Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Monika123kg

kobieta, 41 lat,

170 cm, 106.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 maja 2024 , Komentarze (8)

Od kilku dni przeglądałam yt w poszukiwaniu treningu dla początkujących, ale dla takich naprawdę początkujących. Znalazłam wręcz idealny, po rozmowie z moim neurologiem, rehabilitantem dostałam małe  zielone światełko. Mogę spróbować i zobaczyć co dalej. Trening został zatwierdzony przez moich speców i dziś zaczęłam. Filmik trwał 23 minuty i tyle też ćwiczyłam. Po 11 minutach musiałam zrobić sobie 3 minutową przerwę. Druga połowa była już dla mnie ciężka, ale dałam radę. Spocona, zadyszana, zerowa kondycja, ale na to na maxa szczęśliwa. Dałam radę. I chodź później ledwo co chodziłam, na pewno powtórzę to, ale muszę słuchać swojego ciała i lekarza. Póki co zobaczymy jak będzie jutro. Nigdy nie lubiłam ćwiczyć czy to w domu, czy na siłowni..... Ale teraz po prostu muszę, mam bardzo mało ruchu i to na pewno mi pomoże. Zdobędę kondycję i będzie lepiej spadać waga, a i ciało będzie lepiej wyglądało. Mimo swoich gabarytów nigdy nie byłam zasiedziała, zawsze w ruchu - potrafiłam robić  dziennie niesamowite kilometry... Godzina z psem i tak 3 razy , potem pół miasta przeszłam do mamy by się nią zaopiekować kiedy była już chora (i tak 3 razy dziennie), w międzyczasie rower lub pływanie... I oczywiście w domu swoim i mamy trzeba było wszystko ogarnąć. I funkcjonowałam, oczywiście czasami były zakwasy i brak sił, ale działałam. Dziś zmęczyła mnie ta gimnastyka. Ale wierzę że to się zmieni, potrzebuje czasu zanim wrócę do pełnej sprawności, do tego jaka byłam przed chorobą, na pewno zgubienie kilku kilogramów dobrze wpłynie na moje zdrowie. 

Dziś mamy z mężem 20 rocznicę ślubu ♥️♥️♥️ szkoda że go dziś nie ma w domu, spędzamy ten dzień osobno. Ja synem w Polsce, on w Berlinie. Ale odliczam dni do piątku bo w piątki zawsze jest (na cały weekend), ale już nie bawem zmieniam na dobre swoje życie i synem przeprowadzamy się do Berlina. Nie mogę się już doczekać, jeszcze parę miesięcy. Dam radę. 



Kwiaty od męża i my 20 lat temu 😍



Humus - nigdy mi tak nie smakował jak teraz 


Owoce plus kilka orzechów 



Kurak z pieczarkami i fasolka

21 maja 2024 , Komentarze (22)

To już 16 dzień nowej ja. 16 dzień innego myślenia, 16 dzień bez podjadania, 16 dzień bez słodyczy... Kiedy zaczynałam nie sądziłam że będzie mi tak dobrze szło. Czuję że mam inne myślenie, czuję że potrafię nad sobą panować i co najważniejsze nie mam (póki co) w sobie psychicznego głodu. Wiele rzeczy mnie naprawdę zaskakuje, aż nie poznaje siebie. Ale to mi się podoba i mam nadzieję że będzie to trwało i trwało, aż osiągnę swój sukces iiiiiii jeszcze dalej. Zdaje sobie sprawę że wiele jeszcze muszę osiągnąć i to długi proces. Nawet bardzo długi,ale tłumaczę sobie każdego dnia że w ciągu miesiąca nie przytyłam 40 kg, to i tyle nie schudnę w ciągu 30 dni. Weekend miałam wprawdzie dość  ciężki, byłam przed okresem i nigdy czegoś takiego nie miałam. Nie miałam bo ciągle przecież jadłam. Jadłam jak byłam wesoła, jadłam jak był smutek, jadłam przed okresem, jadłam w trakcie etc więc to wszystko zalewało się ze sobą. A teraz kiedy walczę, kiedy kontroluje jedzenie TO się pojawiło, takie uczucie wiecznego głodu, głodu raczej psychicznego,.... Jednym słowem konia mogłabym z kopytami pożreć, coś strasznego. Ale nie dałam się, zapanowałam nad tym dzięki mojemu silne uporowi, ale wielkiemu wsparciu chłopaków. Okres przyszedł i wszystko mi się poukładało w głowie, chodź nie powiem panika byłam kiedy waga poszła w górę. Ale "stara" jestem, przetłumaczyłam sobie że to norma, poprawiłam koronę i szłam dalej. 

