W piątek było ważenie... waga bez zmian, tzn skacze między 69,0kg a 69,5kg ale ciągle jest szósteczka a nie siódemeczka z przodu, co mnie b. cieszy.
. Pewnie ten ostatni kg. będę teraz gubić kolejny miesiąc, ale co tam, przecież dałam sobie czas do 1.IV do osiągnięcia wagowego sukcesu.
Poza tym, dietkuję na "4+" bo potknięcia są... ale generalnie, b. się pilnuję. W piątek np. byliśmy na koncercie, więc zaproponowałam, że bierzemy mój samochód, bo ja nie chcę pić... . Wczoraj byliśmy u córki i to samo, ja prowadziłam samochód, żeby nie pić alkoholu i nie musieć się tłumaczyć przed znajomymi, dlaczego... i tak sobie radzę.
W domu, niby trochę lepiej...tzn. rozmawiamy, dogadujemy się... ale to już nie to... już czegoś brakuje... . Już nie będzie tak samo... .
Wczoraj pracowałam do 17.00. wróciłam b. zmęczona... . P.Mąż posprzątał chatkę, nawet rozwiesił pranie...moje też. Wyszło na to, że mam już zajęty każdy dzień w tygodniu prócz niedzieli, a sobotę, co którąś też.
Ostatnio silne mrozy dały w kość wszystkim... . Takich niskich temperatur dawno nie było. Teraz dla odmiany odwilż, błocko... ale za to ptaszki już się odzywają, świergolą, że aż miło. Byle do wiosny.