Spadek wagi + wizyta u fryzjera = świetne
samopoczucie.
Wpisuje swoje wymiary dzisiaj, bo jutro wyjeżdżam i nie bedę miała na to czasu. Wynik jak dla mnie super - 1,2 kg mniej(w ciągu 6 dni), a co najważniejsze zaczęły mi szczupleć uda z czego strasznie się cieszę, bo jak wiadomo te partie odchudzić najtrudniej. Samopoczucie jak na razie ok, choć pracy tyle, że nie wiem czy uda mi się wszystko skończyć na czas.
Byłam dzisiaj u fryzjera (wyrwałam się na chwilę z pracy), więc humor mam jeszcze lepszy niż dzisiaj rano. Kinga jest naprawdę mistrzynią, zawsze wychodzę od niej zadowolona.
Możecie w to uwierzyć lub nie, ale wogóle nie myślę o przygotowaniach świątecznych, o tych wszystkich smakołykach, które będę musiała zrobić. Jakoś mnie to wszystko omija. Szczerze mówiąc wcale mnie to nie martwi, bo niby dlaczego miałabym to robić, przecież nie wyglądam na zabiedzoną kruszynkę, więc jeśli nawet nie posmakuję wszystkiego to nic mi się nie stanie. Jedzenie jest dla mnie, a nie ja dla niego.
P.S. Gdyby nie udało mi się już zajrzeć na Vitalię w najbliższych dniach chciałabym złożyć wszystkim odwiedzającym serdeczne życzenia wielkanocne, oby były jak najbardziej radosne, a jak najmniej kuszące. Pozdrawiam Angel.
Mój bilans jest inny,
a ten wkleił mi się, bo zapomniałam go odznaczyć.
Zakwasy i takie tam refleksje.
Wczorajszy dzień nieźle dał mi popalić, prawie przez cały czas na nogach, aż do wieczora (więc spokojnie mogłabym odpuścić sobie wieczorne ćwiczenia). Byłam tak zmęczona, że chyba nie myślałam jasno, bo nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby jednak trochę się powyginać. Zamiast iść sobie zrobić kąpiel, to godzinę tańczyłam jak szalona. Efekty wczorajszego zaćmienia odczuwam dzisiaj, poprostu porobiły mi się straszne zakwasy, czym jestem zdziwiona, bo przecież codziennie ćwiczę, więc chyba naprawdę wczoraj przesadziłam. Jedyną pozytywną stroną tego wszystkiego jest to, że spałam całe 6 godzin.
Dzisiejszy dzień będzie podobny do wczorajszego, a i jutrzejszy zapowiada się tak samo. Całe szczęście, że od czwartku mam już wolne to sobie trochę odsapnę. Wczoraj miałam straszną ochotę na coś słodkiego (miałam już na oku delicje, za którymi nawet specjalnie nie przepadam), ale postanowiłam sobie, że do niedzieli wielkanocnej nie dam się skusić i udało się. Jestem z tego bardzo zadowolona, bo oznacza to, że jednak potrafię jeśli tylko chcę. Udało mi się już tak dużo osiągnąć, więc szkoda byłoby tego zmarnować, bo utrata prawie 15 kg (udało mi się zgubić od października 2007 9,5 kg , a resztę z Vitalią od lutego) to naprawdę coś, przynajmniej dla mnie wielkiego. Strasznie dużo daje mi Wasze wsparcie, bez niego naprawdę byłoby o wiele trudniej. Chociaż moi bliscy też mi ostro kibicują, to nie do końca wiedzą jakie są problemy związane z odchudzaniem. Większość z nich to chudzielce, którzy nie mają pojęcia jak to jest być grubasem. No dobra wystarczy tego dobrego, trzeba wracać do pracy. Pozdrawiam i życzę miłego i spokojnego dnia.
P.S. Wyobraźcie sobie, że u mnie pada śnieg. Przyrodzie chyba się święta pomyliły albo anioły poduszki trzepią na przyjście wiosny i pióra lecą z nieba. Wiosna za trzy dni hurrra!
Pogoda fatalna, dużo pracy, ale nie jest źle.
