Nie wiem po co wracam do pisania pamiętnika na Vitalii, ani mnie to nie motywuje ale nie systematyzuje moich poczynań w odchudzaniu. Chyba z nudów, albo w ramach ucieczki od obowiązków. Skoro zaczęłam to już napiszę co działo się przez ostatnie miesiące i co planuję zrobić w wakacje.
Zacznę od sukcesów. Zaczęłam biegać. Jeszcze w roku akademickim kupiłam buty, ostro malinową bluzeczkę sportową (taką oddychająca) i biegałam co wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę. Trwało to jakieś 3 tygodnie dopóki nie stała się sesja. Teraz nie umiem do tego wrócić bo jestem w domu na wsi a nie w mieście. To dość istotne, bo w mieście nikogo nie obchodzi, że biegam. Szczerze mówiąc i tak wstawałam o 5 i szłam biegać żeby jak najmniej ludzi mnie zobaczyło. Żeby osiągnąć taki sam komfort musiałabym na wsi biegać kompletnie w nocy. Dlatego na razie nie biegam. Przesiadłam się na rower i chodzę na spacery z psem. Jest to o tyle fajne, że mogę pooglądać pola, śliczne wiejskie widoki, to dla mnie bardzo przyjemne. Mój facet mówi żebym spróbowała iść gdzieś z psem i biegać tam gdzie nie ma już ludzi albo pojechać rowerem na odludne miejsce i tam biegać. Jest to jakieś rozwiązanie ale jeszcze nie spróbowałam.
Staram się teraz codziennie coś aktywnego zrobić, czy to rower, czy spacer, czy dość intensywne sprzątanie bo do regularnych ćwiczeń znowu nie mogę się przekonać.
Z dietą na wsi też trudniej. Może jak na dobre zaczną rosnąć warzywa na ogrodzie jakoś sobie urozmaicę moje posiłki i nie będą takie monotonne jak teraz. Jem dużo płatków owsianych, mleka, jajek, robię sałatki. Wszystko takie mało wartościowe raczej.
Co do porażek to nasuwa mi się jedna, zasadnicza. Znowu wymiotuję a wcześniej wrzucam w siebie wszystko co jest możliwe do zjedzenia. W ciągu tygodnia zdarzyło mi się to około mi się to około 6 razy. Stres, nuda, wygórowane oczekiwania i przyzwyczajenie do takiego sposobu na rozwiązywanie problemów robią swoje. nie walczę z tym, zdarza się to trudno. Wierzę, że jak już będę wyglądać jak trzeba będzie mi łatwiej to pokonać.
Co do moich planów na wakacje to są bardzo przyziemne. Chcę do października schudnąć 8 kg. Myślę że to jest w zasięgu moich możliwości. Wiem, że moim błędem do tej pory było wyznaczanie sobie celu na -15 kg a potem karanie siebie za to, że mi się nie udało. Koniec z tym. 8 kg mniej i będę szczęśliwa. A jak się nie uda do też będę szczęśliwa.
Nie wiem ile teraz ważę. Z polecenia mojego faceta zrezygnowałam z ważenia. Mierzę się centymetrem a ważę tylko czasami. Prawdę mówiąc dawno też się nie mierzyłam ale pamiętam, że od biegania straciłam 2 cm w talii. Jutro zobaczymy jak to będzie.
Na razie tyle.
/Serge Mershennikov/