Wczorajszy dzień zaliczam do udanych :))
Dieta - zachowana, chociaż nie ze wszystkim trzymałam się z rozpiską. Ale myślę, że zmieściłam się w moim dziennym limicie kalorii :)
Śniadanie - jajecznica z 3 jajaek z pomidorem i szpinakiem, 1 kromka chleba żytniego na zakwasie
Przekąska - koktajl z wiśni z mlekiem kokosowym
Obiad - miseczka zupy z czerwonego buraczka, 2 cieniutkie nalesniki smazone bez tłuszczu - jeden z rozpróżoną papierówką, drugi z serkiem, malinami i wiórkami kokosowymi
Podwieczorek - brak
Kolacja - sałatka z dwóch pomidorów z cebulką, 2 kromki chleba zytniego na zakwasie cienko posmarowane masłem
Płyny - 2 litry wody z cytryna i 0,5 l herbaty z pokrzywy
Trening - porobiony :)
Zrobiłam wczoraj, tak jak zaplanowałam sukces - 3 rundy czyli 15 minut kardio i po 15 minut na uda/ pośladki i brzuch/grzbiet. Po 70 dniach systematycznych ćwiczeń jestem już na etapie, ze ćwiczenia sprawiaja mi przyjemnośc. Oczywiście, że muszę się kopnąć w tyłek, żeby wstać z sofy i zrobic trening. Ale robię go z dużą koncentracją pomimo, ze niektóre ćwiczenia naprawdę bolą jak sie je robi. No a po treningu poziom satysfakcji niebotyczny :))))
Nastawienie - entuzjastyczne :)))
Opuszcza mnie już nieznośne napięcie, ucisk psychiczny :))) Bałam się, że jak tyle razy wcześniej, również tym razem w pewnnym momencie poddam się, bedę szukać wymówek i usprawiedliwień dlaczego nie schudłam. I wewnętrznie i fizycznie, będę czuć się okropnie słaba po takim czymś.
Ale tym razem jest inaczej - już to widzę :)) Mam więcej samozaparcia a ono rosnie z każdym wykonanym treningiem. Rzeczywiście tak jest, potwierdzam to swoim przykładem, że wzrost siły fizycznej przekłada sie na wzrost siły mentalnej . I to jest suuuuuper!!!! :))))