Wczorajsza niedziela wyjątkowo nie była dniem resetu. Pojechałam z meżem i najmłodszą córką na wycieczkę rowerową do łódzkich Łagiewnik, a potem wróciliśmy do domu przez Arturówek. Pokonaliśmy 31 km!!!! :) :) :) Ostro, jak na to, że dawno nie jeździliśmy na rowerach :) Ale było cudnie :))) Na koniec, ostatnie kilometry ostro pocisnęłam, więc w nocy nie mogłam usnąć tak mnie bolały uda i tyłek :)) Ale jak wzięłam tabletkę przeciwbólową i posmarowałam nogi maścią przeciwbólową, to już spokojnie przespałam noc a dzisiaj jest prawie ok :))
Dietę zachowałam, na wycieczkę zabrałam przygotowane jedzenie i wodę.
Nastawienie - bojowe :))) Czuję jak rosnę w siłę i fizyczną, i psychiczną :) I to absolutnie jest czynnikiem sprawiającym, że chce się dietkowac, trenować a na ból i na zachcianki człowiek nie zważa :))
I kilka zdjęć z wycieczki :))
To ja :))))
A to urokliwe kapliczki drewniane z konca XVii wieku Św. Rocha i Św. Antoniego
A taki samochodowy zabytek spotkałam w Arturówku :)))