Postanowiłam że do diety dodam pieczywo razowe. Ale tylko raz, dwa razy w tygodniu. Czy mi go brakuje? Czasami tak, ale potrafię z niego zrezygnować. Będzie wtedy kiedy będę bardziej aktywna fizycznie. Nie chciałabym popełnić tego błędu i rezygnować ze wszystkiego, nie tędy droga. Chcę mieć zasadę żeby jeść wszystko, no prawie wszystko, ale z głową. Póki co moja dieta opiera się na sporej ilości warzywach, owoce ograniczam - póki co króluje arbuz i truskawki, jabłko czy banan też się przewija , sporo ryb, mięso, jogurty naturalne, twaróg, kasza i czasami ryż. 


Schudłam już 3.9 kg. 


Z własnego krzaka smakują najlepiej 


Wczoraj syn miał ostatni egzamin. U nas już koniec z maturą. Teraz czekamy na wyniki do 9 Lipca. 


Owsianka bez miodu, cukru... Będzie mi kiedyś smakować. 


Grillowana pierś, pół woreczki ryżu i warzywa lekko podsmażone - pekińska, papryka, cebula, marchew


Wiejski twaróg, taki mega wiejski z warzywami 


Trzymajcie się cieplutko! 

16 maja 2024 , Komentarze (14)

Ostatnio zaczęłam przeglądać swoje stare wpisy w pamiętniku. Niby taka sama jak kiedyś, ale jednak inna. Na pewno jestem silniejsza Oj, tak! Fajnie było zobaczyć swoje stare zdjęcia, zwłaszcza na tych co ważyłam mniej, na tych co było widać moja przemianę. Dziś ich już nie ma, usunęłam. Niech tylko trochę schudnę a pojawią się nowe 😁😁😁

*** Dziś mój 11 dzień diety. 

*** 11 dzień bez cukru i łakoci

*** 11 dzień bez podjadania 

Jestem naprawdę z siebie dumna. Naprawdę siebie nie poznaje. Ja która pije dużo wody, ja która nie podjada, ja która ma stałe pory posiłków, ja która patrzy na to ile i co jem, ja która mimo kryzysów walczy dalej i z każdym dniem jestem silniejsza itd. To nie możliwe że to jestem ja. Mam nadzieję że ta siła, walka, przekonanie że chce to mogę i tak dalej będzie trwało i trwało... Że to nic nie przerwie. Ale jestem dumna z siebie że panuje nad emocjami tymi dobrymi oraz tymi złymi. Kiedyś czy mi było dobrze, czy źle ukojenie było jedzenie. Dziś? Rozmowa z kimś bliskim, bycie po prostu wysłuchanym, pisanie tutaj, film, muzyka u oczywiście książki. Kocham książki! 

Moj kolekcja na maj. Zostały mi do przeczytania jeszcze 3 


W tym tygodniu syn miał dwa egzaminy ustne. Stres nieziemski. On opanowany,mnie wzięło i to na maxa. Zdał 😁😁😁. W poniedziałek ma ostatni pisemny - polski rozszerzony i po maturze. Zostanie tylko czekanie na wyniki. 


