Witajcie,mam tyle do napisania, że nie wiem od czego zacząć.. ale może po kolei..ważenie... hmm... no niestety waga stanęła, a nawet drgnęła ciut do góry.. 52,5 kg...chyba trochę się zapomniałam ostatnio z jedzeniem.. ale ruch był.. ostatnio codziennie praktycznie...w czwartek rowery z my girls - 40 kmo tym już Wam opowiadałam..
w piątek rower (pół trasy sama, pół z panem I.) - 22 kmdla oszczędność paliwa i dla zdrowia pojechałam na rowerku do pana I.
pogoda dopisała,
a że nie jesteśmy fanami futbolu to odpuściliśmy mecz Polska - Grecja..
w sobotę maraton z panem I. po centrum handlowymtak tak... zaliczam to do aktywności fizycznej... tak bolały mnie nogi, że ho ho...
pan I. jest męskim wyjątkiem od reguły jeśli chodzi o zakupy...
my tak chyba na odwrót mamy niż normalnie.. bo ja działam konkretnie..
mam jakiś cel..
chce coś kupić, więc idę do sklepu wybieram coś mi się podoba..
oceniam stać mnie czy nie...
a jeśli tak to maszeruje do przymierzalni..
szkoda czasu i energii na markety i inne takie tam..
pan I. natomiast przechodzi całe centrum handlowe..
maca, ogląda, przymierza, nie daje żyć obsłudze po czym wychodzi ze sklepu
i jak już przejdzie po wszystkich interesujących go markach
wraca po to co chciałby mieć w szafie.. trochę to mozolne.. ale co zrobić...
zakupy z panem I. = dzień z głowy..
w niedziele spływo spływie w sumie nie napisałam wczoraj za dużo..
a Dziewczynki się pytały o szczegóły..
więc trochę opowiem..
akcja rozgrywała się na rzece Mała Panew w okolicach miejscowości Zawadzkie..
przepłynęliśmy w sumie ok. 12 km jakieś 3h 25'
byliśmy ekipą 24 osób - czyli 12 kajaków.. za osobę płaciliśmy 25 zł..
było naprawdę bardzo fajnie.. chętnie bym to powtórzyła...
fajna sprawa także dla tych co nie umieją pływać.. rzeka jest miejscami szeroka,
ale nie głęboka.. może max. to ok. 100 teraz.. a stan raczej niski..
są mielizny, ale także naturalne zatory rzeczne..
przewrócone drzewa, korzenie, kamienie itp. ale dzięki temu rzeka nie jest nudna..
cały czas się coś dzieje.. trzeba umiejętnie manewrować kajaczkiem..
tu skręcić, tu schylić mocno głowę.. ciekawie.. w dodatku są i zwierzątka.. czaple, żurawie, gęsi, kaczki, łabędzie.. sarenki.. bo większość trasy biegnie przez las..
można nawet zobaczyć podgryzione przez bobry drzewa..
transport mieliśmy zapewniony w cenie przez Państwa,
którzy wynajmowali nam kajaki..
w poniedziałek nordic walking - 1h 40'wieczorkiem wybrałam się na kijeczki z panną D.
w lasach teraz tak pięknie zielono..
trochę się podłamałam wczoraj... bo okazało się, że panna D. za dwa tygodnie wyjeżdża do pracy do UKi nie wiadomo kiedy wróci.. smutno mi, bo to ona trzymała naszą kijkową ekipę w kupie.. nie wiadomo jak teraz będzie... samotne kijki to raczej trudny temat.. ale mam nadzieje, że panny G. i A. nie odstawią kijków w kąt.. a ja chyba umrę bez kijków...ostatnio przez tydzień jakoś pogoda nie dopisywała i jakoś nam się drogi nie schodziły, ale wczoraj musiałyśmy wyjść z panną D. po 20 jeszcze.. uzależniłam się od nordicu... przyznaje się.. ja elf... jestem nordicoholiczką.. po takich maratonach jestem aktywna, pełna energii... i banan na dziobaku..a jak za długa przerwa to popadam w jakieś stany depresyjne...to fakt, że aktywność na świeżym powietrzu daje kopa..i chociażbym przeszła 15 km to i tak rozpiera mnie energia..panna D. w tym temacie przyznała mi rację..