Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad! Nie przyjmuję zaproszeń od "kolekcjonerów" z 300 znajomymi, osób nieprowadzących własnego pamiętnika, osób, których pamiętnik jest dostępny tylko dla nich oraz od tych, których sposób prowadzenia pmiętnika po prostu mi nie odpowiada. Ponadto regularnie robię porządki w znajomych i usuwam osoby nieudzielające się w moim pamiętniku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 121284
Komentarzy: 3687
Założony: 31 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 3 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
UlaSB

kobieta, 36 lat, Karlsruhe

174 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 maja 2014 , Komentarze (54)

Dobry wieczór! :)

Dzisiaj króciutko, bo jest już strasznie późno, a dopiero wróciłam z uczelni... Dziękuję Wam za niesamowity feedback dotyczący ostatniego wpisu! Dzięki Wam wiem, że wysiłek nie idzie na marne, a takie wsparcie sprawia, że po prostu płynę dalej :) Dziękuję! :*

Dziś rano ostawiłam kolejny numer. Wstałam (a tak mi się nie chciało!), poszłam do kibla, zrobiłam co trzeba, umyłam zęby, wypłukałam płynem do ust - łącznie ponad 5 minut byłam na nogach - weszłam do kuchni, żeby przygotować owsiankę i... spojrzałam za okno. Ciemno. Zapaliłam światło i spojrzałam na zegarek. Czwarta rano.

Nie pierwszy raz zdarzyło mi się zerwać w środku nocy w przeświadczeniu, że dzwonił budzik i pora wstawać. Nie pierwszy raz poleciałam do kibla i zaczęłam poranną toaletę. Ale do mycia i płukania żebów nigdy jeszcze nie doszłam, zawsze wcześniej łapałam, że jest za wcześnie... a dzisiaj taki numer. Nie wiem, skąd mi się to bierze. Po prostu wstaję w środku nocy, jestem zupełnie świadoma, ale nigdy nie wpadnę na to, żeby spojrzeć na ten cholerny zegarek... No cóż, kiedy Pan Bóg rozdawał logiczne myślenie, ja stałam w kolejce po dodatkowe kilogramy ;)

Lecimy z fotomenu - dziś lunchboxowo, bo caluśki dzień na uczelni.

Śniadanie (w domu): owsianka fasolowa. Genialna sprawa, jutro lecę z czerwoną fasolą i będzie wariant czekoladowy ^^ Do tego pistacje i nowość - suszona żurawina, której jak dotąd nigdy nie jadłam. Nawet niezła, ale wolę goji :)

II śniadanie: pozbawiona witaminy C (bo ogórek), za to bogata w cebulę (sesese, gińcie współstudenci!) sałatka z sosem włoskim z wczoraj, kilka winogron (na kolejnych zdjęciach)

Obiad: miała być meksykańska tortilla, wyszła tortilla z roszponką, posmażaną w marynacie balsamicznej cukinią, kotletami sojowymi z przyprawą taco i odrobiną sera. Pycha!

Kolacja (nie dałam rady całej): mini ogórki, mini papryczki, pomiodrek, kalarepa, rzodkiewka :)

Teraz lecę poćwiczyć, później kąpiel w melisce i lulu!

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

5 maja 2014 , Komentarze (66)

Dobry wieczór! :)

Tak, szklana okazała się łąskawa i pokazała kolejne 0,6 kg mniej ^^ Tym samym ważę 83,5 kg - nie miałam z tyłu trójki od ponad 6 lat... Wiecie, jakie to genialne uczucie? :D I to mimo tego, że zatrzymała mi się w organizmie woda, bo palce mi puchną... A ja puchnę z dumy ;) Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, ale i tak jestem zadowolona, że cały ten wysiłek nie idzie na marne :)

Poza tym dzień jak dzień, jak w każdy poniedziałek zaczęłam od sypania kurwami i chujami, bo co chwilę coś leciało mi z rąk albo się ochlapałam albo smoothie się nie mieściło do buteleczki - ot, typowy poniedziałek. Byłam na uczelni, wróciłam do domu, zawiozłam swojego E do ogrodu, wróciłam do domu po raz drugi, zjadłam spóźniony obiad (znowu!), pojechałam po zakupy, z reala bezpośrednio do ogrodu i dopiero teraz, po raz trzeci wróciłam do domu. Później muszę jeszcze odebrać E ;)

Lecimy z fotomenu:

Śniadanie: owsianka a la piernikowa, ale ze wszystkim, co udało mi się znaleźć, łącznie z białą fasolą z puszki ;) Fasola jest o wiele delikatniejsza w smaku, więc jutro spróbuję dodać jej więcej (dziś to tylko 2 łyżki). Przepis na normalną owsiankę piernikową znajdziecie oczywiście na moim blogu :)

II śniadanie: miała być pomarańcza i winogrona, ale dziwka się nie dała obrać, o podzieleniu na kawałki nie było mowy, więc skończyło się pomarańczowo-jabłkowo-marchewkowo-selerowym smoothie, które nie chciało się zmieścić do buteleczki. Myślałam, że mnie strzeli. Poniedziałek, po prostu poniedziałek :) Do tego kilka winogron.

