Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Bliscy ludzie mówią, że jestem miła, ale z doświadczenia wiem, że uprzejmość jest przereklamowanie nudna, więc żyję zwykłym przyzwyczajeniem. Ciszą. Milczeniem. Szarością. Dopiero uczę się jak kolorować. Mówić. Marzyć. Wierzyć. Walczyć. :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20363
Komentarzy: 424
Założony: 16 listopada 2014
Ostatni wpis: 12 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
echo_niczyje

kobieta, 28 lat, Sieradz

163 cm, 82.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 lutego 2018 , Komentarze (4)

Cześć! 

Niedzielny egzamin zaliczony na 5 i póki co jest spokój do marca :) Jeszcze tylko praktyki ogarnąć i indeks oddać, ale tu już nie ma tego nocnego siedzenia nad książkami. W sobote trzeba będzie więc znowu uderzyć na Łódź. Potem po całych tych formalnościach idziemy z koleżankami na miasto :)  

Jeśli chodzi o wagowe podsumowanie, to wygląda ono następująco: 

5|02|2018 - 83,7 kg

12|02|2018 - 82,1 kg 

Czyli spadek wynosi 1,6kg. Wiem jak to dokładnie wygląda, ale trzeba się cieszyć i być dumnym nawet z tego, bo to już malutki kroczek. Mierzyć póki co się nie mierzę, bo jeszcze nie zaczęłam ćwiczyć (ale mam to w planach; nawet kilka ćwiczeń wybrałam sobie jakiś czas temu) i poza tym nie umiem tego robić. Jak już chociaż się 7 pokaże z przodu, to może poproszę siostrę albo D.

Miniony tydzień pod względem dietetycznym na pewno nie nadawał się na wzorzec przykładnie odchudzającej się osoby, ale wciąż wychodzę na plusik pod kilkoma względami: 

- byłam na spacerze (ok 3km)

co prawda tylko dwa razy i chociaż nie chce, aby stanowiło to wymówkę, ale uczyłam się. na egzamin, gdzie trzeba było ogarnąć ponad 200 slajdów. W tym tygodniu jest to kwestia, na której najbardziej chce się skupić, aby przynajmniej 4-5 razy w tygodniu wychodzić

- ograniczyłam słodycze

oczywiście nie dałam rady na starcie wykluczyć ich całkowicie. Najgorzej jest właśnie w pracy, bo na co dzień, gdy ich nie mam wokół siebie to nie są mi one potrzebne, ale gdy mnie otaczają to... nie mogę się powstrzymać, aby coś nie skubnąć :( chociaż wiem, że da się to powstrzymać, trzeba tylko małymi kroczkami.  

- ograniczyłam podjadanie 

Póki co zależy jeszcze od dnia, bo raz jem 5-6 razy dziennie (gdy mam na rano do pracy), a czasami 3. Ale nie podjadam już pomiędzy. Muszę to jeszcze tylko jakoś lepiej zorganizować posiłkowo. 

- częściej sięgałam po wodę

bidon działa cuda. 

Na ten tydzień moimi dietetycznymi planami są 

- spacerki (4-5 razy w tygodniu) 

- dalsze ograniczanie słodyczy (4 dni zupełnie bez słodyczy)

- picie wody (0,7 litra dziennie) 

Do napisania :) 

31 stycznia 2018 , Komentarze (4)

Cześć! 

Powoli rozpisuje sobie dietę. Póki co staram się zachowywać regularność posiłków oraz przyzwyczajać się do picia wody z czym mam ogólnie problem. W ostatnim przypadku trzeba do mnie jak do dziecka - im ciekawiej i kolorowej, tym lepiej :) Dlatego kupiłam sobie bidon. Fajną rzeczą w nim jest dodatkowy pojemniczek, do którego wrzucam pokrojone owoce - na zdjęciu akurat mam kilka kawałków cytryny. Póki co jestem z niego mega zadowolona, a i kosztował niewiele, bo jakieś 10 zł :) Poza tym, przez następny tydzień czeka mnie ostra nauka - ale to ostatni egzamin i będzie chwila wolności <3 

Mam też nadzieję, że od następnego tygodnia będę już w stanie się nieco "rozliczać" z tego czy się diety trzymam czy nie, czy chodzę na spacerki i ogólnie czy robię coś w kierunku zmian. Zeszycik i porysowane kalendarzyki już czekają do kolorowania :D 

A tak na koniec:  są tutaj jakieś mole książkowe? 

