Jak się okazało, zwiększenie limitu kalorii było dobrym pomysłem. Waga wreszcie zaczęła spadać :) Wiąże się to z liczeniem kalorii, ale czego się nie robi byleby schudnąć.
Podsumowanie tygodnia wygląda tak:
Do celu, niewiele ponad 3 kg :)
Dziś lasania na obiad i kalorie nie policzalne, więc nie wiem czy jutro waga chwilowo nie wzrośnie. 4 płaty lasanii -75g, chude mięso mielone, pieczarki i sos śmietanowy 12%, hmm, nie wiem ile obstawiać. Pozostałe posiłki będą w każdym razie skromniutkie.
Do aktywności już się przyzwyczaiłam i nie wyobrażam sobie nie wsiąść po południu na rower. Męczący trening, ale i satysfakcjonujący, bo pozwala spalić sporo kalorii. Dołączając spacer i spalane kalorie, pozwala mi to jeść więcej i nie czuć ciągłego niedosytu, jak poprzednio. I niech żyje owsianka na śniadanie :) Cukierki czekoladowe już mnie nie kusza codziennie, a że raz na jakiś czas zgrzeszę, to nie ma to wpływu na wagę. Grunt to umiar przecież.