Obiad: zupa dyniowa (z torebki, ale w miarę naturalna) posypana grana padano

poza tym meksykańskie warzywa na patelnię, kotlety sojowe w bulionie grzybowym i surówka z pomidorków i papryki z sosem koperkowo-ziołowym:

Podwieczorek: młoda cebulka ze szczypiorkiem i solą ;) Jedna ;) Bo głodna byłam :P Zdjęcie z komórki, chyba zresztą widać ;)

Kolacja: miała być activia albo warzywa, ale że byłam w ogrodzie, to były dwa jogurciki na łonie przyrody: wiśniowy i o smaku marakui i brzoskwini, każdy bez cukru (niestety aspartam), 49 kcal/100 g , 8 g cukru, 0,1 g tłuszczu, sporo owoców :D Zdjęcie komórką, tak że tego... 150 kcal na kolację to chyba niedużo :)

Ruchu dziś niedużo, ot codzienny spacer, później zakupy (1,5 h), trochę w ogrodzie. Zaraz lecę ćwiczyć, chociaż z 1/2 h...

Na dziś to tyle, bo jest już późno, a muszę jeszcze napisać pracę na jutrzejszą lingwistykę :P Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

4 maja 2014 , Komentarze (47)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień był kompletnie do dupy :) Wczoraj padłam o 21:00 i spałam od 21:30 do 06:30 rano, z przerwą na koszmarny ból głowy o 3 nad ranem, bo zapomniałam skręcić ogrzewanie. Wstałam rano, poleciałam w bólach do kibla, ale to był na szczęście ostatni, niestety i najgorszy atak, bo aż mnie skręcało z bólu. Zjadłam śniadanie, usiadłam do komputera, wypiłam kawę, przeczytałam fragmenty "Mein Kampf", coś tam poczytałam z lingwistyki (jakie nuuudy!), zjadłam II śniadanie... Wyjrzałam za okno, zobaczyłam słoneczko i postanowiłam w końcu wypalić Eksiowi płytę, którą obiecałam mu już chyba ze 2 m-ce temu i po prostu przejść się do niego. Nic mu nie powiedziałam, że będę w pobliżu, bo chyba jednak nie chciałam go spotkać, a już w ogóle nie chciałam spotkać jego nowej dziewczyny... Okazało się, że mieszkają razem, nawet nie wiedziałam :) Spacer był strasznie długi, niestety VTracker nie liczy km, więc nie jestem w stanie podać odległości, ale szłam prawie 1 h w jedną stronę. Przy okazji tak sobie obtarłam mały palec u stopy, że myślałam, że nie dojdę do domu z bólu ;)

W domku szybki obiad, znowu nauka, pranie, komputer, nauka... Przyszedł E i że do ogrodu jedziemy na chwilę. Pojechaliśmy, wróciłam do domu na chwilę przed 19:00, tak że i z kolacją byłam spóźniona.

Cały dzień ćmi mnie głowa i nie mam kompletnie siły. Poza tym spacerem zero aktywności fizycznej, spróbuję coś zrobić później, może boczki z Tiff (bo wczoraj nie dałam rady), brzuch z Mel B czy coś...

Lecimy z fotomenu:

Śniadanie (07:30): owsianka czekoladowa z daktylami (bez cieciorki ;)), przepis znajdziecie oczywiście na blogu :)

II śniadanie (11:00): owocowy talerzyk i kawałek mojego odmrożonego fasolowo-czekoladowego zakalca ;)

Obiad (15:20): szybko i niezdrowo: makaron z zupki chińskiej z duszonymi warzywami w pomidorach z serem:

Kolacja (19:20): też spóźniona. Dziś powtórka z rozrywki z wczoraj, z tym że dodałam fasolkę szparagową :)

A tutaj moje miejsce pracy :)

