Niestety nie udało się nic a nic w dół a 0,2kg w górę. Marnie.
Dziś ogólnie fatalny dzień, źle spałam, szczepienie z dzieckiem, sprzątanie (dobrze, że Teściowa posiedziała z synkiem bo boi się odkurzacza). Teraz usiadłam trochę zdołowana, bo fakt nie trzymałam diety w 100%, ale jednak liczyłam, że przy ćwiczeniu 5-6 razy w tygodniu przynajmniej nie pójdzie waga w górę. Ale trudno.
Trzeba się podnieść i walczyć dalej. Jutro wstaję z nowymi siłami i motywacją. Kurcze... gdybym tylko w domu miała jakieś wsparcie. Nie jest lekko, M siedzi przed komputerem - proszę idę się poćwiczyć pobaw się z Małym - i co słyszę - niech siada oglądać bajkę ale jak będzie marudził to go do Ciebie wyślę. Ech...
Druga kwestia... koleżanka mi dziś mówi "to co nie planujecie już więcej dzieci że się odchudzasz". A co ma jedno z drugim wspólnego, dziecko planuję za rok dwa ale jak będę startować z niższą wagą to i lepiej ciąże przechodzę i może aż tak do góry nie pójdzie. Zresztą odchudzam się, żeby się lepiej czuć więc i o dziecko będzie potem łatwiej. Ale bariery w mojej motywacji na każdym kroku.
A takie robię cosie na pocieszenie.
Może jutro będzie lepiej. Dobranoc
tara55
18 listopada 2016, 22:1420 dkg to jeszcze nie masakra Będzie dobrze.Robótka śliczna.Pozdrawiam :-)