W marcu syn z przychodni dostał skierowanie na obowiązkowe szczepienie dla 18 latków. Nie został zaszczepiony, lekarka stwierdziła że niepokoi ja gardło, wyleczy się i sprawa zostanie załatwiona. Na koniec  dowiedziałam się że w systemie syn figuruje jako nieubezpieczony. Oczy miałam jak spodki. Sprawę zaczęłam wyjaśniać, okazało się że został wykluczony z mojego ubezpieczenia w dniu skończenia 18 lat czyli uwaga we wrześniu. I żeby mógł być nadal przy mnie dopisany wystarczyło dostarczyć papiery że szkoły. Nikt mnie o tym nie poinformował, ja również o tym nic nie wiedziałam. Ale dobra dostarczyłam co trzeba i ok. Dziś syn był  ponownie na tym szczepieniu i cyrki nie z tej ziemi. Zapisano jego na dziś, na 8.20 do lekarza powiedzmy "A". Na miejscu się okazuje że lekarza dziś nie ma i nie wiadomo co dalej. Tylko dzięki uprzejmości pielęgniarki w recepcji udało się jej wręcz ubłagać innego lekarza by zbadał i zadecydował co i jak. Zaszczepili, ale okazało się że znów!!! syn jest nieubezpieczony. Myślałam że szlak mnie trafi. Żart jakiś czy co? Napisałam oświadczenie i tyle, a sprawę trzeba wyjaśnić. Po drodze poszłam do swojej lekarki bo chcieliśmy przepisać do niej syna, ale stoimi w miejscu bo dopóki sprawa z ubezpieczeniem nie zostanie wyjaśniona ona nie może go przyjąć. Zrozumiałe. Poszłam do babeczki która w marcu   zajmowała się moją dokumentacja gdy były komplikacje ... I co? Mówi mi że zgłosiła mi syna do ubezpieczenia 15 marca! Dzwoniła do innego działu i jeszcze gdzieś, okazało się że ona w jednej rubryce coś błędnie wpisała i to niby nie poszło dalej. Jutro sprawa ma być niby załatwiona. I ponoć będzie miał ubezpieczenie od 15 marca. Odczekam i sprawdzę.... Obym znów się nie spaliła u lekarza jeśli będzie coś  nie tak. Już sprawę z lekarzem, z tym przepisaniem chciałabym mieć za sobą. 



Pasta z tuńczyka 


Pieczona pierś i pieczone warzywa. Odkryłam że pieczony brokuł, kalafior to istna petarda

Twarożek z warzywami 

Jeszcze było parę orzechów, jogurt naturalny z malinami.


Dziękuję że jesteście ♥️

13 maja 2024 , Komentarze (13)

Hurrraaaa pierwszy tydzień za mną. I pierwszy sukces. Ba! W sumie to mam ich kilka, spadek wagi to jedno, ale zaczęłam regularnie jeść, co najważniejsze patrzę na co jem i ile, tylllleeeee dni bez słodkości. Dla kogoś to codzienność a ja się cieszę jak szczur na otwarcie kanałów.

Coś nie mogę przekręcić fotki. 

Start - 121.4 kg

Po tygodniu - 119.2 kg



Razem ze mną wystartował też mój syn. Schudł uwaga aż 4 kg w tydzień. Startował z wagi 105 kg / 186 cm wzrostu. Jestem z nas dumna że nam się udaje. Chodź nie powiem zaskoczona że tak jemu waga spadła, ale nie głodzi się, je naprawdę bardzo dużo, ma sporo ruchu i oczywiście przestrzega wszystkich zasad keto. Ja wiele posiłków jem to co on, zwłaszcza obiady bo nie zamierzam dziać na dwa gary. Ale u mnie żadne tam 100 % keto, raczej keto nie wiadomo co, gdyż do posiłków dodaje ryż, kaszę etc.. Najważniejsze że dokonuje zmiany i co najważniejsze się nie głodzę. Zawsze do tego tematu podchodziłam głupio głodówka lub coś pochodnego, wieczny głód, osłabienie, wielki spadek wagi jeszcze większe jojo... Teraz już wiem żeby schudnąć trzeba jeść. Jestem zdrowo najedzona. 

Ostatnie 4 dni miałam w domu męża. Jadł to co my i jaki był przy tym zadowolony, jest w szoku że można smacznie zjeść i jeszcze zlecieć z wagi. Będzie nam towarzyszyć, nie chce jeść innych posiłków przy nas. Bardzo to doceniam że trzyma się z nami. 


W tym tygodniu miałam trzy wyjścia z domu - spacer do lasu . W tym jedno samodzielne z psem. Tu akurat nie miałam wyjścia, mąż z synem musieli wyjechać na kilka godzin i jeden spacerek z pieskiem należał do mnie. Był strach, całej naszej trójki jak dam sobie radę. Ponieważ mój psiak na początku spaceru bardzo ciągnie, później jest spokojny. Ze względu na mój problem z kręgosłupem, ogólnie cała prawą stroną (biodro, kolano, stopa) nie jest to takie hop siup, bo może mi to bardzo zaszkodzić. Ale nie mam nikogo kto by mógł mi pomóc. Tzn teoretycznie mam, ale wiecie jak to jest... A przyjaciółka miała plany i nie chciałam jej głowy zawracać. Poszłam więc na taki szybki spacer a w nocy myślałam że zejdę z bólu. Bóle przy porodzie to dla mnie była poezja, a to istny koszmar. Tak więc teraz mam kilka dni odpoczynku i rehabilitację na wzmocnienie, techniki radzenia sobie z bólem. Ale będzie dobrze, tyle przeszłam, tyle wytrzymałam, na nowo uczyłam się żyć że teraz to ja mogę góry przenosić. W końcu w planach mam (Jeszcze) w tym roku... Rower? 


