Człowiek myśli, że schodził już wszystko. Bujaliśmy się rowerem z mężem, odkąd przyjechaliśmy do Holandii. Miła odmiana, jaką było pracowanie tylko na rano i posiadanie wolnych weekendów, sprawiało wrażenie, że mamy nieskończone pokłady wolnego czasu. Niemal co weekend oglądaliśmy nowe miejsca, nowe zakątki, podziwialiśmy nowe dziwadła. Od 3 lat mieszkamy w innej okolicy, ale też niedaleko. Zdarzało mi się rowerem przejeżdżać przez wioskę, w której obecnie mieszkam. Stąd też zwiedziłam sporo biegając po okolicy. Mam trochę więcej kierunków, w których mogę się błąkać. Jednak kawałek dalej, choć wciąż niedaleko, są miejsca, które co prawda odwiedziłam, ale nie zwiedziłam w całości. Wyspy Wadden. Byłam do tej pory tylko na Texel i polecam tym z Was, którzy lubią ciszę, spokój i przyrodę. Koleżanka mi kiedyś powiedziała, że Texel jest jak cała Noord Holland. Ten sam krajobraz: trochę lasu, bagien, wydmy, ptactwo… Nie ma kanałów i polderów, ponieważ te wyspy powstały naturalnie. Na Texel są wioski i oceanarium, są restauracje, hotele, spa, sklepy. Na innych wyspach chyba są już tylko pojedyncze domy bądź są niezamieszkałe. Na pewno mieszkanie tam wymaga pewnych cech charakteru. Pogoda nie rozpieszcza. A to przypomniało mi inną historię – ale o tym dalej we wpisie. Teraz jednak tylko wspomnę, że jak u nas jest zła pogoda – a Noord Holland Noord słynie z wiatru, to na wyspach jest jeszcze gorzej. Jeśli u nas brakuje czegoś w sklepie to mamy obok jeszcze 2 sklepy. Tam nie jest tak różowo. Chciałabym zwiedzić możliwie wszystkie wyspy Wadden, a tymczasem zostawiam Was z linkiem do wycieczek, które można odbyć na wyspach – w tym wycieczki z serii ptaki – zorganizowane przez lokalnego leśnika, a raczej leśniczkę.
https://www.staatsbosbeheer.nl/uit-in-de-natuur/vogels
Waga wzrosła od magicznej soboty, ale nie zniechęcam się. W końcu cały piątek nie jadłam i moja waga netto była naprawdę netto. Mimo, że w sobotę popołudniu przegoniła mnie biegunka, stopniowo wraca waga do 73 kg. Ale jest to baza startowa, z której po tego tygodniowym piątku, może dojść do większego spadku. Wtedy waga wpadła właśnie z 73,1kg na 72 – może teraz będzie z 72,5 kg na 71? Byłoby bosko.
Aktywności nie było – nawet odpuściłam sobie spacer z koleżanką. Miałam ochotę zostać w domu i się wygrzać – przez te posty naprawdę jestem przemarznięta na kość. W pracy noszę bluzkę, sweterek, bluzę i kamizelkę pikowaną – i nadal marznę. W domu zaś zakopuję się pod kocykiem elektrycznym czy w łóżku i nadal nie mogę się wygrzać. Ratuję się herbatą. Okresy niejedzenia są trudniejsze.
Do pracy obecnie zabieram ziemniaki z jarmużem. Ugotowane razem z garnku i później potłuczone z masłem i mlekiem. Do tego kura i brukselka. Od poniedziałku do środy mam więc ciepły lunch w pracy. W czwartek kanapka z domowego chleba, a w piątek post. Po pracy zaś smakuję różne ciasta, ponieważ koleżanka piecze i chętnie się swoimi wypiekami dzieli. Ma talent do słodkości i bardzo ciekawe pomysły. Ostatnio jedliśmy ciasto korzenne z jabłkami pieczonymi.
Obecnie są dostępne w sprzedaży dalie do posadzenia wiosną. Miałam w ulubionych od jakiegoś czasu kolor Creme de Cassis – krem z czarnej porzeczki. Dobrałam sobie dwie kolejne odmiany do zamówienia, bo jak już paczka ma jechać to niech będzie więcej kolorów za jedną drogą. Chyba jestem roślinną zakupoholiczką. Pozostałe odmiany to: Hy Trio [marmurkowa] i Tropical [różowa].