- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 395450 |
Komentarzy: | 5717 |
Założony: | 4 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 18 marca 2015 |
kobieta, 47 lat, Gdynia
167 cm, 89.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Portretowe dzieciaków podobają mi się tak so - Zosia ma rozpuszczone włosy a zazwyczaj chodzi w spiętych i jest taka "nie moja". Wojtuś miał gorszy dzień i trudno było złapać go podczas chichrania się. Też taki "nie mój". W ogóle dzieciary zbiesiły się podczas sesji, może dlatego nie do końca jestem zadowolona. Ale i tak - pamiątka mega :)
Zdjęć jest więcej, oszewiście!
CDN
PS. U mnie OCZYWIŚCIE nie może być spokojnie: grypa żołądkowa rodziny, wizyta w szpitalu z Zosiakiem, pobyt w szpitalu małego Antosia (dla niepamiętających - siostrzeniec!!), dieta (chudnę!), durne myśli i w ogóle to raczej niefajny czas.
...czyli jak mi mija weekend. Na chorowaniu mi mija. Pocieszające jest to, że dzisiaj lepiej, niż wczoraj - ale o to nietrudno ;) Snułam się wczoraj po chacie w polarowym dresie, bez mejkapu i głosu, ale za to w ciepłych skarpetach i z "gilami do pasa" - po prostu szczyt seksu ;) Obstawiam zapalenie krtani i obym nie doczekała się zapalenia zatok, ble... Pacyfikuję zaraza pilsami i czekam, aż mi przejdzie.
Dobra, dosyć o chorowaniu. Pierwszy tydzień dietowania za mną. Mogło być gorzej? Mogło. Mogło być lepiej? Mogło. Schudłam wyznaczone 0,7 kg? Schudłam. Zadowolonam? Jeszcze nie wiem ;) Dlaczego nie wiem? No właśnie... Inaczej to odchudzanie wygląda - pisałam już wcześniej, że brakuje mi anorektycznego podejścia, takiego restrykcyjnego i z samokontrolą po pachy. Bo gdy nie ma takich sztywnych ram, to diety nie ma wcale - nie umiem inaczej, niż zero-jedynkowo. No właśnie. A teraz nie wiem, czy mi brakuje, bo chyba czarno-biało już nie jest. Jest inaczej, szukam nowej drogi - pomiędzy bujaniem się i niekontrolowanym wpierniczaniem a reżimem i anoreksją. I (odpukać!!) chyba mi zaczyna to wychodzić - bo nie trzymam się sztywno kartki, ale nie żrę. I chudnę. Co prawda nie jest to spadek 1,5 kg tygodniowo (co mi się zdarzało, zwłaszcza w pierwszych okresach diety), ale zgodny z założeniami - ok. 0,7 kg, może nieco więcej. Nowa to sytuacja i na razie się obwąchuję z nią :) Ale widzę, że terapia działa - zmieniam podejście do diety, do siebie i swoich słabości, do ludzi i wydarzeń.
A propos diety - przyplątał się obrazek na FB i od razu pomyślałam o V. Nie mam, niestety, takich zdolności, ale może dla kogoś z Was będzie to inspiracja :)
Trzymajcie się cieplutko! Buziaki (jeszcze)chorobowe.
Gardło boli, z nosa cieknie, głowa ciężka...
...po prostu bosko :( Gorączkę chyba też mam, bo mi zimno. Grrr... Nie znoszę choróbska :(
Diety dzień trzeci. Nie jest źle, ale dobrze też nie. Odkąd chodzę na terapię "straciłam" samokontrolę. Wiem, że takie odchudzanie "w ramach" jest zdrowsze (dla ducha), niż to, co miałam kiedyś (takie na maksa ścisłe kontrolowanie - 7 gram ryżu, to 7 gram ryżu i ani ziarenka więcej), jednak czasem mi brakuje tego niemal anorektycznego podejścia do tematu. Wiem, że mechanizm jest chory, ale skuteczny. Ciągle szukam nowego sposobu na zdrowe życie :)
Urodziny Zochacza się udały :) Prezenty boskie. Tort nie dość, że pyszny, to jeszcze śliczny . Jedzenie rozdałam gościom, więc nie zostaliśmy z pełną lodówką dobroci :) Ciasto wywlokłam do pracy, oprócz tortu - tego zeżarliśmy sami ;)
Coś tu się jeszcze miałam powymądrzać, ale mi uciekło... Się mi przypomni, to się "powymandrzam" :)
Buziaki środowe!