Takie tam 

Salatka z arbuzem, cebula czerwona, feta i powinna być jeszcze mięta 



" chipsy" z bakłażana 

Dorsz i sałatka 


Nie sądziłam że sok pomidorowy będzie taki wow. Zmieniają mi się chyba smaki. 


Mix na talerzu 


Dziękuje Wam za wszystko ♥️

10 maja 2024 , Komentarze (17)

*** 5 dzień bez cukru, słodyczy etc

*** 6 dzień bez pieczywa 

*** 5 dzień lepsza ja! 

Mam 40 stkę na karku, za chwilę 41 i powiem Wam że jeszcze NIGDY nie czułam się tak dobrze. Taka pewna siebie. Taka zdeterminowana. Taka zorganizowana. I mowa tu o moim procesje zwanym odchudzaniem. Próbowałam miliony razy i zawsze upadałam. Jojo goniło jojo... Teraz się czuje fantastycznie, psychicznie nie najgorzej, mam motywację, wsparcie etc czyli tak naprawdę wszystko żeby mi się udało. I wiecie że mam ogromne przeczucie że może mi się naprawdę udać. Zawsze w to wierzyłam, wierzyłam że wygram z otyłością. Ale wtedy te przeczucie, wiara była inna. Nie potrafię tego opisać, ale teraz czuję że to jest silniejsze i mogę osiągnąć sukces... Taki już na zawsze i trwały. 

Mój plan to żeby się nie poddawać. Nie będę kłamać, nie jest łatwo, ale walczę i nie w głowie mi wyskoki. Każdy dzień, Ba! każda godzina jest u mnie zaplanowany - każdy posiłek, każda czynności, każda aktywność etc dzięki temu daje radę iść do przodu. 

Dieta - nie chce wariować bo inaczej... Zwariować można i polegnę. Jej prawie wszystko. Zrezygnowałam całkowicie ze słodkości. Nie dodaje cukru do kawy, herbaty czy innych potraw. Trochę minie zanim kawa zacznie mi smakować. Ale dam radę. Nie jem też słodyczy. Jedyne cukry to owoce i też z głową... Kolejna zmiana to nie ruszam na razie pieczywa i zrezygnowałam ziemniaków i makaronu. Raczej to na jakiś czas. Do picia tylko woda.. Najważniejsze to przestrzegam regularnych posiłków oraz patrzę na jakość, ilość. 

Sport - kto mnie czytał to wie że nie byłam zasiedziała. 3 razy wyjścia z psem każdy min godzinka, do tego w tygodniu kilka razy rower, pływanie czy kijki. Teraz niestety moja aktywność jest bardzoooo ograniczona. Skupiam się tylko na ćwiczeniach wzmacniających kręgosłup które mam od lekarza, to tylko parę minutek dziennie oraz kiedy mam męża w domu to mam spacer. Bo kiedy już nie mogę wytrzymać po prostu zawiezie mnie do domu. Mąż teraz ma 4 dniowy urlopik i wczoraj miałam godzinna dawkę ruchu a dziś pojechaliśmy do lasu na jakieś 40 minut. Za parę tygodni, no dobra miesięcy przejadę 20 km na rowerku i tego się trzymajmy. Będzie dobrze. 

Bardzo kochani Wam dziękuję. Za wszystkie komentarze, wiadomości etc. Dziękuję za miłe przywitanie, wsparcie. Jestem w szoku że mnie pamietacie. I cieszę się że tak dużo z Was prowadzi pamietnik. 

A tak było wczoraj. 

Śniadanie - jajka zapiekane z szynką i papryka oraz koktajl kefir, płatki owsiane i banan 


Obiad - sałatka tabule, jaja sadzone, pieczony kalafior 


Podwieczorek - parę orzechów, jabłko i kefir 

Kolacja - twaróg i warzywa 









8 maja 2024 , Komentarze (28)

Nie mogę w to uwierzyć że ostatni raz odzywałam się pod koniec 2021 r. Zniknęłam tak nagle... Przez ten czas tak wiele się zmieniło. Tyle rzeczy się wydarzyło - tych bardzo dobrych, ale też tych złych,gdzie serducho pękało mi na miliony części. Na razie tak króciutko... 

