Naprawdę jest źle. Z każdym kolejnym dniem upewniam się, że wpadam w depresyjne stany. Pół dnia przespałam, olałam pracę...drugie pół dnia robiłam pizzę, trochę płakałam... coś jest ze mną nie tak. Nie wiem czy to hormony czy po prostu stres, którego mam aktualnie w nadmiarze. Jutro dzień na pełnych obrotach, pełen właśnie stresu i biegu, gdzie potrzebuje mnóstwo energii. Nie mam jej w sobie wcale. Najchętniej zaszyłabym się pod kocem i przespała te kilka miesięcy aż będzie dobrze i ciepło...
Nie ćwiczyłam, bo nie chciałam ryzykować. Cały dzień bolała mnie głowa, było mi duszno i straszliwie gorąco, a na jutro muszę być w formie. Z jedzeniem było słabo, ale dziś mi to zwisa.
Na śniadanie zjadłam kanapkę z wczorajszej kolacji, później płatki pełnoziarniste z mlekiem i miodem, a na obiad pizzę w dość dużej ilości, ale na razowym cieście, z pomidorowym sosem, serem mozzarella, kurczakiem i bananem, oscypkiem i żurawiną, szynką i papryczką peperoni (zrobiłam 3 rodzaje), sos czosnkowy z jogurtu greckiego. Nie tak źle i nie tak tłusto jak zawsze.
I wiecie co? Jedyne co mnie uspokaja to zwierzęta. Nie jestem Violettą Villas, ale mam ich sporo. Terapie, o których uczyłam się na studiach muszą być naprawdę skuteczne. Sama korzystam z felinoterapii, dogoterapii i cavioterapii :)) - szczerze polecam!