Poza tym Mama przysłała mi wczoraj spodnie - rozmiar 42 :) Założyłam je dzisiaj i były dobre! A nosiłam wcześniej rozmiar 46/48! Obejrzałam się w lustrze i powiem Wam dziewczyny, że robię się laska ;) Autentycznie widzę w sobie zmiany i powoli zaczynam czuć się atrkcyjna w swoim ciele :) Jupi! Byle tak dalej :)

No, to tyle na dziś :) Idę trochę jeszcze poczytać, potem poćwiczę i lulu :) Jutro ważenie... Boję się trochę, ale nie dajmy się zwariować :))

Trzymajcie się cieplutko! :*

Ula

3 maja 2014 , Komentarze (23)

Dobry wieczór! :)

Dzisiejszy dzień był taki sobie. Raz, że fatalna pogoda, dwa, że znowu odezwał się żołądek (oszczędzę Wam szczegółów, ale chyba zaczynam się domyślać, co mi szkodzi), a trzy, że w związku z tym pół dnia przesiedziałam przed kompem, a pół przeleżałam przed tv. Znalazłam co prawda czas, energię, ochotę i momenty, w których nic mnie nie bolało, więc udało mi się też poćwiczyć :) Ale pierwszy raz od dłuższego czasu prawie zasnęłam w dzień. Unikam tego jak ognia, bo wstaję później taka rozdrażniona (i głodna), że pała mięknie. A dzisiaj prawie kimnęłąm... Taka aura :(

Koniec nudzenia, lecimy z fotomenu:

Śniadanie (07:20): owsianka jagodowo-winogronowa. Była okay, ale jadłam lepsze ;) Poza tym byłam tak głodna, że nie miałam nawet czasu zrobić porządnego zdjęcia, więc wybaczcie ;) Całość posypałam wiórkami i pistacjami. Poprawiłam 3 kostkami ciemnej czekolady.

Później zrobiłam sobie kawę waniliową z mlekiem i przyszłam do pokoju Was poczytać :)

II śniadanie (11:00): kasza manna z czymś, co w DE nazywa się Paradise Creme. To taki proszek, co się miksuje z zimnym mlekiem i powstaje taki jakby mus. Ja nie miksowałam, tylko zblendowałam, bo nienawidzę tej piankowej konsystencji i zmieszałam z kaszą. Do tego odrobina miodu (bo zapomniałam posłodzić kaszę), kilka chipsów czekoladowych i kilka rodzynek:

Obiad (15:00): powtórka z zeszłego tygodnia: kolorowa sałatka makaronowa z sosem włoskim. Po przepis zapraszam na bloga :)



Kolacja (19:00): dziś wyjątkowo lekka, przez ten żołądek. Brokuły, marchewka z groszkiem i łyżka kukurydzy z odrobiną masła (nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam masło...)

i szklanka mleka orkiszowego. Wygląda jak pomyje, taka już niestety jego uroda, ale w smaku jest naprawdę pyszne:

Aktywność fizyczna:

Po II śniadaniu:
- Toned, Lean Arms Workout -- Rhomboids, Shoulders, Bicep, Tricep, and Chest Workout (Blender TV)
- Standing Abs Exercises - 10 Minute Standing Abs Workout to Lose Belly Fat (Blender TV)
- Toned Arms Workout (Rebbeca Louise)
- 5 minut trenowania bica na własną, że tak powiem, rekę ;)

Po obiedzie:
Domowy aerobik odc. 8 TV Morąg - dwa razy
How to Get Legs Like a Victoria's Secret Angel Model (Rebecca Louise)

Wieczorem pewnie boczki z Tiffany i koniec na dziś ;)

Poza tym ma dla Was kolejny akcent muzyczny ;)) Pamiętacie piosenkę Krawczyka i Bregovića "Mój przyjacielu"? Oryginał pochodzi z serbskiego filmu "Ni na nebu ni na zemlji" i wykonują go Bajaga i Instruktori, a nie Bregović. Ot, po prostu kolejny ukradziony przez niego kawałek, w jego przypadku naprawdę żadna nowość :) W oryginale chodzi zresztą o prawdziwą przyjaźń... i w ogóle jest o wiele fajniejszy :) Na dziś więc Bajaga i Instruktori i "Moji drugovi" :)

Dobranoc :)

2 maja 2014 , Komentarze (39)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień był jednym z tych zwykłych :) Trochę zaspałam (wstałam dopiero o 06:48 zamiast 06:20), poleciałam zrobić śniadanie, wypiłam kawę, pogapiłam się, co u Was, wypiłam drugą kawę, poćwiczyłam, zjadłąm II śniadanie, posprzątałam pokój... No, to był dobry numer, bo dopiero wczoraj robiąc pomoki przy zapalonym świetle zobaczyłam stan swojego dywanu... Powycierałam więc kurze (i kogutowi ;)), poukładałam wszystko ładnie na półeczkach, pogadałam chwilę z powstałymi pod moim łóżkiem nowymi formami życia, po czym wciągnęłam je do odkurzacza i nareszcie usiadłam :) 