*** pogłębiająca się choroba mamy, w efekcie i mi siadało na głowę. Gdyby nie wsparcie moich chłopaków i przyjaciółki nie dałabym sobie rady. Tym bardziej że  każdy się wtrącał, chciał ingerować... Tylko szkoda że pożary chcieli gasić moimi rękami. To też źle na mnie działało. 

*** niestety przyszło co najgorsze, mama odeszła... Nie mogłam się pozbierać. W sierpniu będą 2 lata od kiedy jej nie ma 

*** kwiecień 2023 zachorowałam, przez parę miesięcy łóżko było dla mnie wszystkim. Choroba spowodowała że byłam unieruchomiona i uzależniona od innych. TO był najgorszy koszmar - tylko łóżko, pieluchy etc

*** mój synuś zdaje właśnie maturę 

Koniec  na razie mini życiorysu. Czas na konkrety. Postanowiłam znów zawalczyć, znów tu być. Wróciłam praktycznie do wagi wyjściowej. Stan na poniedziałek (6.5) to 121,4 kg ... A miałam już nawet 9 z przodu. Po prostu zajadałam stresy związane z mamą, życiem etc. I waga rosła w szybkim tempie. W kwietniu 2023 ważyłam już przeszło 120 kg. Choroba spowodowała że zaczęłam mniej jeść, że może to sprawi że szybciej będę zdrowa, ale też leki działały na mnie nasenne i więcej czasu spałam (super bo zapominałam o całym świecie), do tego catering dietetyczny i już Nowy Rok przywitałam z wagą 110 kg, mimo całkowitego leżącego trybu. I co? Zaczęłam zdrowieć, mogłam być samodzielna.... Zaczęłam żreć. I tym sposobem jestem tu gdzie jestem. Dziś zaczęłam 3 dzień. Nie powiem ze jest łatwo, jest w chuuu... Ciężko! Ale dam radę. Mam siłę, mam plan, mam marzenia, mam motywację. Nie zakładam niczego i nie wykluczam niczego. Póki co ruchomo jestem ograniczona, ale to się zmieni. Chodzę, nie są to wyczyny, ale jednak postępy są! Jeśli chodzi o jedzenie chce postawić na regularność, żeby porcja była dobrze dobrana dla mnie, żeby uważać na to co jem. Póki co niby to tylko 3 dzień dopiero, ale cieszę się że kawa, herbata była bez cukru, że zero słodyczy i póki co odstawiłam pieczywo. Nie chcę wprowadzać nie wiadomo jakich ograniczeń, bo poddam się. Szukam po prostu złotego środka. I tyle.... A dodam że mam towarzystwo. Przyłączył się do mnie syn, tak więc on kontroluje mnie, ja jego. Jesteśmy dla siebie wsparciem. A to jest najważniejsze. Mąż też powiedział że jak będzie w domu to będzie jadł tylko to co my, by było nam łatwiej. Takie wsparcie to ja rozumiem i nie może się bie udać. 

Jestem ciekawa co u Was. Tyle lat was nie czytałam. Tak więc uciekam do waszych pamiętników, jestem ciekawa kto jeszcze tu jest. 


6 listopada 2021 , Komentarze (5)

Kto powinien o nas dbać, jak nie my same. To my powinniśmy siebie kochać najbardziej. Dlatego jestem za egoizmem. Ale w takiej zdrowiej formie. Powinniśmy znaleźć dla  siebie chodź godzinkę dziennie, nawet jeśli jesteśmy zawaleni robotą po same pachy. Od rana pływam w luksusie. Domowe spa. Mazidła i inne cuda na kiju, tego mi było trzeba. Potem miałam romans z jogą.... Tu jeszcze muszę się szkolić. Ale uczę się, pomaga mi ona w najbardziej stresowych momentach... Obejrzałam też serial... A teraz zanurzyłam się w książce. 


W październiku ociągałam się trochę z czytaniem.... A ja już mam zaplanować listę na listopad. W każdym razie " Dublerka" to nie książka do której mogłabym wrócić. Lubię Paris, o pozostałych trzech pisarkach coś tam słyszałam.... Ale jak dla mnie książka nie udana. Miał być wielki przytup, a jest nuda. Ale może tylko ja mam taki odbiór. 


