Tradycyjny 1 listopada, czyli poranne szykowanie się na GROBBING + kombinowanie, co by tu ubrać, żeby nie zamarznąć. Co oznacza cieplutki sweterek i zimowe skarpety.
I tak zmarzłam.
Później posiadówa u babci.
Oparłam się rosołowi, ryżowi z białym sosem, serniczkowi i murzynkowi.
Jedyna myśl jaka mnie w tym wszystkim ratowała to, że na obiad w planie były TORTILLE <3
No i uratowały mnie 2 mandarynki, na które się skusiłam. Myślę, że taki świąteczny grzeszek można wybaczyć.
Na kolacje miałam "sandwicha" i wygrzebałam z piwnicy stary zapiekacz.
Ta kanapka była jego ostatnią. Nie tyle, że się zepsuł co po prostu już nie nadaje się do używania. Do tego głupsia i zapominalska JA, nie pomyślałam, że przecież mamy elektrycznego grilla, który też się nadaje do robienia zapiekanych kanapek...
Ale spokojnie.. Mam z mamą taką małą umowę, że jak dojdę do 75 kg to idziemy kupić TOSTER. Taka mała dodatkowa motywacja :)
Dobranoc! :)