We wtorek poszło mi dobrze, może zjadłam dużo ale 3 razy i bez podjadania.
Wczoraj do kolacji było dobrze, ale na kolacje zjadłam dwa lody świderki, tymbark napój i winogrono. To wyzwoliło bąbę i doszły jeszce popcorn, pół pizzy i zupka chińska. Lovely
Winogrona to mój gwódź do trumy, poprzednim razem tez się na nich wyłożyłam. Mam po nim wilczy apetyt, to chyba jedyny owoc, który ma na mnie takie działanie.

Byłam z córą w pływającej kawiarni, od dawna chciała tam iśc ogladać kaczki z bliska, bo siadały na pomoście. Niestety Odra zatruta niewiadomo czym, kaczki i łabędzie odleciały. Pływała tylko smutna puszka po piwie i zdechła ryba, woda ma kolor brudnej sraczki i zaczyna śmiedzieć. Już takie coś widziałam w fosie, w zeszłych latach, ale poszlismy nad Odrę, a tam brak ptactwa. Miałysmy iśc na miejskie kapielisko, ale tam woda jest z rzeki więc sobie raczej darujemy.
Dziś jest nowy dzień i nowe szanse w tym ludzkim ( nie myśle tu o całym świecie, tylko o tym co ludzie spier*lili) popapranym świecie ,którego jestem częścią. Drobinką kurzu, która też sra do swojego gniazda. Musze ograniczyć liczbę wyrzucanych śmieci. Męczy mnie to. Chciałaby zostawić jak naj mniej brudu po sobie na tym świecie, fizycznego i mentalnego też 😉
Tak było jeszcze wiosną, łąbedzi nie ma. Nie widomo czy wrócą. Bardzo cieszyła mnie ta wysepka, siedziały tam żółwie i grzały skorupy.
