Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

MAm bardzo szerokie zainteresowania, jak to mówią moi znajomi jestem " kobietą renesansu" . Miałam być chirurgiem, zostałam prawnikiem ale wciąż uczę się czegoś nowego . Uwielbiam książki, zdobywanie wiedzy, wypady do klubów i wiele wiele innych

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1053882
Komentarzy: 43022
Założony: 5 stycznia 2007
Ostatni wpis: 19 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Beata465

kobieta, 59 lat, Radom

173 cm, 110.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2018 , Komentarze (30)

okropniastej u nas od wczoraj, zimno a przede wszystkim " ulewnie" powędrujmy ulicami Barcelony. Poniedziałkowy dzień chylił się ku końcowi, podjęłyśmy więc trud powrotu do hostelu ( swoją drogą polecamy Hola Hostal Carrer de Napoles 149, idealna baza wypadowa w centrum dzielnicy Eixample, czyli tej ...właściwej) opuściłyśmy granice parku i podreptałyśmy " et chałupa". Po drodze minęłyśmy stary dom z przedziwnym podwórkiem, które wypatrzyła Ola....zastanawiałyśmy się na ile to dzieło człowieka a na ile przyrody. 

Zajrzałyśmy na dziedziniec dawnego klasztoru , a obecnie szpitala św. Józefa 

I później, gubiąc się w uliczkach Barcelony, co stało się naszą tradycją , ale dobrze, bo tam każda uliczka czymś potrafi zachwycić...pomkłyśmy ku celowi:D

Te druty i rurki to fragment zabezpieczenia remontów. To też nas zachwyciło, remontów w Barcelonie masa, ale wszystko jest cudownie zabezpieczone, nie ma szans wpaść w to ani odnóżami ani samochodami, nic nie spadnie na głowę, wszelkie odpady typu tynki, cegły są zbierane w ogromne torby i ustawiane przy krawężniku ulicy dla śmieciarzy a przestrzeń między budynkiem a torbami ...czyściutka. W ogóle w Barcelonie jest bardzo czysto , masa psów a odchodu nie widziałyśmy ani jednego. Za to bardzo dużo sprzątaczy miejskich :D

Kumkwaty podobnie jak skrzydłokwiaty czy strelicje ba nawet potężne kaktusy rosną tam sobie w ogródkach tudzież przy chodnikach jak ten. 

Życzę wam milszego dnia ( dzięki słonecznym widoczkom) i śmigam do bidy, a potem się wykrwawić. Bye bye(pa)

15 maja 2018 , Komentarze (33)

poczłapałyśmy z Sant Pau....wspinałyśmy się dzielnie pod dość ostrą górę, kiedy dopadł nas brzęk...po niedawnym wypadku, byłyśmy wrażliwe na takie dźwięki. Okazało się, że z podjeżdżającej śmieciarki, która się otworzyła wysypało się szkło ( oczywiście się rozwaliło w drobny mak) ale nie było żadnego trąbienia innych samochodów, ze śmieciarki wysiadła obsługa i zabrała się za sprzątanie :)( u nas taka sytuacja nie do pomyślenia - mam na myśli nietrąbienie ). Potem maszerowałyśmy już w poziomie , szeroką ulicą wysadzaną palmami ...zachwycające są szerokości ulic ( głównie jednokierunkowych) , chodników i wykorzystanie ulic , na środku betonowej przestrzeni był zrobiony mini plac zabaw dla dzieci...mijałyśmy też sporo " piaskownic" zastanawiałyśmy się co to jest ...padł pomysł " kibelka dla psów", " wybiegu dla ptaszków" albo miejsca do jakiś ichniejszych sportów i okazało się że to był strzał w dziesiątkę...w innym miejscu Ola dopatrzyła się że to były ..placyki do gry w bule8)

