Hej!
Niestety dieta kuleje i to bardzo. Od tygodnia mojemu dziecku rosną ząbki - ostatnie piątki. Na szczęście ostatnie, bo każdy ząb to dla nas i dla Szkraba okropne przeżycie. Przeszliśmy wszystko od kataru 2 dniowego, po gorączkę 40 stopni, biegunki, zaparcia, wzdęcia... Wszyscy lekarze zdziwieni ale cóż. Niestety tak u nas fatalnie przebiega ząbkowanie.
Teraz też 2 dni (niedziela i poniedziałek) totalne biegunki, co chwilę. Mały jak już widzi miseczkę z wodą to zapiera się i nie chce dać się umyć. I tylko wyciąga ręce i jest "przytul mamusiu ukochana" - i tak całyyyyy dzień.
Dziś zawezwałam pomoc w postaci babci :) czyli mojej mamy ale już chyba się przebiły bo dziś jest ewidentnie lepiej.
Ale niestety to wszystko spowodowało, że się jadło byle jak, byle kiedy i byle co. W piątek przy ważeniu szaleństwa nie zobaczę, oby nie było dużo w górę. A że noce też fatalne więc jestem padnięta, zniechęcona... Dziś nadrabiam pracę i może uda mi się poćwiczyć - chociaż dziś chęci nie mam nic a nic. Ale boję się, że jak przerwę to odpuszczę i znowu wszystko szlak trafi.
A tak dziś mi się marzy kawałek czekolady... albo jakiś batonik... FATALNIE!
Biorę się za pracę, może mi odejdzie.
Nie jest lekko. Jak zawsze ze wszystkim pod górkę.
I tyle na dziś.