A propos porządku w znajomych – po raz kolejny. Proszę nie wysyłajcie mi zaproszeń, jeśli nie macie zamiaru do mnie zaglądać i zostawić jakiegokolwiek śladu swojej obecności. Jeżeli chcecie po prostu czytać mój pamiętnik, możecie przecież dodać go do ulubionych. Sorry, ale ja staram się zaglądać do Was każdego dnia i jeśli mam kogoś w znajomych od miesiąca, a ten ktoś ani razu się do mnie nie pofatygował, to jest to dla mnie jakieś wielkie nieporozumienie. Ja nie kolekcjonuję znajomych, ale mam wrażenie, że niektórzy pomylili ten portal z Naszą Klasą. Kilka osób niestety znów dziś usunęłam – jeśli czujecie się pokrzywdzone, bardzo proszę o wysłanie mi pw – nie kolejnego zaproszenia, ale jakiegoś znaku, że w ogóle żyjecie. Ostrzegam, że nieaktywnych będę nadal regularnie wywalać, tak że tego... 

Wiem, że ten temat niektórym może już wydać się nudny, ale naprawdę nie rozumiem, co powoduje niektórymi Vitalijkami...

Dobra, dość negatywnych spraw, jedziemy z fotomenu:

Śniadanie (07:40): czekoladowa owsianka z cieciorką, dziś z dodatkiem wiórków i syropu kokosowego (cholernie niezdrowego, sesese...) :) Przypominam, że przepis znajdziecie tutaj :) Do tego kostka ciemnej czekolady.

II śniadanie (11:00): ogromne jabłko (którego nawet połowa nie zmieściła się do tego kieliszka ;)) i 4 truskawki na kołderce z truskawkowej activii, całość polana odrobiną jogurtu naturalnego.

 

Obiad (15:00): odmrożone coś, co chyba pierwotnie było curry (a teraz się rozciapciało i wygląda, jakby je już ktoś kiedyś zjadł), z łyżką kukurydzy z puszki, niby-grillowany (bo znowu przywierał) wegeburger i maleńka sałatka grecka.

Kolacja (19:00): talerz warzyw, jajko, resztka jogurtu naturalnego z jagodami

Aktywność fizyczna: 

Po śniadaniu:
- domowy aerobik TV Morąg odc. 5 (pośladki, nogi, brzuch)
- domowy aerobik TV Morąg odc. 2 (plecy, ramiona)
- How To Get Slim Calves z Rebbecą Louise
- Fast 5 Minute Cool Down and Stretching Workout for Busy People (Blender TV)

 Po II śniadaniu:
- sprzątanie pokoju i reszty chałupki odkurzaczem (miałam cardio jak cholera) 

Po obiedzie:
- spacer po zakupy
- boczki z Tiffany

 Po kolacji będzie:
- Intense Full Ab Workout z Rebbecą Louise
- brzuch z Mel B

Poza tym chyba nic ciekawego. Wieczorem mam zamiar trochę poczytać, wprowadzenie do językoznawstwa i psycholingwistyka smutno patrzą na mnie z kąta, z drugiego kąta krzyczą Bałkany, a z półki zerka groźnie Wujek Adolf, bo muszę też przeczytać fragmenty "Mein Kampf"... Z drugiej strony znalazłam super stronę z bałkańską muzyką do ściągania z free i oczywiście już korzystam, bo są tam wszystkie moje ukochane kapele ^^

Dziś nowego przepisu nie będzie, mam dla Was za to kolejny akcent muzyczny (jeśli komuś będzie chciało się słuchać – to jedna z piosenek, od których zaczęła się moja miłość do jugo muzyki ^^) oraz parę fitspiracji (bo wczoraj napisałam, że dodam, a potem zapomniałam ;P).