Minęłyśmy jeden z ratuszy barcelońskich, jak dla mnie był w mocno południowo hiszpańskim stylu ( czytaj arabskim) 

wodopojkę, których w Barcelonie jest bardzo dużo , niestety woda nie ma " źródlanego" smaku, lekko wyczuwa się w niej chlor

minęłyśmy wodociągi miejskie

i zasiadłyśmy na ławeczce do śniadania , potem ruszyłyśmy do celu ...wspięłyśmy się stromą carrer   Secretari Coloma do parku i tu....złość...stanęłyśmy w kolejce do kasy, żeby zasiąść na sławnych ławeczkach, zejść po schodach, pogłaskać smoka u stóp schodów i co? I dupa blada ...tego dnia park zamykano wcześniej ( choć my byłyśmy dość wcześnie) i biletów nie sprzedawano, do płatnej części mogli wejść tylko ci, którzy mieli bilety kupione przez internet. No cóż...kolejna pozycja do zrealizowania przy następnej bytności:D, ale co zobaczyłyśmy to uwieczniłyśmy 

I tym oto sposobem doszłyśmy prawie do końca naszych wtorkowych wędrówek , pozostał nam powrót " do bazy" ale to zostawiam na kolejny odcinek. CDN nastąpi a tym czasem ...udaję się śniadać i wypełzać w miasto .Na siłownię wrócę jednak za tydzień ...bo w tym tygodniu mam jeszcze do obskoczenia kilka urzędów. Miłego dnia, choć u mnie poranek mało atrakcyjny, pochmurny i chłodny. Ahooooj.....ahooooooj wszystkim

14 maja 2018 , Komentarze (21)

wyruszyłyśmy do Recinte Modernista de Sant Pau  . To potężny kompleks budynków , gdzie mieści się muzeum modernizmu i  szpital - św. Pawła. Pierwsze co nas uderzyło to ...wielkość tego obiektu. Jest potężny, ale po tym pobycie doszłam do wniosku, że Barcelonę cechuje (poza innymi rzeczami) monumentalizm. Tam wszystko jest potężne...i dobrze, bo ja jestem wtedy proporcjonalnie malutka:D. Ale, ale ...ja oczywiście wpadłam w wir trzaskania zdjęć a Ola poszła na ławeczkę zmienić buty i nagle huk, trzask...i na środku skrzyżowania wylądował motocyklista , właściwie skuterowiec, bo w Barcelonie nie uświadczysz ryczących motorów za to skuterów masa. Reakcja ludzi była błyskawiczna, zaraz podbiegła do niego jakaś pani...no niestety, ja nie rzuciłam się na ratunek, bo przecie języka ni w ząb. Ale człowiek miał szczęście w nieszczęściu, akurat na światłach zatrzymała się policja a za nią karetka, byli przy nim w kilkanaście sekund. W ogóle powiem wam że w Polsce mamy chamów a nie kierowców, mówię to z pełną świadomością....CHAMÓW. 

Powędrowałyśmy z Olą wzdłuż murów otaczających to cudo. Kiedy doszłyśmy do dziedzińca Ola zaciągnęła mnie do środka. Niestety nie zdecydowałyśmy się na zwiedzanie , głównie to moja wina ...bo wiedziałam, że jeszcze musimy dotrzeć do parku Guell, a nie widziałam ile nam to zajmie, no i cena biletu nie była aż tak " niska" ( to przecież był dopiero początek naszego zwiedzania) ale teraz zobaczyłam środek tego zabytku ...i już powędrował na listę zwiedzania przy następnej bytności8).  Taki oglądający jak ja ( czytaj fotografujący detale) niewątpliwie spędzi tam dłuższy czas , niż ten jaki podają w różnych podróżniczych informacjach. 

Natenczas ( Wojski) zapraszam was na wędrówkę po zewnętrzu Sant Pau. Zdjęcia nie oddają blasku złoceń, które pokrywają detale. 

