Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień
zaliczam do tych niczym się nie wyróżniających – w przeciwieństwie do nocy.
Zrobiłam wczoraj 20-minutowy trening rąk i boczki z Tiffany i myślałam, że nie
dowlokę się pod prysznic. O 22:00 już grzecznie leżałam w łóżeczku i oglądałam
Columbo, szybko zresztą zasnęłam. Śniło mi się, że jestem u siebie w kuchni,
próbuję sprzątać, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły ustać na nogach.
Padam na podłogę i zaczynam się kręcić w kółko myśląc o tym, jak bardzo
chciałabym się podnieść i chociaż usiąść na krześle przy stole, żeby tylko nie
spać na podłodze... a nie mogę. Ten sen był tak męczący, że aż się obudziłam i
najgorsze było to, że naprawdę tak się czułam :( Później jeszcze śniły mi się
jakieś głupoty, które koniecznie chciałam zapamiętać, ale oczywiście mi się nie
udało. Strasznie dziwna noc.
Mieliśmy dziś z E
jechać do ogrodu na grilla, ale pogoda jest ohydna i w końcu zostaliśmy w domu.
Poza tym nowości chyba brak. Aha, żołądek mi się uspokoił. Teraz będę musiała
pewnie trochę poczekać, aż wszystko się unormuje, wiadomo – węgiel perystaltyce
raczej nie pomaga, więc nawet się nie zdziwię, jeśli w poniedziałek ni zobaczę
na wadze porządnego spadku. Nieźle mi dała popalić ta biegunka, do tej pory
jestem zmęczona i w zasadzie cały czas głodna, i to tak konkretnie. Mimo
wszystko staram się jeść niedużo, żeby ten żołądek miał szansę odpocząć. Ech,
żywot...
Dobra, lecimy z
fotomenu:
Śniadanie (07:20,
bo święto, można było trochę pospać ;)): owsianka waniliowa z ciecierzycą, bo
oczywiście długo nie wytrzymałam i po prostu musiałam ją zrobić :) Uwielbiam!
Przypominam, że przepis znajdziecie tutaj. Dziś co prawda zapomniałam o
bananie, ale i tak była świetna :) Poza tym ostatnie czekoladowe jajeczko i
kostka gorzkiej czekolady.
W międzyczasie 1
kawa orzechowa z mlekiem i jedna waniliowa, też z mlekiem :)
II śniadanie
(11:35): orzechowy ryż na mleku z pieczonym jabłkiem i rodzynkami. Pyyyycha!
Tak mnie wczoraj nęciłyście tą owsianką z jabłkiem i innymi jabłecznymi
potrawami, że nie wytrzmałam i musiałam coś wykombinować :) Ryż wyszedł tak
dobry, że z wrażenia dodałam przepis na bloga, choć proporcje (poza ryżem)
podaję na oko, bo w ramach wyjątku nie ważyłam wszystkiego. Myślę jednak, że
niewiele można tu popsuć, tak że tego... :) Na pewno niedługo znów zrobię ^^
Obiad (15:30):
miał być normalny grill na świeżym powietrzu, skończyło się patelnią grillową i
piekarnikiem :P Dwa paski cukinii w balsamicznej marynacie, wegeburger (który
chyba był przeznaczony tylko do smażenia na głębokim ogniu, bo dziwka tak
przywierał, że żeby go szlag) i zapiekane w folii warzywa z fetą. Warzywa miały
być bardziej spieczone, ale akurat jak zaczęłam gotować, przyleciał E, że
koniecznie muszę mu pomóc przy czymś tam w kompie, tak że w końcu byłam
spóźniona z całym tym obiadem i zła ;) Do tego kostka ciemnej czekolady :)
Kolacja: jajko na
twardo, surowe warzywa, ½ jogurtu naturalnego i truskawka :)
Mimo że jestem
dziś kompletnie do dupy, o dziwo mam ogromny zapał do ćwiczeń. Kiedyś patrzyłam
z niedowierzaniem na te wszystkie obrazki na Pintereście, na których było
napisane, że lepiej wybrać uzależnienie od ćwiczeń niż żarcia. Nigdy nie
widziałam siebie w roli osoby koniecznie potrzebującej ruchu – teraz, o ile nie
jestem tak rozwalona jak przez ostatnie 3 dni nie pozwalam sobie na lenistwo. Dzień
bez sportu to dzień stracony! :D
Aktywność
fizyczna:
1) po śniadaniu:
- How To Get Slim
Calves (8 min.)
- Follow Along Calf
Muscle Exercise (13 min.)
- Thigh Exercises For Losing Fat (12 min.)
- Lower Body Stretching Routine for Flexibility - Fitness
Blender Cool Down Stretches (13 min.)
2) po II śniadaniu: 1,5 h prasowania
3) po obiedzie: Toned, Lean Arms Workout - Rhomboids,
Shoulders, Bicep, Tricep, and Chest Workout (20 min.)
4) po kolacji
(będzie): boczki z Tiffany i może coś na ABS
Jako że wszyscy
dodają jakieś motywacje, ja też dodam kilka, a co ;)
Teraz lecę trochę
poczytać, później zrobię sobie jeszcze te boczki i resztę i lulu. Jutro dam
ramionom odpocząć, za to powtórzę ćwiczenia na nogi. Dziś robiłam osobno łydki
(ok. 20 min.) i uda – i dobrze zrobiłam, bo okazuje się, że nogi mam strasznie
słabe. Ledwo się unosiłam na tych łydkach, a miałam nadzieję, że te spacery coś
jednak dają poza takim ogólnym chudnięciem ;)
Trzymajcie się
cieplutko i do jutra :* Miłego i słonecznego majowego weekendu!