No i dopadło mnie; wczoraj próbowałam pokonać "głoda" chociaż to nie był prawdziwy głód... ale w końcu poddałam się i zapchałam 🤢 Czuję trochę rozczarowanie, że takie coś potrafi zawładnąć totalnie; jakby mózg należał do kogoś innego/pierwotnego... Próbowałam się zastanowić dlaczego tak się stało i wciąż nie potrafię na to znaleźć odpowiedzi: tęsknota za córką , tydzień przed miesiączką (hormony?), a może brak aktywności... zauważyłam u siebie przynajmniej, że im bardziej aktywna jestem tym mniej myślę o jedzeniu. A może wszystko razem. Tak czy inaczej... trzeba to przełknąć i dalej robić swoje.
Dziś się wyspałam, zaczęłam od treningu i już poprawa nastroju. "Dzięki" wczorajszemu przejedzeniu nie czuję się głodna, więc zaczęłam dzień od drugiego śniadania. No i w pełni nastawiona bojowo. Nie ma się co mazgać tylko trzymać planu i zasuwać.
Ściskam Was serdecznie i nie dajcie się. Ważne, żeby się otrzepać i przeć naprzód! Ahoj 😉