Dzisiaj skończyłam czytać powieść, która miała być miłym umilaczem na 2-3 wieczory, a ostatecznie skończyło się na pustce w serduszku i całkiem mądrych przemyśleniach odnośnie miłości, drugiego człowieka, tego co ja bym zrobiła. Sama się zastanawiałam jakbym się czuła, gdybym tak jak główny bohater, każdego dnia budziła się i musiała żyć przez następne 24 h w ciele innego człowieka, nie miała swojej rodziny dłużej niż jeden dzień, nie mogła się do niczego przyzwyczajać, bo na następny dzień i tak bym to straciłam, jak pogodzić taką sytuację z miłością, która została zaakceptowana, ale ma tyle niecodziennych przeszkód na drodze. Powieść skierowana bardziej w stronę młodzieży, ale ma w sobie kilka cech, które są na tyle uniwersalne, że mogę się spodobać szerszej grupie. 

Ja od siebie bardzo polecam, tym bardziej, że za typowymi romansami nie przepadam i zawsze szukam w nich czegoś więcej. Tutaj to znalazłam. Niedługo nawet wychodzi film i jestem ciekawa na co bardziej w nim zaakcentują, bo zwiastun póki co wygląda jak takie typowe romansidło. Ale jestem dobrej myśli.

25 stycznia 2018 , Komentarze (2)

Wracam po raz kolejny. Ostatnim razem coś tam udało mi się załapać, wpaść w ten wir odchudzania, przed świętami zrzuciłam 4 kg, ale po oczywiście to wszystko wróciło. Pasek z wagą nieaktualny, otyłość I stopnia wróciła. Zaktualizuje pomiar jak znowu uda mi się coś zrzucić przez pierwsze dni kolejnej walki o nową siebie. Jakoś zbytnio się tym razem nie przejmuję, że wtedy kolejny raz się nie udało. Szło mi dobrze, byłam z siebie dumna, bo się trzymałam, nie byłam głodna, a chudłam. Parę wyrzeczeń, troszeczkę dyscypliny i dawało radę :) muszę tylko znaleźć jakiś złoty środek na tz "rodzinne imprezy". Zawsze po tym zostaje się masa jedzenia, które przez kolejne dni się odgrzewa, a o ugotowaniu czegoś innego nie ma mowy, bo tamto się zmarnuje. I wtedy znowu przyzwyczajam się do tamtego żarcia, a waga sobie wraca. Ale spokojnie, ja nie znajdę na to sposobu? :D Nie przegrywam, jestem tylko bogatsza o nowe doświadczenia. 

Zamówiłam sobie w tamtym tygodniu sweterek i spodnie przez Internet. Ze spodni jestem zadowolona; kupuje ja już od dobrych 7 lat i za każdym razem sprawdzają się znakomicie. Co do sweterka - taki najzwyklejszy, ale uważam, że ma coś w sobie. Jakiś złoty łańcuch dokupić do niego i będzie idealnie :D No i mam pierwszą rzecz, do której przydałoby się schudnąć, a będzie leżeć coraz lepiej :) 

No i przy okazji zdjęcie mojej obecnej figury.

Pierwszym moim celem jest komunia mojego kuzyna, która jest w maju tego roku. Mam taką śliczną kwiatuszkową sukienkę, w której obecnie wyglądam jak szynka, a bardzo chciałabym w niej iść. 

4 września 2017 , Komentarze (6)

Hey, witajcie :)

Tak dawno mnie tu nie było, że nawet nie wiem od czego zacząć, co napisać. Wiem, że planowałam zmienić konto i wrócić z większym rozmachem, ale jakoś tak sentyment nie pozwalał mi opuścić to miejsce - zbyt duże przywiązanie, chociaż ten emo nick mnie troszeczkę razi w oczy. Teraz na pewno nazwałabym się inaczej :) bardziej optymistyczniej ;p

Co tam u mnie słychać?

Od października zaczynam 3 rok studiów (nawet nie wiem kiedy to zleciało! jeszcze szybciej niż liceum!) Z samej szkoły i kierunku jestem średnio zadowolona, gdybym miała znowu wybierać to raczej nie rzuciłabym się na to, chociaż z drugiej strony nadal miałabym spory dylemat, bo tak do końca nie wiem w czym czułabym się dobrze i mogła dawać z siebie 100%. Dużo muszę w tym roku sama z wiedzą podgonić, bo czuję ogromną pustkę, a nie orientacje w temacie.