I takim to optymistycznym widokiem, robię wam przerwę w zwiedzaniu Barcelony...wciąż wędrujemy we wtorek....kolejnym celem będzie park Guell. A tymczasem ...trzeba lecieć uzupełnić braki w lodówce (cwaniak). Miłego początku nowego tygodnia wszystkim. Do miłego

13 maja 2018 , Komentarze (50)

kochana moja, coraz bardziej kochana i pożądana Barcelona już poza mną. Ale już jestem na 1000 % pewna że znowu do niej wrócę ...tylu rzeczy nie widziałam, bo nie było czasu, choć uwierzcie ...Ola na pewno to poświadczy swoim wpisem żyłyśmy bardzo intensywnie , chodziłyśmy po 10 - 12 godzin dziennie, jak wychodziłyśmy po śniadaniu to wracałyśmy przed ciszą nocną. Ja w całkiem dobrym stanie ..trochę kręgosłup mi dał do wiwatu we czwartek, ale kilka posiedzeń na ławeczkach i było ok za to ...zdemolowałam Olę (dziewczyna) i to skutecznie, ale kulturalna kobieta nie przeklęła mnie ani tym bardziej nie spaliła na stosie. 

Ale,ale od...jaja. W poniedziałek wylądowałam na lotnisku koło 15 30 ( lot miał być o 21 40) bo mój małż stwierdził że " lepiej wcześniej niż późno" hmmmm....ciekawe od kiedy on się zrobił taki puntualny. No ale ok...czekałam na Olę, przyjechał do mnie warszawski znajomy więc posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Przybyła Holka , odprawiłyśmy się i ...niespodzianka lot opóźniony 2 godziny. Zjadłyśmy najdroższe  na świecie kanapki lotniskowe ( wcale dupy nie urywały), wdrapałyśmy się na pokład i poooooooleciały...samolot był prawie pusty , nie wiem czy 20 osób leciało. W Barcelonie udało nam się nie zgubić ...wsiadłyśmy w taksówkę i pojechałyśmy do hostelu , uwaga ...w Barcelonie staniały ..albo taksówki albo benzyna ..jest po prostu taniej niż poprzednio. Po zameldowaniu, opłaceniu, odebraniu karty do wszystkiego polazłyśmy do pokoju...poszłyśmy spać po 3 , ja już po 6 otworzyłam ślepia. Reszta spała...pierwsze wrażenie pokoju hostelowego nie było dla nas miłe a to z powodu tego że pokoje w dawnych piwnicach i brak...okien i to chyba jedyne zastrzeżenie co do całego hostelu. Łóżka bardzo wygodne, czysto, łazienki czyściutkie, no może jedzenie nie specjalne ( boże broń tam pić kawę na śniadanie, coś ohydnego) ale wkoło pełno sklepików, piekarnia, bar , a kilkadziesiąt metrów za rogiem knajpka " Mały książę" gdzie dają przepyszne wegetariańskie jedzenie, boskie, świeżo wyciskane soki itd. Ale...i tu w hostelu jest wielka kuchnia, lodówka więc można sobie kupić jedzenie i zrobić swoje ,jednak skoro w cenie pokoju jest śniadanie to jadłyśmy ...płatki z mlekiem albo tosty z szynką i zapijały ...sokiem albo kakao jak Ola. Na pierwszy dzień zaplanowałam nam ..Gaudiego i coś. Pomaszerowałyśmy do Sagrady , która była od naszego hostelu rzut beretem bo 500 m. Zatem.....panie i panowie ...Sagrada Familia naszym okiem, oczywiście z drogą do niej i kamienicami jakie mijałyśmy  : 

w parku Sagrada, w palmach mają swoje gniazda przecudne barcelońskie papużki, które jedzą ludziom z ręki, oczywiście nie z każdego ludzia ręki wezmą żarełko...ale spotkałyśmy starszego pana, który je dokarmiał 

Potem ruszyłyśmy na Carrer de Provenca i w ten oto sposób, bez Paszczurów odkryłam że Sagrada ma inne strony ...niż powszechnie znane :D