Już się stęskniłam za moimi panami. Ale też ważne jest dla mnie to by mieli czas tylko dla siebie. Wiecie takie męskie wypady. Dlatego też razem pojechali do fryzjera, potem byli na stawach i tym sposobem mamy rybną ucztę.... Oczywiście wszystkim muszę się ją zająć.... Bo chłopaki pojechali do teścia oglądać we trójkę mecz. Niech się dobrze bawią. Należy się im. 

Chłopaki będą po południu. Wrócą pewnie szczęśliwi. A to mnie bardzo cieszy. Wieczorem mam randkę z mężem. Idziemy do kina, potem niespodzianka. Nie wiem jaka. Mąż wymyślił. 


Jutro mam "synową" na obiedzie. Dla mnie to wyczyn bo dziewczyna jest weganką. Mąż śmieje się że to dowodzi jaki już jest stary. U mnie wręcz przeciwnie. Czuję się mega młoda. Kiedyś przyjdzie czas że będę teściową, babcią. Ciężko mi to sobie wyobrazić 🤪😁


Miłego weekendu! 







5 listopada 2021 , Komentarze (16)

Do przyjazdu męża . Czekam na niego jak dziecko na Mikołaja :) Tęsknimy strasznie . Nie wiem kiedy nasza sytuacja się odmieni tzn kiedy w końcu rodzina będzie w komplecie bo znów wszystko w tym kierunku się pokomplikowało . Ale i tą przeszkodę przeskoczymy bo dla nas nie ma sytuacji niemożliwych , zawsze znajdziemy rozwiązanie . Póki co cieszymy się że mamy cały weekend dla siebie :) Oczywiście spotykamy się z przyjaciółmi i rodzina męża , ale najważniejsza jest nasza trójka . Bo póki co mamy dla siebie tylko weekendy , Święta polskie i niemieckie oraz urlopy męża .Całe szczęście że inni to rozumieją :) 



Wczoraj byłam z synem na korekcie klamry . Jest bardzo dobrze ,w tym kierunku robimy krok do przodu . Jeszcze jedna,może dwie korekty i ściągamy klamrę . Jestem zadowolona z tych wizyt i sama następnym razem się umówię na wizytę.Mam od dłuższego czasu problem z brzydkimi piętami . Jesień - zima to jest nawet dobrze , ale latem - dramat ! Wysuszone , pękające . Używałam już tyle produktów ( kremów , peelingów , tarek , skarpetek złuszczających itd ) i poprawa mizerna lub znikoma .



Zaczęłam planować weekend :) Będzie rodzinnie i intensywnie . Tylko niech pogoda dopisze ! W czwartek cały dzień lało , a i dziś pół dnia trzeba było spacerować z parasolem . Chciałabym pojechać na groby bliskich , ogarnąć wszystko bo deszcz , wiatr na pewno zrobił swoje . Jeśli pogoda dopisze myślę o spacerze do lasu ( ale chyba będzie za mokro ? ) lub wycieczka rowerowa . Czas pokaże . Na pewno chciałabym jak co weekend pójść do kina . Sama lub z chłopaki - obojętnie . Tym razem postawiłam na film "Zupa nic " , zwiastun mi się podobał . Oby był dobry :) ... Chciałabym też poświęcić trochę czasu bliskim . Planuję odwiedzić teścia , tym bardziej że muszę dla niego zrobić zakupy . Dawno już u niego nie byłam . Chodź często ze sobą rozmawiamy przez telefon .Ale wiadomo to nie to samo . Najważniejsze że co weekend mąż u niego jest . Chcę by czuł się dobrze , żeby wiedział że nie jest sam . Mam nadzieję że odważę się i pójdę do mamy. Ostatnią wizytę u mamy źle zniosłam . Mam później straszne stany , łapie mnie wtedy deprecha  , nie mogę spać, robię się płaczliwa . Dlatego też tydzień temu był u niej tylko mój mąż . Ja nie dałam rady . Syn chciałby babcię odwiedzić . Ale wolałabym by nie wiedział babci w tym stanie , żeby zapamiętam ją jaka była "kiedyś ". A jednocześnie ....no właśnie , chciałabym by spędził z nią też jak najwięcej czasu by potem nie miał tego ciężaru na sercu , że za mało było wspólnych chwil . Dobra kończę o tym . Nie mogę pisać już o tym bo jest mi źle .

Jedzonko :

śniadanie : zupa dyniowa , mleczna .

