nie miałam natchnienia, trochę wypełzałam, dzisiaj wykorzystuję piękne słońce i pognałam do parku, bo już w zasadzie osiadłam w kuchni, duszę warzywa na pasztet, jutro ostro zaczynam piec i gotować, bo Kazik nie przyjedzie do babci ( przez ząbkowanie i czynienie " hardcoru" jak to określiła jego mamusia) więc my pojedziemy do nich, oczywiście już jest zamówienie : placki z kalafiorem, zupa ogórkowa, pączki ( obowiązkowo) no i tort bezowy tiramisu, okazało że Paszczur nie lubi tiramisu, nie lubi bezy, no to nie będzie jadła, za to zięć uwielbia tort bezowy, więcej dla niego, dyscyplina dodatkowa - chleb 😁. Więc już dzisiaj pomału czynię to i owo , bo jak wiecie nie znoszę się przepracowywać jednorazowo...jeszcze Szczeżui karczek upiekłam...w zasadzie nie jemu ( choć powinnam za ostatnie buntownicze działania) a dla niego. No ale ..w ramach relaksacji , trochę wizualizacji , dzisiejszego parku.
Ławeczka dla wszystkich " zmęczonych" spacerem, no to życzę wam pięknego popołudnia ( u mnie wciąż cudne słońce) i lecę " memlić" warzywka na pasztet. Ahoj!!!!