Od roku pracuje. W cukiernio-piekarni. Najgorsze miejsce do jakiego mogłam pójść. Praca całkiem ok, na razie nie potrzeba mi niczego więcej. Tylko, że jak wcześniej nie miałam problemu ze słodyczami, tak wtedy się zaczęło. Jako sprzedawca musiałam wszystkiego po trochu próbować, żeby wiedzieć co sprzedaje i zwyczajnie... czasami się czułam jak alkoholik po odwyku pracujący w monopolowym. No i teraz nasuwa się przy tym kolejne pytanie...

...jak tam z wagą? 

No i właśnie tu zaczyna się problem i powód dlaczego wróciłam. Przytyłam. 15 kg od najniższej wagi jaką udało mi się osiągnąć, a 13kg od tej którą bez problemu potrafiłam utrzymać. Nie będę się oszukiwać, bo doskonale wiem dlaczego - wpieprzałam jak mała świnka. Rok temu w sierpniu pracowałam w Niemczech (zbierałam wiśnie) i jak wróciłam w sierpniu, to zwyczajnie miałam małe załamanie nerwowe i uznałam, że to wszystko nie ma sensu i zaczęłam jeść. Potem znalazła się praca w cukiernio-piekarni. Najpierw było 1 kg, potem 2,3,4,5,6... Rodzina i przyjaciele mówili, że wszystko ok, wcale nie przytyłam. Doskonale wiem, że bali się powiedzieć prawdę, chociaż powinni. Mnie by to wcale nie zraniło, a może szybciej otrząsnęło z tego, że znowu zaczynam robić sb krzywdę. 

Wracam tutaj, bo wiem, że znajdę tutaj zrozumienie i wsparcie. Wcześniej udało mi się zrzucić 6 kg, więc mam nadzieje, że ponownie uda mi się coś osiągnąć. Jesteście moją ostatnią nadzieją, bo to nie jest tak, że nie próbowałam zrzucić tych kg. Próbuję za każdym razem, gdy w garderobie sięgam po te stare, większe ubrania. Ale potrzebuję na samym początku lekkiej kontroli.

 

Rany, nawet nie byłam świadoma, że tak potrzebowałam wypisania tego wszystkiego z siebie. W następnym wpisie zrobię może jakieś zdjęcia jak to teraz wyglądam ze swoją figurą. Żeby potem mieć co porównywać . A, no i wypadałoby się dokładniej zważyć. W sobotę postaram się zaktualizować pasek. Nie zdziwi mnie jeśli znowu wejdę na otyłość. 

Póki co uciekam szykować się do pracy, bo mam drugą zmianę.

Miłego dnia i do napisania! ;*

2 lutego 2016 , Komentarze (5)

Hey! Miałam pisać, jak pojawią się jakieś zmiany. I są, ale na gorsze. Pojechałam na zjazd, torba jak zwykle 3/4 zajęta przez pojemniczki, nagotowałam sobie samych zdrowych rzeczy. Przyjeżdżam do domu, ważę się wczoraj i co? 66,1! Łzy stanęły mi w oczach i byłam zła na cały świat. Jak jestem zła to niestety jem. Jak do południa było dietetycznie, wszystko ładnie tak wieczorem ok. 19 oprócz serka wiejskiego, który był przewidziany w moim jadłospisie, zjadłam domowej roboty hamburgera, a za godzinę poszłam po kruche ciasteczka z czekoladą. Rezultaty? Z ciekawości weszłam dzisiaj na wagę i tam 67,4. Ostatni wynik to całkowicie moja wina, przyznaję się i wiem o tym. Jestem nieco wytrącona z równowagi, ponieważ nie czuję się napuchnięta, ani cięższa. Ciuchy również pozostają bez zmian. Mam wrażenie jakbym nadal ważyła te 65, więc mam nadzieję, że niedługo waga się unormuje i pokaże nieco sensowniejszy wynik, bo w innym wypadku wychodzi na to, że przez styczeń zamiast schudnąć, przytyłam +1kg, a tak się starałam :c Póki co jednak zmieniam pasek, bo wolę być ze sobą szczera. Nadwaga pewnie wróci, no ale trudno. Zmieniam również póki co swój cel. 60 nie przeraża mnie tak jak 56. 

Do napisania!  

