dzisiaj mija 5 tygodni mojej diety. Zimno na dworzu, jesiennie, tak by człowiek usiadł z czymś dobrym do jedzenia i książkę poczytał, A tu niestety dieta nie pokazuje ani delicji ani krówek milanowskich... :( W tym tygodniu mam lunche zamiast obiadów (bo oczywiście na te ostatnie nie mam czasu) i w związku z tym cały czas jem zimne posiłki (kanapki, jogurty). Nie był to chyba najlepszy pomysł na zimną aurę. Pomyślę nad zmianą w przyszłym tygodniu. Choć pewnie tylko pomyślę, bo właśnie sobie przypomniałam, że od przyszłego poniedziałku zaczynam angielski - więc dwa dni w tygodniu będę wracać bardzo późno... Och, życie...
Jutro Wika ma piknik w przedszkolu, będzie śpiewać, mówić wierszyki a potem planowane są kiełbaski na grillu - pewnie nic z tego nie wyjdzie jeśli będzie taki wiatr jak dzisiaj. Choć może dla mnie to dobrze?
mój mąż okazał się cudotwórcą i zmienił Werce grupę z angielskiego. Teraz Werka chodzi w poniedziałek i środę na judo, we wtorek i czwartek na angielski a w piątek na koło plastyczne z językiem angielskim. Na szczęście to wszystko się dzieję w godzinach świetlicy bo inaczej bym padła logistycznie. Życzę udanego tygodnia i wiele wytrwałości w postanowieniach (bo moje zaczynają trochę szwankować)