PS. Ależ mnie to boląco-drapiąco-swędzące gardło wqrwia... :(
...czyli impreza rodzinna. Popołudniem moja córeczka ma gości a - oczywiście, jakżeby inaczej! - panikuję od rana. Że nie zdążę sprzątnąć. Że chleb nie wyjdzie. Że tort dla Zochliny będzie nie taki, jak trzeba. I takie tam... Prezent od nas Myszasta już dostała i wygląda na zadowoloną Na imprezce jedzenia będzie dużo, a jakże ;) Ale jakoś nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu. Jeśli będę mieć zdjęcia, to wrzucę :)
Żeby wpisać się w vitaliową tradycję - dietę zaczynam:
- od jutra
- od poniedziałku
- od pierwszego.
Tak wyszło, przysięgam :) Vitalekka , na miesiąc. Zobaczymy, jak mi pójdzie tym razem. Odkąd poszłam na terapię i zrozumiałam część mechanizmów rządzących moim życiem (m.in. restrykcyjnej i ścisłej kontroli), trudniej mi utrzymać dietę. Przyjdzie jeszcze czas, kochani, że dieta i nie będzie już potrzebna. Mocno w to wierzę :)
Zakupy wczoraj popełniłam og-rom-ne. Krem do pyszczydła***, perfumy, tusz do rzęs , dżinsy (zaszalałam i kupiłam Lee...), dwa swetry (młodzieżowo w New Yorkerze :P). Kieszeń pusta i kwiczy, ale warto było. Pojechałam sama, bez dzieci i było mi strasznie dziwnie i strasznie wygodnie bez nich :) Jeszcze czekają mnie zakupy obuwnicze, ale to nie w tym miesiącu i nie samotne. Tak jak ciuchy wolę kupować sama, to do butów potrzebuję rady. Tak w ogóle to zakupów ciuchowych nie znoszę. Pierwszy powód to fakt, że albo sama nie wiem, czego chcę albo wiem zbyt dobrze i tego nie ma :) Drugi powód odkryłam niedawno i był kubłem zimnej wody: żałuję sobie samej, gdzieś tam w głębi duszy uważam, że "nie zasługuję". Mniejsze mam opory przed wydaniem na kosmetyki dla siebie, nie rozumiem tego. Ale dojdę do przyczyny, spokojnie... ;) Dziwaczne, ale prawdziwe. Trzeci powód jest jeszcze bardziej dla mnie przykry: najzwyczajniej w świecie wstydzę się pokazać komuś w czymś niedopasowanym - nawet Mężowi! Powtórzę się: Przyjdzie jeszcze czas, kochani, że samotne zakupy odejdą w zapomnienie :)
Antoś wyszedł ze szpitala :) Dziękujemy za wszystkie pozytywne myśli i kciuków trzymanie!
Spadam oporządzać siebie, chatkę i dzieci :)
Buziaki niedzielno-imprezowe.
_______________________________________________
***Popełniłam ten na dzień. Tego zielonego nigdy jeszcze nie miałam...
Spontan, jakiego nigdy wcześniej...
...nie było mi dane uskutecznić popełniłam wczoraj. A wszystko przez Gaję znaną tutaj jako Koncowa (N nie Ń, Madziu Ka., N :P)
Byłam w PGE Arena. Widziałam na żywo JLo. Chociaż "widziałam" to za dużo powiedziane nie miałam świadomości, że PGE jest takie ogromne! Ale warto było. Madziek, jeszcze raz dzięki wielkie.
Wychodząc od Leny, po terapii*** odebrałam telefon od Szfagierry, że mam nie wracać do Gdyni, bo ona jedzie po bilety (dostała, za darmo!) i przyjeżdża do mnie i mam nie protestować, bo Gajol dzieciarami się zajmie (nie pojechał na trening...) a nam się też coś od życia należy. Oprócz biletów przywiozła mi jeszcze kurtkę, he he he ;) Najzabawniejsze jest to, że na koncert zasadzałam się ja, nie ona, ale w końcu ja zrezygnowałam z pomysłu. A jednak :) Powiem Wam tak - to wyjście, tak kompletnie niezaplanowane, spadające z nieba, to było w "moim świecie" (kontrolowanym, poukładanym, najchętniej pod sznurek) istne szaleństwo. Coś, co zupełnie nie jest w moim stylu. Cóż. Się zmieniam. Się :) I gut.
