- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (25)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 15845 |
Komentarzy: | 150 |
Założony: | 9 lipca 2015 |
Ostatni wpis: | 8 października 2021 |
Moja aktywność - spaliłam 1003 kcal
Moja aktywność - spaliłam 501 kcal
Moja aktywność - spaliłam 506 kcal
Idę prosto, nie biorę jeńców żadnych
Wczoraj miałam bardzo trudny ale w ostatecznym rozliczeniu przełomowy dzień. Przez pół dnia ryczałam nad sobą, drugie pół walczyłam o siebie. Nie poddaje się, nie tym razem.
Wprowadziłam parę istotnych zmian do swojego, nazwijmy to, systemu odchudzania. Po pierwsze - nie ważę się codziennie (to mi odbiera radość życia), po drugie - zaczynam korzystać z centymetra.
A po trzecie i najważniejsze - chodzę. Od dwóch dni korzystam z aplikacji Vitalii, tej która mierzy ilość kroków, spalone kalorie i przebyte kilometry. Całkiem fajny wynalazek, nawet jeśli nie jest idealnie dokładny to motywuje mnie jak nie wiem co.
Zaplanowałam sobie na jutro spacer z psem po lesie, polach i koło jeziorka. Co prawda takie chodzenie zabiera trochę czasu więc pomyślałam, że polubię się z audiobookami ;)
Będzie fajnie :) Znowu kocham cały świat :D
Moja aktywność - spaliłam 1056 kcal
Moja aktywność - spaliłam 1002 kcal
Jest noc. Jest po burzy.
Jest czas na chwilę refleksji. Jestem po kilku porażkach, które przypomniały mi, że od samych dobrych chęci się nie chudnie, że to się nie stanie bo mi się to po tylu latach zmagań ze swoim ciałem należy. To nie jest tak, że to przypadek, że mam za dużo ciała.
Jak sobie patrze na swoje życie, to widzę jakieś takie wielkie opuszczenie. Przy mnie nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc zbudować właściwy obraz siebie, nauczyć jak o siebie dbać. Nikogo kto by dał mi to co konieczne do tego żeby potem nie szukać rekompensaty w jedzeniu, w zagłuszaczach typu telewizja. Odkąd pamiętam byłam zdana sama na siebie. Na początku zabrakło miłości a potem wszystko poszło nie tak.
Jedzenie, kompulsywne jedzenie, zaburzenia odżywiania... nadal mam bulimię, nie oszukujmy się...
Obecnie wychodzę z dołka, wystarczyło trochę zaufania, ktoś mnie docenił, sama siebie doceniłam. Teraz widzę wszystko inaczej ale konsekwencje zostały i chyba długo jeszcze będę się z tym wszystkim zmagać.
Najgorsze jest to, że nie potrafię rozmawiać ze swoją rodziną. Ranimy siebie nawzajem. Są dla mnie jak obcy ludzie.
Na nich nie mogę liczyć. Na siebie też nie bo ciągle zawalam w takich ważnych sprawach. Ale jest Ktoś na kogo mogę liczyć :) On mnie z tego bagna wyciągnął i pomoże doprowadzić to wszystko do końca...
Dobrej nocy :*
Porażka w planowaniu to planowanie porażki
Ustaliłam sobie plan dnia. Niezbyt napięty, taki wakacyjny. Mam zamiar wstawać o określonej porze, jeść co 3h i robić wszystko to co mnie zbliży do osiągnięcia celów, które sobie na te wakacje wyznaczyłam. Mam mnóstwo książek do przeczytania i wierze, że dzięki temu planowi choć trochę uda mi się zorganizować czas na tę przyjemność.
Ostatnio trafiłam na bardzo fajny artykuł o obliczaniu podstawowej przemiany materii i całkowitej przemiany materii. Obliczyłam sobie ile potrzebuję kalorii to tego aby przeżyć oraz ile mi potrzeba do utrzymania aktualnej wagi. Po odcięciu od tego ostatniego wyniku ok 300kcal mam tyle kalorii ile potrzeba abym mogła schudnąć. Wydaje mi się to podejrzanie proste bo tych kalorii wcale nie jest tak mało.
Kolejną sprawą do planowania są moje posiłki, chcę zadbać wcześniej o to co mam jeść a nie myśleć o tym dopiero gdy zgłodnieje.
Precz z wakacyjnym rozleniwieniem!
Po co komplikować sobie życie?
Po całym dzisiejszym maratonie filmów na youtube typu: "Jak schudłam 500kg w miesiąc" oraz "Zasady zdrowego odżywiania", po wszystkich artykułach na temat węglowodanów, pszenicy w diecie, jedzenia, które samo odchudza, mogę stwierdzić, że już kompletnie nie wiem co powinnam w swoim przypadku zrobić z moją dietą. Zastosuję swoją zdroworozsądkową dietę bez kombinowania. Po prostu będę jeść zdrowo i mało.
Co do ćwiczeń mam ten sam problem. Kompletnie nie łapie się w podziale ćwiczeń na siłowe, aerobowe, cardio i Bóg wie jeszcze jakie. Stanęłam na tym, że ćwiczę kiedy to możliwe i jak to możliwe. Wykorzystuje takie momenty jak czytanie książki do ćwiczeń na uda lub na ramiona.
A poza tym tańczę :) poprawia mi to humor :D
Nie powiem, że dziś jest mój pierwszy dzień odchudzania/zmiany stylu życia. To już któryś z kolei. Zaczynałam już kilka razy ale tym razem chcę to doprowadzić do końca.
Zdecydowała, że założą konto na Vitalii bo to będzie jakaś dodatkowa motywacja, jakieś zobowiązanie i może, kto wie, miejsce gdzie będę mogła przyjść po wsparcie.
Czego ja chcę? Chcę przestać chować swoje przecudowne ciało (tak, uważam że jest nieziemsko piękne) za tymi kilogramami. Te kilogramy to owoc mojego strachu, uciekania, obaw przed odrzuceniem a pośrednio przyzwyczajenia do jedzenia jako lekarstwa na jakiś brak, czy to fizyczny czy emocjonalny.
Teraz ćwiczę, zdrowo się odżywiam i mówię znajomym (to jest przełom), że wreszcie zgodziłam się wyjść na przeciw swoim marzeniom i zawalczyć o lepsze życie.
Na Boga! jestem kobietą, mam piękne ciało przykryte "zasłoną", chcę wreszcie poczuć jak to jest nie obawiać się o swój wygląd, jak to jest akceptować w pełni siebie i nie nasłuchiwać komentarzy zza pleców czy aby któryś nie jest o moich grubych nogach. Chcę cieszyć się swoim ciałem i nie uciekać od relacji. Chcę wiedzieć "gdzie mam przód i gdzie mam tył".
To nie jest dla mnie byle co, to nie jest zwykłe odchudzanie, nie o to chodzi ostatecznie. To co zamierzam ze sobą zrobić nie kończy się tylko na mnie. Wierzę, że w dużej mierze wpłynie to na innych. Potrzebuje tej zmiany, nikt inny nie jest w stanie mi jej dać, tylko ja sama. To moja walka, największa jak do tej pory.
Do dzieła!