Wczoraj rozmawiając z koleżanką pochwaliłam się, że w końcu problemy ze snem mam za sobą. Niestety chyba za bardzo się pospieszyłam, bo dzisiaj w nocy udało mi się zasnąć dopiero o 3, a budzik zadzwonił jak zwykle o 6.45. Ale jak na niecałe 4 godziny snu czuję się całkiem nieźle, jednak jeśli znowu będę zawalać noce przez kilka dni z rzędu to całe święta spędzę raczej w łóżku, nadrabiając zaległości. Całe szczęście, że dobry humor mnie nie opuszcza, bo nie wiem jak przetrwam dzisiejszy dzień. Pracy tyle, że nie wiadomo za co się najpierw wziąść. Dzisiaj to chyba skończę wieczorem, a jak będę zmęczona to może wcześniej zasnę. Zawsze można znaleźć jakąś pozytywną stronę, nawet wtedy kiedy wydaje się, że jest inaczej. Dieta okey, a i waga całkiem nieźle, ubyło mi 0,70 kg, ale nie będę narazie zmieniać stanu na pasku poczekam do czwartku. Bardzo lubię ten okres przedświąteczny, bo tak ni z tego ni z owego gubię 2-3kg i raczej udaję mi się ich nie nadrobić w święta. Może i tym razem tak będzie, byłoby super. Podrawiam i życzę wszystkim spokojnego i pogodnego poniedziałku, choć u mnie raczej się na to nie zanosi.
Dowód, że naprawdę dopisuje mi humor.
Dzień zapowiada się cudownie. Piękna pogoda, trzeba korzystać z dobrodziejstw i wyjść z domu na spacer. Pozdrawiam i wszystkim życzę miłej i bardzo słonecznej niedzieli.
P.S. Jeśli znajdę wieczorem czas może jeszcze się odezwę.
Bardzo udany dzień
Dzień zaczął się w szalonym tempie. Wstałam dość późno i wcale nie spieszyłam się z wykonywaniem porannych czynności. Siedziałam w piżamie przed komputerem, kiedy zorienowałam się, że za pół godziny przychodzi mój kolega, a ja jestem zupełnie nie gotowa. Wszystko robiłam w biegu, dobrze, że spóźnił się 5 minut to zdąrzyłam zjeść śniadanie (była to raczej pora już na drugie). Dzień pod względem diety zaliczam do udanych. Byliśmy na obiedzie w restauracji, a ja zjadłam tylko sałatkę z łososiem, więc cieszę się, że nie skusiły mnie inne pyszności, a przede wszystkim ciastka, które pięknie wyglądały i czekały tylko, żeby je zjeść. Zrobiliśmy razem niezłą rundkę - 8km, co prawda to tylko spacer, ale można go zaliczyć jako gimastykę na dzisiaj. Może, gdy będę miała jeszcze trochę czasu powignam się później, a co mi szkodzi.
Prawie na 100% nie bedzie mojego brata na święta. Zupełnie nie wiem co ja będę robić, bo nie przepadam za "spędami" rodzinnymi" i Quizem - 100 pytań do, czyli np. kiedy wychodzę za mąż lub coś w podobnym stylu, po prostu masakra. Muszę się uzbroić w cierpliwość i jakoś przez to przebrnąć. Na szczęście humor mi dopisuje, więc może jakoś to będzie, a z resztą co ja się będę martwić na zapas. Przyjdzie czas to trzeba będzie jakoś rozwiązać ten problem. Pozdrawiam i może jeszcze jutro coś naskrobię.
Różowe paznokcie też mogą poprawić nastrój.
Dobrze jest cieszyć się z rzeczy, których wcześniej nawet się nie dostrzegało. Radość tak zwyczajnie pomaga mi lepiej funkcjonować i nie chodzi tu tylko o zgubione kilogramy. W pracy ostatnio panuje fajna atmosfera, oby utrzymała się jak najdłużej. Porządki juz zrobione, więc weekend zapowiada się cudownie. Może jakiś wypad do miasta - kino, kawa, spacer możliwości jest naprawdę dużo. Wszystko dookoła przedstawia się w różowych barwach. Nawet paznokcie pomalowałam sobie na różowo, a i moja garderoba nabrała więcej koloru. Pogoda za oknem nie jest najlepsza, wszędzie brudno i szaro, więc trzeba sobie jakoś radzić. Cieszę się, bo od czwartku mam wolne, aż do wtorku. Hurra 6 dni wolnego, więc uda się wszystko załatwić bez zbędnej nerwówki. Dzisiaj dowiedziałam się również, że mój brat razem z rodzinką prawdopodobnie nie przyjadą na święta, bo dziewczyny znowu są chore. Z jednej strony smutna wiadomość, bo kiedy ich nie ma to jest strasznie spokojnie, a z drugiej dobra, poprostu niewielkie przygotowania przedświąteczne, a co za tym idzie mniejsza pokusa przy robieniu potraw wielkanocnych.
Dieta przebiega jak na razie całkiem dobrze, jedynie dzisiaj musiałam przestawić godziny posiłków. Wolę jak wszystko przebiega według ustalonego wcześniej planu, bo istnieje wtedy mniejsze ryzyko, że uda mi się skusić na coś nadprogramowego. Bolą mnie też mięśnie, ale sama jestem sobie winna. Wczoraj przesadziłam z ćwiczeniami i tańcem. Mam nadzieję, że do jutra przejdzie. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego wieczoru.
Nie jest najgorzej, waga pokazała 1,3kg mniej.