II śniadanie : 1 suchy naleśnik i 1 naleśnik z dżemem 

obiad : 2 miseczki barszczyku ukraińskiego 

podwieczorek : domowy kisiel 

kolacja : brak foto :) Serek wiejski , pomidor , ogórek , 2 kromki razowego

Życzę Wam udanego weekendu :) Dziękuje za wszystkie komentarze !

3 listopada 2021 , Komentarze (10)

I przez to nie mogę uwierzyć że prawie miesiąc czasu milczałam . Kiedyś gdzieś usłyszałam lub przeczytałam  że osoby bezrobotne mają najmniej czasu :D Jak pracowałam to się z tego śmiałam , ale teraz coś w tym musi być . W każdym razie ja się w ten slogan jak najbardziej wpasuję . Albo raczej jestem aktywna . Nie siedzę w czterech ścianach z pilotem w łapce,tylko działam . Każdego dnia wstaję o 6.20 i dzień zaczynam od spaceru z psiakiem , jestem pedantyczna ...lub coś nie tak ze mną jest , bo i taka jest ewentualność :"D .. każdego dnia muszę mieć przetarte kurze z mebli a podłoga ma być odkurzona i umyta . Potrafię te czynności robić nawet jak jestem chora  ...Potem jeszcze kolejne dwa spacerki z pieskiem , plotki z przyjaciółką która mieszka piętro niżej . Mam też zainteresowania i pasję - książki pochłaniam , kino przynajmniej raz w tygodniu , kijki , rower , podróże ... Kiedy mama poszła do ośrodka zachowuję się jak pies spuszczony z łańcucha i chce robić to wszystko na co kiedyś nie mogłam sobie pozwolić , bo kiedy zajmujesz się chorym człowiekiem nie masz po prostu czasu i sił by robić te wszystkie piękne rzeczy które kiedyś się robiło . A jedyne marzenie to żeby się wyspać i w spokoju skorzystać z wc .

Listopad dla mnie to zawsze czas zadumy , rozmyśleń , analiz . I Wtedy też intensywnie myślę o moim śp.dziadku Janku . Myślę że to też efekt święta Wszystkich Świętych . Strasznie mi go brakuje . W grudniu minie 20 lat jak jego nie ma . Gdybym miała taka moc to chciałabym go zobaczyć i przytulić .Przynajmniej przez minutkę . Był wspaniałym człowiekiem i szkoda że mąż , syn znają go tylko z opowieści i ze zdjęcia . Mam jedno zdjęcie ( czemu tak ? nie wiem ...) I mam je zawsze przy sobie . Parę dni temu został postawiony pomnik mojej babci Stefci . Babcia zmarła 1 czerwca , w dzień dziecka ....to już przeszło 2 lata . Przeszło 2 lata nie żyje też moja teściowa . I chodź z babcią ,ani z teściową nie byliśmy przyjaciółkami i czuć było ten dystans z dwóch stron to dziś bardzo mi ich brakuje .

Jutro mam z synem wizytę u podolog . Synowi zaczęło się "coś"dziać w obrębie paznokcia u nogi . Na pierwszej wizycie okazało się że syn ma wkręcający się paznokieć a przez stan zapalny został założony tylko opatrunek .Zapłaciłam tylko za wizytę 100 zł . Druga wizyta była po tygodniu i miał założona klamrę na pazurka - 170 zł . Teraz czekają nas 2-3 wizyty korekty tej klamry . Zostały też u taj babeczki zamówione specjalne wkładki do butów , tanie nie były o zapłaciłam 260 zł , ale mam nadzieje że pomogą . W każdym razie może nie jest tanio , ale jestem z wizyt zadowolona . Babeczka sympatyczna , z podejściem do każdego i ma naprawdę tłumy .

Syn na początku września zdecydował że chcę być zaszczepiony . Namawiał nas na to bardzo.A że jest niepełnoletni to musi mieć naszą zgodę . 8 września miał pierwszy termin , ale że zachorował to szczepienie zostało anulowane . Potem był katar,więc odsuwało się wszystko w czasie . Kiedy my z mężem przy drugiej dawce "Zdychaliśmy " , nie chciałam by syn został zaszczepiony , mimo że on nadal uważał że tego chcę , wręcz codziennie mnie bombardował prośbami . Miałam już tego dosyć .Mąż się wahał , ale bardziej skłaniał się by być zaszczepiony .Ja znów przeciwnie . Po wielu rozmowach - mniej lub bardziej intensywnych zdecydowaliśmy z mężem że damy mu tą zgodę . Musieliśmy być jednomyślni . I tym sposobem 23 września syn miał 1 dawkę , 13 listopada 2 dawka .


