 tygodnie,a jeszcze w międzyczasie są zmiany,żeby on miał jak najwięcej wolnego.Sam skubany nie pisze na liście godzin pracy bo wydałoby się że ma niedogodziny,choć twierdzi,że ma nadgodziny-wrrrr
Wszystkie dni z komuniami pracuję,a jest tego w trzy du..y.
3-go mamy 6 komunii,a 10-go-7,i w dodatku jeden z kucharzy idzie na fuchę 9,10,drugi idzie na pięćdziesiątkę do wujaszka-kpina moim zdaniem.Kelnerzy są wszyscy w komplecie+pomoc z zewnątrz,a my mamy mieć okrojony skład do 3 osób.
W poprzedniej pracy płacili może mniej,ale każdy wiedział,że w te dni jest dużo pracy i wiedział,że fuchy nie wchodziły w grę-nawet jak ktoś miał komunię w rodzinie,to mógł wyjść jak zrobił swoje-przygotował zimną płytę i wydał obiady,a w obecnej pracy samowola-jakoś nie widzę żeby się tym przejął któryś z właścicieli.
Kończę już,bo zejdę zaraz na zawał-ciśnienie mi chyba skoczyło na 200.
Dobrze,że mam Was-w vitalii zawsze jakaś odskocznia.
***
Dziś spalone kcal 690-Pływanie żabką 60min.+120kcal(spacerek do i z kościoła)=810kcal
Może jeszcze pojeżdżę na rowerze albo pochodzę z kijkami.
A tak poza ćwiczeniami ostatnio mam małego doła i nie będę tu smucić.