Naprzeciwko kościoła jest firmowy sklep Vinces z turronami, to tradycyjne hiszpańskie słodycze..matko i córko zawrót głowy. Oczywiście towaru masa ...promocja , normalnie nasze turrony kosztowały 9 E ale w promocji było 3 za 18 E a przy płaceniu, u mnie okazało się że ponieważ rachunek przekroczył 40 E bo wzięłam jeszcze mniejsze turronki o smaku mojito i drugi leśnych owoców to dostałam ...jeszcze jednego mocno czekoladowego turrona gratis. Smaki różnych turronów poznała Ola, która je testowała , ja niestety zostałam " osobistą fotografką" jak orzekła Ola. Jak widać fascynowały mnie detale, pierdułki, kamienice, listeczki itd. Przywiozłam ponad 1700 zdjęć i to się ograniczałam, bo nie wiedziałam ile zdjęć pomieści karta mojego aparatu ...teraz wiem ok 7000 8). Nic to następnym razem będę bardziej...aktywna obiektowowo. Barcelończycy są bardzo mili i przyjacielscy, w sklepach nie ma żadnych problemów z fotografowaniem, spytałam panią u Vicensa czy mogę ...od razu z uśmiechem powiedziała, że tak. Więc pokaże wam ..tyci pyci , bo przecież wszystko na diecie ;) co jest w tym sklepie.

 I tym słodkim akcentem zakańczam pierwszą relację :D to dopiero było gdzieś koło południa...przed nami była wyprawa do St. Pau i do parku Guell, ale to ...w następnym odcinku. Ahoj....idę spać...zrobiłyśmy z Olą ponad 100 km ( tak na nasze oko) tam byłam zwarta i gotowa tu w domu...odsypiam . Pięknego, niedzielnego popołudnia ( obiad miałam w klimacie śródziemnomorskim, choć nie hiszpańskim...pasta z oliwą i parmezanem i do tego czerwone wino. Idę leżeć a może i spać. Byeeeeeeee

6 maja 2018 , Komentarze (36)

nie, nie bocianim:D tylko naszym, barcelońskim. Walizka spakowana od dwóch dni, mało w niej a wydaje mi się taka ciężka. Hmmmm...widać z sił opadłam skutecznie. Ostatnie dni spędziłam nad mapami, dopieszczałam trasy wędrówek. A i tak wychodzi mi , że zabraknie nam jednego dnia na moje plany. No nic to...będzie powód do powrotu po raz kolejny. Mój barani upór, dał rezultaty . Poprzednim razem przegapiłam dwie rzeczy, które mi mignęły przelotem, ale z tymi moimi paszczurami wysokogatunkowymi, nie dało się już wrócić w te miejsca żeby oczy nasycić, bo oni sycili głównie podniebienia i żołądki...pasibrzuchy jedne. Chodzi mi o casa Punxes i Fundacio Antoni Tapies. Oooo teraz się napatrzymy i nacykamy. Na szczęście ( głównie moje) okazało się, że Ola też lubi podziwiać piękne widoki, domy, balkony itd. Będzie nam dobrze. A w ogóle dziękuję internetowi za google maps, wędrując sobie wirtualnie i precyzując mapki zobaczyłam na nich masę ciekawych domów ( w Barcelonie jest tego hohohohoho a może i więcej) można sobie kliknąć na podgląd iiiii...dodać do listy, że tu warto podejść i nacieszyć oczy. Jak znam siebie, to pewnie jeszcze zauważę, różne ciekawe rzeczy.  

Jeszcze trochę pokasłuję, najczęściej ....jak gadam:D. Nocami spokój. Co do nogi to straciłam kilka tygodni smarując stopę jakimś fajansem. Niech to piorun strzeli. Wróciłam do Traumonu, który a jakże, wrzuciłam też do walizki. Po smarowaniu tymże, zdecydowanie jest lepiej, nie ma rady ...noga musi wytrzymać nasze per pedesowe szaleństwa. 