śniadanie - jogurt owocowy , musli , malina liofilizowana , biała czekolada 



II śniadanie - krem z dyni na mleku zacierkami


obiad - gołąbki ziemniaczane 

kolacja - sałatka






6 października 2021 , Komentarze (7)

To choroba i szczepionka zwaliły mnie z nóg . Nie tylko w przenośni ,ale też dosłownie . 4 września miałam 1 dawkę szczepionki , o czym już pisałam . 2-3 dni "pocierpiałam" i od nowa się zaczęło ...Syn 8 września wrócił ze szkoły z gorączką i bólem gardła . Pechowo bo w dniu swoich urodzin . Mnie pod koniec tego dnia też już rozkładało . Na drugi dzień podróż do lekarza był wyczynem . Całe szczęście oboje bez covida . "Tylko " grypa i angina . On uziemiony na 11 dni , a ja ciut dłużej . W życiu NIGDY tak nie chorowaliśmy . Coś strasznego .Ba .Nawet przyszło mi do głowy że zła diagnoza. W trakcie Armagedonu mąż też się od nas zaraził , test negatywny a po tygodniu śmigał jak struś pędziwiatr :)
Kiedy choroby odeszły , mieliśmy krótki odpoczynek . A potem 24 września druga dawki szczepionki ( swoją drogą cudem dostaliśmy ją bo mają burdel ! W systemie ani ja ,ani mąż nie byliśmy ! Dobrze że mieliśmy kartę którą dostaliśmy przy 1 dawce .Porażka :/ ) . Ja po szczepionce byłam jak ptaszek . Zero dyskomfortu . Męża od razu bolała ręka . U mnie ból przyszedł po 22 i wtedy się zaczęło i trwało kilka dni . Dosłownie po ścianie chodziłam - gorączka , ból ręki jak by mi ktoś ja żywcem ucinał , głowa tak bolała jak by mi mózg eksplodował . Ze mną o tyle było dobrze że miałam świadomość i mogłam z bólem ,ale jednak mogłam wykonać przy sobie proste czynności. Męża tak ścięło że kontaktu z nim nie było , dosłownie leżał i kwiczał . Właśnie tego się bałam najbardziej , nie tego co z mną będzie.Ale co z nim  - jest starszy, w dodatku pali jak smok ...Grunt że to już mamy za sobą i mam nadzieje że najgorsze za nami :) Ale gdyby ktoś się spytał czy nadal bym się odważyła na ten krok to od razu mówię - nie wiem . Ale jedno jest pewne - gdybym się kwalifikowała do 3 dawki to raczej bym jej nie przyjęła . Póki co nie muszę o tym myśleć :)



Cieszę się że wróciłam do świata żywych :) mogę się skupić na sobie i realizowaniu swoich postanowień :) Powróciły wyjścia do kina ( kocham ! tydzień bez kina to dzień stracony ) , powróciły długie spacery :) i wracam do czytania książek . Taką kolekcję sobie sprawiłam na początku choroby , ale sił nie było :)


Dziś zaczęłam od powieści na faktach ..I dziś ja już skończę .Mnie wciągnęła , ale wzruszenie towarzyszyło przy każdej stronie. Przychodzi taki czas refleksji .


Wracam też do zdrowego jedzenia . Ostatni czas nie sprzyjał mi na jadzeniu , dlatego też schudłam 4,5 kg . Teraz znów będę się starać by jeść regularnie , mniej i bardziej wartościowo .Oczywiście popełniam błędy . Ale wyciągam wnioski i staram się nad tym pracować. Np zaczynam dzień od śniadania a kiedyś ich nie jadałam lub tylko na potrzeby "diety " , nie podjadam ...w nocy , porcje są mniejsze ( ale nie głodowe ) . W dzisiejszym jedzeniu też są błędy , ja o tym wiem .Ale umieszczam to co było naprawdę . Tu chce być prawdziwa i szczera.

śniadanie - grahamka z pastą jajeczną


II śniadanie - jogurt naturalny kokosowy


Obiad - wątróbka drobiowa ( panierowana w mące i usmażona ) , reszta to też klasyk :)


podwieczorek - testowałam nowy przepis na ciasto z jabłkami :)


kolacja - sałatka z owocami morza oraz duże jabłko .

Mam zaległości w pamiętnikach :/ Muszę koniecznie do Was zajrzeć .

Do usłyszenia ! 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.