Zrobiłam też cotygodniowy pomiar centymetrem, co prawda procentowo, jeśli chodzi o zawartość tłuszczu w moim organiźmie nic się nie zmieniło, ale jestem i tak zadowolona z wyników. Mam szczuplejsze łydki, a to już coś. Wiem, że osiągnęłabym lepsze rezultaty więcej ćwicząc, ale naprawdę trudno jest mi wygospodarować więcej czasu na gimnastykę. Zacznę chyba wcześniej rano wstawać, chociaż przy moich problemach ze snem nie wiem, czy uda mi się to zrealizować.
Jak na razie mocno trzymam się wyznaczonego celu, nawet nie dociera do mnie, że już niedługo święta, więc trzeba będzie zrezygnować z wielu pyszności. Jestem tak mocno zmobilizowana, że gdybym teraz poszła na jakąś wystawną imprezę nikt i nic nie jest w stanie mnie skusić na coś czego do tej pory sobie odmawiałam z wiadomych powodów. Szczerze mówiąc nigdy nie miałam z tym problemów. Na jakichkolwiek uroczystościach rodzinnych, czy innych imprezach przygotowane potrawy zupełnie nie robiły na mnie wrażenia. Zajęta rozmową, tańcem itp. nie zawracałam sobie głowy tak przyziemną rzeczą jaką jest jedzenie.
Dobry nastrój nadal mnie nie opuszcza, a spadek wagi, choć nie duży jeszcze go potęguje. Mam nadzieję, że wszyscy którzy dzisiaj (jutro i pojutrze również) dokonują pomiaru, też będą zadowoleni ze swoich osiągnięć, tak jak ja. Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Słońce świeci w mojej duszy, choć za oknem pada
deszcz.
Czuję jak rozpiera mnie radość i duma, że robię coś dla siebie, i jestem szczęśliwa kiedy myślę o przyszłości. Patrzę na życie przez różowe okulary, a przede wszystkim nie przejmuję sie problemami całego świata. Czas przyszedł, żeby pomyśleć o sobie i nie sądzę, żeby przemawiał przeze mnie egoizm. Nie znaczy to, że gdy ktokolwiek będzie potrzebował mojej pomocy to nie wyciągnę do niego ręki tylko dlatego, że zajmuję się rozwiązywaniem swoich problemów. Rodzina, przyjaciele i znajomi są naprawdę ważną częścią mojego życia, ale nareszcie dotarło do mnie, że ja też powinnam być dla nich tym samym. Muszę mieć czas dla siebie, a swoje życie przeżyć po swojemu, bez względu na to ile jeszcze czeka mnie szczytów do zdobycia. Cenię rady innych ludzi, ale nie muszę się zawsze nimi kierować, wolę się nawet sparzyć od czasu do czasu. Takie blizny hartują mój charakter.
Ostatnio cały czas chodzi mi po głowie tytuł piosenki zespołu Raz Dwa Trzy - "Trudno nie wierzyć w nic" . Choć odnosi się do czegoś innego, coś w nim musi być, bo ja chyba w końcu uwierzyłam, że naprawdę uda mi się osiągnąć obrany cel. Wcześniejsze próby może właśnie dlatego kończyły się niepowodzeniem, ponieważ nie wierzyłam w to co robię. Wszystkie problemy zwalałam na moją słabą wolę, a zapomniałam, że nie ona jest w tym wszystkim najważniejsza.
Dobry humor + dieta = mniej kilogramów na wadze.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia.
P.S. Jeśli chodzi p realizację zamierzonych celów to wczorajsze porządki mogę dopisać do listy małych sukcesów, ale jeśli chodzi o zaległości w lekturze to nadal kiepsko. Obiecałam sobie dzisiaj, że wyczaruję choć pół godziny na czytanie (zaczęta książka czeka na mnie od 2 tygodni).
Optymizmu ciąg dalszy
Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieję. Chodzę po ulicach i uśmiecham się do obcych ludzi, pomyślą pewnie, że wariatka jakaś, czy co. Dobry humor nie opuszcza mnie jak na razie (zobaczymy co będzie w czwartek - dzień ważenia). Świetne samopoczucie dodaje mi sił i daje nadzieję na lepsze wyniki moich zmagań. Najbardziej cieszę się, że ten entuzjazm zapełnia mój żołądek jak najlepsza potrawa, bo wcale nie czuję głodu, ale nie oznacza to, że zupełnie nic nie jem, bo moja radość mogłaby szybko się skończyć.
Dzisiejsze popołudnie minie mi na porządkach, więc nie wiem czy będę miała czas coś jeszcze napisać. Muszę nadrobić też zaległości książkowe (czeka na mnie ich naprawdę sporo). Pozdrawiam serdecznie wszystkich zmuszonych do czytania moich wypocin i życzę miłego popołudnia.