Jest jeden pozytyw...waga pełznie w dół( wolno bo wolno ale nareszcie do durnej dotarło, że liczby na niej mają maleć...a nie odwrotnie(loser)) a wczoraj ucieszyło mnie stwierdzenie kosmetyczki że schudłam ....wagowo niewiele, ale objętościowo mnie ubyło. Jak widać...dieta z najlepszego na świecie sernika i zaleganie w pieluchach...czynią swoje:D, Dzisiaj w planach mam ostatnie przed wyjazdem złocenie skórki, pomycie podłóg i ogarnięcie łazienki, bo do domu wrócę z ....holką 8). Nie ma jak wrócić et chałupa, więc zanocuje u mnie a raniuśko oddam ją małżonkowi i dzieciowi. 

Małż ma przyklejone do drzwi lodówki pół kartonu z dyrektywami w stylu " wtorek, środa - śmieci" " w środę albo czwartek odbierz paczkę z paczkomatu, sprawdzaj smsy" " piątek 21 Okęcie - WRACAMY" najpierw buczał....co to jest, ale potem grzecznie przeczytał. Niestety na umycie podłóg nie liczę , zdaje się, że do dzisiaj nie wie, jak użyć mopa, którego mamy od kilku lat:?, to raz a dwa...że teraz to już popadnie w kompletny pracoholizm a przed śmiercią z zarobienia będzie go ratowała konieczność wypadów z psicami na psie, parkowe zebrania. 

I to by było na tyle. Trzymajcie się cieplutko i planowo a my ...na podbój świata. Barcelono, ahoooooj,przybywamy ! Ahoooooj....Barcelono......

2 maja 2018 , Komentarze (29)

...że w tym momencie ...i tu kończy się zbieżność piosenki z moim żywotem. Albowiem śniło mi się że wędruję do Barcelony ....pieszo...:D I mam na to kilkanaście godzin8) No takie rzeczy to mogą się śnić tylko mnie ...początek snu jak najbardziej na Okęciu ...następne sceny rozgrywały się już w Austrii, gdzie jeździłam samochodem po jakimś dziwnym tworze komunikacyjnym..jakieś malutkie rondo z masą uliczek wchodzących i wychodzących z niego a wszędzie był nakaz jazdy w prawo :D. Suma sumarum, jak już porzuciłam autko, to jechałam kawałek autobusem, potem autobusem miejskim, w końcu jakąś dziwną kolejką z pojedynczymi wagonikami do której się bardzo dziwnie wsiadało. Ja biegałam z kartką w ręce na której ( o dziwo wszędzie spotykałam ludzi , którzy albo byli Polakami, albo znali polski, albo angielski) ludzie mi wpisywali kolejne miasta , które powinny znajdować się na mojej trasie. (loser) ludeczkowie zmiłowania, ani chybi to efekt, mojego wczorajszego ślęczenia na " małpami" wędrówek Barcelońskich, na które jeszcze nanoszę notatki w stylu  " o tu...100 m od naszego celu jest kamienica z piękną fasadą, dobrze byłoby podejść, zachwycić się ...uwiecznić na zdjęciu" i tak oprócz smarkfona będzie nam towarzyszył papierek w garści. Na szczęście Ola też lubi takie detale więc nie będzie konfliktu między nami że , ja już chcę iść , a ty oglądasz te głupie jamiołki nad bramą do domu.:D Miesiąc zaczął mi się źle..od eskalacji konfliktu z brzydszą  siostrą Kapciuszka. Poinformowałam ją że wniosę pozew do sądu w związku z niewykonywaniem przez nią obowiązków wynikających z umowy dożywocia, na co moja siostra oświadczyła, że nie będę jej straszyła i walnęła słuchawką telefonu. Sorry, dzięki konfliktowi między moim ojcem a moim mężem, w którym zostałam postawiona między nimi jako " odgromnik" przeszłam kilka ataków nerwicy, wylądowałam na terapii i u psychologa i od prawie 20 lat nie mam małżeństwa. Nie mam ochoty i nie zamierzam przechodzić tego po raz drugi wskutek konfliktu matka siostra. Sorry Gregory. Jak nie jedna, to druga co jakiś czas wyrzuca z siebie tekst " powiedz.......żeby......" a ja nie mam ochoty . Mam dzieci, kocham siebie i chcę jak najdłużej żyć w zdrowiu, nie tylko fizycznym ale i psychicznym. Skoro one nie mogą się dogadać to niech im w tym pomogą  fachowcy : psychologowie , psychiatrzy, mediatorzy albo sąd. Ja już nie chcę, po prostu nie chcę. Bliższa ciału koszula czyli ja. No dobra koniec marudzenia. Pora kawy i pindrowania się do banku, żeby załatwić sprawę pełnomocnictwa. Zatem życzę wszystkim dobrego dnia , słonecznego, cieplutkiego a przede wszystkim miłego . Bye, bye  