25 stycznia 2016 , Komentarze (12)

Cześć! Wiem, dawno nie pisałam, ale to nie znaczy, że tutaj nie zaglądałam. Codziennie czytam wasze pamiętniki, kibicuje, gorzej z komentowaniem, chociaż raz na jakiś czas zdarzy mi się zostawić po sobie jakiś ślad :D 

Ogólnie w życiu nie jest źle. Raczej stabilnie, ale cierpię na samotność, z którą nijak nie potrafię sobie poradzić i nieco mnie zżera od środka. Ostatnio myślę, aby odbudować staaarą znajomosć, która rozpadła się pół roku temu, a trwała całe... 9 lat. Boję się tylko, że to już nie będzie ta sama osoba i może wyśmiać jakikolwiek odzew z mojej strony. I chodzi mi o znajomą, nie o jakiegoś chłopaka.

Ostatnio również zrobiłam sobie małą sesję zdjęciową :D Kupiłam sobie tydzień temu spódniczkę. Nigdy nie chodziłam w czymś takim, chyba nadal bym się wstydziła, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni I kto wie, może kiedyś odważę się tak wyjść do ludzi? Wstydzę się jeszcze swoich grubych ud, ale liczę, że są do wypracowania :) 

Do mojego marzenia z 2013r. zostało mi jeszcze 10 kg. Z jednej strony dużo, z innej mało. Nie czuję się mega zmotywowana, jednak z uporem osła będę dążyła do celu. Obiecałam sobie, że kiedyś zobaczę 56 i schudnięcie będzie pierwszą rzeczą, która mi się uda w życiu tak w 100%. Wielu ludzi mówi mi, abym już nie chudła, martwią się o mnie. Naprawdę to doceniam, jednak chce udowodnić starej wersji sobie, że potrafię. Poza tym nadal czuję się źle ze swoim ciałem, o krótkich spodenkach w lato nawet nie ma mowy. 

Nie robię sobie jakiś wielkich planów ile będę chudła. Ile zleci to zleci  Jak zobaczę jakieś większe efekty to odezwę się znowu. Do napisania więc i mam nadzieję, że sumiennie wypełniacie swoje postanowienia noworoczne! Buziaki! 

30 sierpnia 2015 , Komentarze (163)

Kocham oglądać porównania i przemiany innych osób, ale nienawidzę robić tego u siebie. Powód? Nie mam za bardzo z czym się porównać. Mam tylko jedno zdjęcie, na którym stanęłam jeszcze tak, że niezbyt widać te 100 kg żywej wagi, co tym samym sprawia, że trudno uwierzyć, że zdjęcia różnią się 32 kg. No ale cóż poradzić? :) Mam przynajmniej sama świadomość ile włożyłam w to wszystko pracy. No i może po twarzy widać nieco więcej :)

W planach mam schudnąć jeszcze co najmniej 4 kg, a marzeniem byłoby być lżejszą jeszcze o 14 kg :) Jest to również czas gdy trzeba wrócić do spacerów i ćwiczeń, bo moje ciało zaczyna przypominać galaretkę. No i te nogi! One wszystko psują, muszę nad nimi solidnie popracować, ale znowu ćwiczenia na nie to coś czego nienawidzę najbardziej ;( brzuch, ramiona ok. Ale nogi... :( 

Nie odzywam się ostatnio zbytnio, bo nie mam o czym pisać. Od stycznia do sierpnia moja waga ciągle wahała się pomiędzy 74-70. Co schudłam, to zaraz nadrobiłam. Teraz jednak zaczęłam liczyć kalorie (wcześniej jadłam na oko) i upragniona 6 się pojawiła. Zauważyłam nawet, że co podjem więcej, to waga nie leci zaraz w górę jak szalona, tylko albo nic się nie zmienia, albo to kwestia tylko 0,2-0,3 kg, które na następny dzień znikają. Więc chyba dobrze. Dzisiaj powinnam dostać wg kalendarzyka @, ale coś ani mnie brzuch nie boli, waga nie podskoczyła. Może niepotrzebnie to tak przeżywam, ale panikuje :o  Kwestia studiów to bardzo drażliwy dla mnie temat, który męczy mnie każdego dnia coraz bardziej. On jest w sumie głównym powodem dlaczego tutaj nie piszę, bo po co się ciągle powtarzać? :( Pomimo to czytam Wasze pamiętniki, chociaż nie daję po sobie znaku życia w postaci komentarza. Może uda mi się teraz częściej zostawiać po sobie jakiś ślad . :) I ogólnie może wrócę do prowadzenia pamiętnika. Czas pokaże :) 

Trzymajcie się cieplutko! 

