Z gory przepraszam za brak polskich znakow, cos mi sie przestawilo w przegladarce.
Postanowilam ostatnio nadrobic moje towarzyskie zaleglosci i troche poimprezowalam ze starymi znajomymi, poznalam tez sporo nowych osob i powiem Wam, ze naprawde wkurzaja mnie te fit gadki o tym kto sie jak odchudza, kto sie nie odchudza, ile schudl, ile przebiegl... "O, jak ladnie wygladasz - SCHUDLAS, wow!". Tak jakby ladny wyglad zalezal tylko i wylacznie od tego czy ktos schudl czy nie. Momentami doprowadza mnie to do wewnetrznej furii i to naprawde nie dlatego, ze ja nie jestem na tyle szczupla jakbym chciala, tylko po prostu uwazam, ze sa w ludziach inne wartosci, ktore mozna dostrzec niz to czy komus zmalal albo urosl tylek...
Moze powinnam nie miec narzeczonego, pracy, pasji, przyjaciol, ale byc chuda jak patyk... to naprawde nie jest moim zyciowym celem. Szanuje to, ze moze byc czyims, ale wkurza mnie jesli ktos nie szanuje mojego...
Nie przypominam sobie zebym w ciagu wakacji, gdy sie odchudzalam, rozmawiala tylko i wylacznie o moim traceniu kilogramow, szczegolnie z osobami, ktorych w ogole to nie interesuje. Ludzie nie sa w stanie zrozumiec, ze nie wszyscy maja takie same priorytety... W sumie nie mowie tylko o odchudzaniu, ale tez o chwaleniu sie pieniedzmi, wypasionym mieszkaniem, gadzetami..podczas gdy te wlasnie osoby (przynajmniej w moim towarzystwie), w zyciu prywatnym poniosly porazke. Najgorszy jest moj "szwagier", ktory twierdzi, ze sensem zycia powinno byc zarabianie pieniedzy, a ja jestem skreslona, bo planuje miec meza i dzieci...
Mialam przerwe w diecie, najpierw przez grype z ktorej nie moglam sie wykaraskac, potem przez imprezowanie... Ale wracam :) Wczoraj ladnie jadlam, zrobilam Skalpel, dzisiaj troche przesadzilam z nalesnikami, ale przebieglam 3,5 km i planuje jeszcze zrobic Callanetics. Bedzie dobrze.