28 kwietnia 2018 , Komentarze (32)

księżyc , który wlazł na moje niebo :D A efekt ? Bardzo proszę.

z tych emocji łowczych to mi nawet spanie odeszło. A że skończyłam z seksem w starożytności to teraz się wezmę za rozmowę księdza z neurobiologiem czyli " Ćwiczenia duszy, rozciąganie mózgu" . Przyszła mi dzisiaj następna paka z książkami ..noooo poszalałam z zakupami lektur...oj poszalałam. I rzuciłam się na czytanie...nie mam wyjścia, bo inaczej półka nad łóżkiem spadnie mi na głowę :D. A teraz życzę wszystkim dobrej nocy ...albo dalszego radosnego biesiadowania. Co kto woli albo co kogo boli . Ahooooooooooooooj(spi)

27 kwietnia 2018 , Komentarze (21)

i nie na żaden " temat" tylko z powodu. Kurnia i mać ..wczoraj od 7 do 21 30 miałam łomot pomp lejących beton na fundamenty hali...myślałam, że zwariuję , naprawdę. Nic się nie dało, ani czytać ( a pan kurier przydźwigał następną paczkę z książkami) , ani oglądać filmy, ani słuchać muzyki...obłęd. Do tego zimno ...kurcze paskudne zimno. Zarządziłam więc dzień dobroci dla ceramiki łazienkowej i podłóg. A potem dopracowywałam plany barcelońskie. Dzisiaj będę je ...cyzelowała. Przedwczoraj przybył też mniej użyteczny siostrzeniec pożyczyć namiot na majówkę, uprzedził, że może " trochę dłużej oddawać, bo trzeba go będzie wyczyścić" . Wydałam dyrektywę , pod groźbą urwania tego i owego, zabraniającą, pardon, excuse me " rzygania na terenie namiotu", powiedziałam, że mogą to robić...niemniej głowy mają być wystawione na zewnątrz:D. Przy okazji zdjął mi walizkę i będę mogła ją już kompletować . Niewiele do niej wsadzę , ale to nic ...zamierzam przywieźć co nieco :D w tym trochę ichniejszych serów np. taki z czerwonym winem....obtaczany w popiele...mmmm. A po tym wysiłku najadł się ust Adama...najpierw ostrożnie " mały kawałeczek ciociu" a jak już zjadł ten mały kawałeczek ...to prosił o dużo większy kawałeczek(smiech) a niech je...ktoś to musi zjeść. 