Z innej beczki - nie pisałam wcześniej (bo mnie tu nie było), ale moja Siorra urodziła dziecko. News to był wielki, że jest w ciąży, bo po drodze miała mnóstwo nieprzyjemnych życiowych zawirowań, obrzydliwych zdarzeń i milion kubłów z zimną wodą. Nie chce mi się nawet o tym myśleć a co dopiero pisać. Anyway - urodziła Antosia, wcześniaczka. Historia podobna do Wojtusiowej, też inkubator (chociaż Antoni leżał w zamkniętym), fura badań i ciągły niepokój. No i taka masa szczęścia, że można zwariować :) Zdjęcia zamieszczam z FB, więc myślę, że nikt mi łba nie urwie za publikację :)
W każdym razie - Antoni jest obecnie w szpitalu, ma bardzo brzydkie wyniki krwi a hemoglobina mu spada. Nie wiadomo, dlaczego. Dzisiaj miał mieć transfuzję. Siedzę i się denerwuję, chociaż w żadem sposób dzieciakowi to nie pomoże. Siostrze również... Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie...
Jeszcze z innej bajki: mamy dzisiaj w pracy aktualizację programu księgowego. I co za tym idzie - brak dostępu do baz danych. Stąd moja wstrząsająca aktywność na FB i długi dzisiejszy wpis :)
Pozdrawiam już weekendowo!
PS. Zosiaczek w niedzielę kończy 4 latka. Ależ te dzieci się starzeją, no ;)
_________________________________________________________
***BTW megaciężką miałam wczoraj sesję. Popłakałam się po raz pierwszy od... yyy.... nie pamiętam :)
...więc po raz kolejny przekonałam się, że mam zaburzone postrzeganie siebie. Widzę w lustrze grubszą osobę, niż pokazują centymetry. Przytyłam, fakt. Ale na ciele mniej, niż w głowie.
Wracam tu pomaleńku, obwąchuję się z V. po raz kolejny. Nie wiem, co się u Was dzieje, bo nie wchodziłam tu niemal wcale. Chyba dlatego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Na diecie jest się całe życie, niestety. Ciekawam, kiedy się z tym pogodzę? Albo kiedy pogodzę się ze swoją wagą i przestanę rozpaczliwie dążyć do perfekcyjnego szczypiora :) Tudzież pietruchy (Izuś - specjalnie dla Ciebie!)
Zawsze mam problem, żeby wrócić z pisaniem po długiej przerwie. Tym razem jest tak samo... Za dużo się działo, zbyt intensywnie żyłam, żeby to streścić w kilku słowach. Ale przecież nie muszę. Uczę się, że NIC NIE MUSZĘ. Chcę umieć żyć bez wszechogarniającej presji, bez poczucia przymusu, wyjść poza schematy, które sobie narzuciłam lub których się nauczyłam. Pracuję nad tym. Raz jest lepiej, raz gorzej - obecnie nieco gorzej. Stąd pewnie wzrost wagi i pomysł odchudzania. Mam plan, żeby wykupić diet na miesiąc. W jakiś sposób pomoże mi to się ogarnąć*** I hope.
Połażę delikatnie po Waszych pamiętnikach - dwa miesiące zaległości u tylu osób? O meeen... Ale, że co? Nie dam rady? Jak nie ja, to kto? :)
Buziaki wrześniowe.
PS. Wsiąkłam w FB. Uzależnia, jak kiedyś V.... ;)
_______________________________________________________
***fizycznie i psychicznie ;)
Miałam być zdrowa od dzisiaj...
...gastronomicznej. Głównie z makaronem, ale kosztowałam uparcie wszystkiego, co się dało narażając się na poznawanie nowych smaków***, więc w sumie to nie wiem dokładnie z czym ;) Się okazało, żem rozwiązła kulinarnie, hi hi hi :) Byliśmy na wywczasie 14-28 lipca, w Magic Life Club, na Kos . All inclusive z prawdziwego zdarzenia - nie tylko jeśli chodzi o jedzenie, ale w ogóle o całą organizację. Z czystym sumieniem mogę ich polecić. I jeśli tylko będzie taka możliwość - to wrócimy w ciemno :)
Odezwę się, jak złapię oddech - dzisiaj pierwszy dzień w pracy po urlopie.
Buziaki (jeszcze) lipcowe :)
PS. Zdjęć mam...yyy... wcale nie mam? To błogie uczucie, że NIC NIE MUSZĘ objawiło się m.in. w nierobieniu fotek. Lajf. Izuś, wiem, że poratujesz*** :)
_________________________________________________
*** "I dużo sera" ;)
*** ...za drobną opłatą ;)