Przyszedł czas na kolejny krok. Liczę kalorię. Ale nie na fitatu, za często mi się zacina, znalazłam coś innego. Jakaś stronka specjalnie do tego przeznaczona, na razie jestem zadowolona. Tylko problem w tym, że ja nie wiem czy ja dobrze to robię. Wiadomo, że precyzyjnie wszystkiego nie da się policzyć, raczej zawyżam niż zaniżam wyniki, tak jest bezpieczniej.
Waga stoi od dawna. W sumie mam dwa wagowe urządzenia. Jedna wiem, że zaniża, jest taka wskaźnikowa. Pokazuje 3 kg mniej niż ta moja nowa, elektroniczna. Z kolei ta elektroniczna, co nie stanę to coś innego. Wystarczy ją przesunąć na podłodze już inny wynik.
Raz taka niewyspana byłam, maszeruję do tej wagi, włączam guziczek pod spodem i przypadkiem mi się kilogramy na funty zamieniły.... mało zawału nie dostałam.
Tak czy inaczej jest ciężko, ale nikt nie mówił, że będzie lekko. Namacalnie czuję jak mi ambicja topnieje. W wakacje miałam schudnąć, jest połowa wakacji, waga ledwo się ruszyła, może wyglądam trochę lepiej bo centymetry spadły.
No ale cóż, jak nie idzie to trzeba zmienić strategię i próbować dalej. Aż do skutku.