Strasznie mi dzisiaj zimno niech to licho ...za oknem takie piękne słońce a tu zimnica. Dychawica coraz mniejsza, ale cholera potrafi złośliwie dopaść mnie przy gadaniu, więc ostatnio jestem milcząca za to ....bardziej czytająca. Wciąż siedzę w starożytności i zdobywam wiedzę na temat ich seksualności i ..okazuje się że w tych kwestiach Ateny i Rzym bardzo się różniły a w niektórych tematach byli bardziej pruderyjni i stanowczy niż my . I jak tu wierzyć w rzymskie orgie? No dobra, jak już się posilę i dopracuję spacery i plan wyprawy to wrócę do tych " starożytnich". A wiecie że np. legioniści rzymscy mieli zakaz zawierania małżeństw...i to taki zakaz na 25 lat , bo na tyle zawierali kontrakty. Hmmm....bidulki , co tu się dziwić że brutalni byli jako najeźdźcy. Miłego dnia a w ogóle to co dla niektórych początek długaśnego weekendu, niech też będzie miły i piękny pogodowo. Ahoooooooj 

24 kwietnia 2018 , Komentarze (42)

i to na każdej linii. Waga...co z tego że niższa jak od tygodnia taka sama...zdrowie...niby lepiej ale nie tak jakbym sobie życzyła. Od wczoraj sysam jakieś tabletki nawilżające gardło i łagodzące suchy kaszel...niech to szlag , jak mnie złapał kaszel na wieczór to myślałam że wypluję ostatnie drzewko ...oskrzelowe:D. Ale za to rano ...super :D Wczoraj to w ogóle miałam jakiś dzień słabości, pojechałam po zakupy, do mamy...potem poszłam jej kupić leki o które mnie prosiła i takie tam duperele i ledwie doszłam do domu ( znowu) zapakowałam się do łóżka rozpoczęłam akcję " ssanie" , nawet przysnęłam i w którymś momencie stwierdziłam że mam gorączkę. Użyłam miernika dynamiki ciepłoty organizmu i co? Ano żadna gorączka , tylko osłabienie. Grzecznie i zasłużenie spędziłam dzień w pieluchach ..dzisiaj od rana kicam podomowo. Czekam na kurierów i listonosza...kupiłam sobie trochę ...książki, nową czekoladkę ( a miałam już nie kupować cieni, ale pokazała się świeżynka 24k Gold Chocolate), kilka pędzli do makijażu, bo jak sprawdziłam w praktyce to jednak podstawa żeby się umyziać. Więc siedzę, podlałam fiatuszki, dosmaczyłam indyka , zaraz zmajstruję usta Adama,  ostatnio jak zaplanowałam to nie mogłam ich zrobić bo " usta Tomasza" zeżarły połowę biszkoptów przeznaczonych na nowe ciasto :p. W sobotę testowałam nowy serek na najlepszy na świecie sernik. Wyszedł jeszcze lepszy. Więc dzieć na 30 urodziny dostanie obiecany sernik . Ciacho testowali ze mną w niedzielę Asieńka z małżem ( własnym), którzy mnie zaszczycili wizytą i obdarowali ...pudłem przepisów. Trzeba będzie potestować to i owo. Poza tym ...rozpoczęłam sezon grillowania chichohotamów....w soboty mam publikę....kilkunastu budowlańców, którzy budują halę obok...trudno ...jak spojrzą na sąsiedni dach to zobaczą ciele..złocące się w słoneczku(uff). Nie wypada latać po barcelońskich uliczkach biała jak córka młynarza. A propo wiecie że to już za 13 dni ...mój szlachetny kuper...uniesie w górę maszyna Norwegian ...o pardon, nie tylko mój ..kuper Oli również zostanie uniesiony. Pora ściągać walizkę i pakować ją. Małż wciąż nie dokupił mi eurosów...chociaż truję od dwóch tygodni że drożeją no i proszę...od wczoraj ryp...4 grosze w górę. No ale w zasadzie czym ja się martwię ...to sponsor bankomat powinien się martwić że więcej zapłaci w kantorze.  No dobrze....zameldowałam się na tym łez padole i idę działać ...może najpierw usta...a potem posprzątam nieco objeście . Swoją drogą dostaję kurwicy ....ulica przede mną rozgrzebana doszczętnie i właśnie jakiś baran od dwóch minut namiętnie trąbi na inne barany za kierownicami ....podoba mi się taki ruch ...po jednym pasie w obie strony ...właśnie wyjrzałam przez okno...kierowcy naumieli się robić to jednocześnie ..a w sobotę nie umieli...zderzyło się pięć autek :D. Jak więc widzicie układ nerwowy mam w ruinie ...z przodu wodociągi, z tyłu obiekt sportowy ...umierać nie żyć. Łomot 12 godzin dziennie ...ze wszystkich stron. Jak ja już tęsknię za ciszą Barcelony .....ooooookropnie tęsknię. Ale tymczasem. ...miłego dnia...ahoj wsiem. (pa)