25 stycznia 2015 , Komentarze (18)

W domu totalny sajgon, bo mamy remont garderoby i łazienki, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W całym tym bałaganie, który się zrobił mama znalazła pewną interesującą rzecz - czarne spodnie. Moje czarne spodnie w których byłam na egzaminie szóstoklasisty. Gdy mi je pokazała, rzuciłam wszystko i poszłam się przebrać. Wynik? 

przepraszam za skarpetki i bałagan w tle!

Z okresu gdy byłam dzieckiem pamiętam dokładnie wagę, gdy byłam w 4 klasie podstawówki. Wynosiła ona coś ponad 60 kg, a że średnio tyłam 10 kg na rok, można w zaokrągleniu przyjąć, że ważyłam wtedy ok 85kg i byłam dosyć niska. Wspomnę jeszcze, że w te spodnie ledwo co wchodziłam, bo tydzień lub dwa przed egzaminem musiałam dziennie jeździć na rowerze stacjonarnym przez godzinę, żeby się w nie dopiąć tego dnia. 

Nie wiem jak mam się czuć - z jednej strony jestem dumna, a z drugiej przerażona. Do jakiego stanu ja się doprowadziłam będąc tylko dzieckiem. Teraz te spodnie na mnie dosłownie wiszą, co niezbyt widać na zdjęciu, a po 5 krokach całkowicie spadają. 


Wczorajsza waga wskazała 71,5 kg, czyli lecimy, lecimy! Trzeba zgubić, to co się nadrobiło głupotą i wagowo wejść na poziom z 4 klasy podstawówki! :D

1 stycznia 2015 , Komentarze (45)

Paseczek pokazuje już prawie -30 kg, ale obecnie nie mam jakiegoś sensownego zdjęcia z którym mogłabym porównać moją poprzednią twarz. Teraz uważam to za przekleństwo, ale naprawdę nie lubię być fotografowana. Nienawidzę tego robić i czasami jestem na siebie zła, bo nie mam  przez to żadnego konkretnego zdjęcia do porównań. Co prawda z twarzą znalazłam jedno, ale jeśli chodzi o moją sylwetkę, to naprawdę jest ich kilka i to jeszcze nie widać na nich, jak naprawdę wcześniej wyglądałam. Robiąc z nich sklejkę "przed/po" nie wygląda to na -30 kg, a jakieś -10, przez co jestem naprawdę załamana. Mój cały trud nie zostanie uwieczniony? Wiem, to egoistyczne, ale przydatne w chwilach zwątpienia. Przynajmniej byłoby, gdybym jakieś takie sensowne zdjęcie miała.

 Jak już mówiłam, różnica na zdjęciach u góry to -20kg, a ja zrzuciłam prawie -30kg, więc kolejne porównanie będzie jak już nie będę używała słowa prawie. I jak się przełamię do zdjęć. Tak całkowicie obiektywistyczne, uważacie, ze widać na nich te -20kg, czy ja jestem dla siebie zbyt krytyczna? 

Na drugim zakryta twarz, bo kiedyś wstawiałam na inną stronkę i nie chciałam, aby była ona widoczna :p


Jeśli chodzi o moje postanowienia, to mam ich kilka - schudnąć jeszcze te 17 kg, dostać się na wymarzone studia, skończyć pisać swoje opowiadanie, zakochać, otworzyć na ludzi, zaakceptować siebie ale najważniejsze to być szczęśliwą. O niczym bardziej nie marzę, jak o tym aby kiedyś podejść do lustra i powiedzieć swojemu odbiciu: "Jesteś piękna. Jesteś szczęśliwa". Nie zanosi się jeszcze, aby to życzenie się spełniło, ale może małymi kroczkami. Kiedyś.

Tak więc, oczywiście życzę wam, aby wszystkie postanowienia się ziściły. Nic jednak samo z siebie nie przyjdzie, więc do dzieła!

Jak się nie ma co się lubi,

to się o to walczy! 

Ja teraz uciekam, bo mam ochotę coś sobie porysować, a jako, że ostatnio złapała mnie faza na siatkówkę, to pewnie rysunek będzie związany z tym sportem :) Do napisania! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.