20 kwietnia 2018 , Komentarze (25)

proszę bardzo, na kolejne życzenie...kolejny przepis...jutro sobota, dzień kota, może komuś będzie się chciało bawić w ciacho na niedzielę :P 

ciasto:
8 białek                                                                                                      3/4 szklanki  cukru                                      4 żółtka
200g orzechów mielonych włoskich lub laskowych
100g wiórków kokosowych
100g rodzynek
3 łyżki mąki pszennej1 łyżeczka proszku do pieczenia

Podane powyżej składniki podzieliłam na pół i zrobiłam z nich dwa placki, każdy upiekłam osobno. Jeśli macie piekarnik o szerokości 60 cm – możecie oba placki piec jednocześnie w dwóch blaszkach, u mnie niestety się nie mieszczą w wąskim piekarniku. Przy pojedynczym pieczeniu placków, proszę nie robić ciasta z całości. Jest to ciasto a la beza, jeśli będzie czekało na upieczenie 30 min , oklapnie.

Rodzynki przelewamy wrzątkiem i odstawiamy do osiąknięcia z wody. Orzechy mielimy. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, dajemy zmielone orzechy, wiórki kokosowe i rodzynki. Całość dokładnie mieszamy. Białka ubijamy, dodajemy porcjami cukier, żółtka i suchą mieszankę. Z tak przygotowanego ciasta pieczemy dwa placki w piekarniku nagrzanym do temp. 160°C przez ok. 30 minut.

krem:
sok z 1 puszki brzoskwiń
400 g  masła 
5 łyżek cukru
2 duże budynie śmietankowe
1 łyżka mąki pszennej
1 i 3/4 szklanki mleka
4 żółtka

Sok z brzoskwiń zagotowujemy z cukrem i 1 szklanką mleka. Budynie mieszamy z mąką pszenną i rozpuszczamy w 3/4 szklanki mleka, dodajemy żółtka. Dokładnie miksujemy i wlewamy na wrzący sok. Stale mieszając trzymamy na ogniu do zagotowania, po czym odstawiamy pod przykryciem do ostudzenia. Masło ucieramy do białości i dodajemy stopniowo przestudzony budyń.

do przełożenia:

2 paczki delicji morelowych, brzoskwiniowych ew. pomarańczowych
1/4 szklanki mocnego naparu kawy naturalnej ( jeśli ktoś lubi może do wystudzonej kawy dodać spirytus – ok.1/4 szklanki)
osączone brzoskwinie z 1 puszki
2 galaretki brzoskwiniowe

Na placek bakaliowy wykładamy połowę kremu. Na to układamy delicje (czekoladą do dołu) nasączone kawą , lekko wciskając je w krem. Nasączamy jeszcze raz pozostałym ponczem. Na ciastka wykładamy drugą część kremu, zostawiając kilka łyżek. Przykrywamy plackiem i cieniutko smarujemy pozostałym kremem.. Na to układamy na dachówkę pokrojone w plasterki brzoskwinie. Całość zalewamy przygotowaną wcześniej galaretką (rozpuszczamy 2 galaretki w 3 szklankach wody). Wstawiamy do lodówki.

To ciasto jest lepsze z każdym dniem, niemniej najwcześniej należy je jeść następnego dnia po upieczeniu. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.