I obrazki :)

Trzymajcie się cieplutko! :*

1 maja 2014 , Komentarze (32)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień zaliczam do tych niczym się nie wyróżniających – w przeciwieństwie do nocy. Zrobiłam wczoraj 20-minutowy trening rąk i boczki z Tiffany i myślałam, że nie dowlokę się pod prysznic. O 22:00 już grzecznie leżałam w łóżeczku i oglądałam Columbo, szybko zresztą zasnęłam. Śniło mi się, że jestem u siebie w kuchni, próbuję sprzątać, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły ustać na nogach. Padam na podłogę i zaczynam się kręcić w kółko myśląc o tym, jak bardzo chciałabym się podnieść i chociaż usiąść na krześle przy stole, żeby tylko nie spać na podłodze... a nie mogę. Ten sen był tak męczący, że aż się obudziłam i najgorsze było to, że naprawdę tak się czułam :( Później jeszcze śniły mi się jakieś głupoty, które koniecznie chciałam zapamiętać, ale oczywiście mi się nie udało. Strasznie dziwna noc. 

Mieliśmy dziś z E jechać do ogrodu na grilla, ale pogoda jest ohydna i w końcu zostaliśmy w domu. Poza tym nowości chyba brak. Aha, żołądek mi się uspokoił. Teraz będę musiała pewnie trochę poczekać, aż wszystko się unormuje, wiadomo – węgiel perystaltyce raczej nie pomaga, więc nawet się nie zdziwię, jeśli w poniedziałek ni zobaczę na wadze porządnego spadku. Nieźle mi dała popalić ta biegunka, do tej pory jestem zmęczona i w zasadzie cały czas głodna, i to tak konkretnie. Mimo wszystko staram się jeść niedużo, żeby ten żołądek miał szansę odpocząć. Ech, żywot... 

Dobra, lecimy z fotomenu:

Śniadanie (07:20, bo święto, można było trochę pospać ;)): owsianka waniliowa z ciecierzycą, bo oczywiście długo nie wytrzymałam i po prostu musiałam ją zrobić :) Uwielbiam! Przypominam, że przepis znajdziecie tutaj. Dziś co prawda zapomniałam o bananie, ale i tak była świetna :) Poza tym ostatnie czekoladowe jajeczko i kostka gorzkiej czekolady.

W międzyczasie 1 kawa orzechowa z mlekiem i jedna waniliowa, też z mlekiem :)

II śniadanie (11:35): orzechowy ryż na mleku z pieczonym jabłkiem i rodzynkami. Pyyyycha! Tak mnie wczoraj nęciłyście tą owsianką z jabłkiem i innymi jabłecznymi potrawami, że nie wytrzmałam i musiałam coś wykombinować :) Ryż wyszedł tak dobry, że z wrażenia dodałam przepis na bloga, choć proporcje (poza ryżem) podaję na oko, bo w ramach wyjątku nie ważyłam wszystkiego. Myślę jednak, że niewiele można tu popsuć, tak że tego... :) Na pewno niedługo znów zrobię ^^

Obiad (15:30): miał być normalny grill na świeżym powietrzu, skończyło się patelnią grillową i piekarnikiem :P Dwa paski cukinii w balsamicznej marynacie, wegeburger (który chyba był przeznaczony tylko do smażenia na głębokim ogniu, bo dziwka tak przywierał, że żeby go szlag) i zapiekane w folii warzywa z fetą. Warzywa miały być bardziej spieczone, ale akurat jak zaczęłam gotować, przyleciał E, że koniecznie muszę mu pomóc przy czymś tam w kompie, tak że w końcu byłam spóźniona z całym tym obiadem i zła ;) Do tego kostka ciemnej czekolady :)

Kolacja: jajko na twardo, surowe warzywa, ½ jogurtu naturalnego i truskawka :)

Mimo że jestem dziś kompletnie do dupy, o dziwo mam ogromny zapał do ćwiczeń. Kiedyś patrzyłam z niedowierzaniem na te wszystkie obrazki na Pintereście, na których było napisane, że lepiej wybrać uzależnienie od ćwiczeń niż żarcia. Nigdy nie widziałam siebie w roli osoby koniecznie potrzebującej ruchu – teraz, o ile nie jestem tak rozwalona jak przez ostatnie 3 dni nie pozwalam sobie na lenistwo. Dzień bez sportu to dzień stracony! :D

Aktywność fizyczna:

1) po śniadaniu:
- How To Get Slim Calves (8 min.)
- Follow Along Calf Muscle Exercise (13 min.)
- Thigh Exercises For Losing Fat (12 min.)
- Lower Body Stretching Routine for Flexibility - Fitness Blender Cool Down Stretches (13 min.)

2) po II śniadaniu: 1,5 h prasowania

3) po obiedzie: Toned, Lean Arms Workout - Rhomboids, Shoulders, Bicep, Tricep, and Chest Workout (20 min.)

4) po kolacji (będzie): boczki z Tiffany i może coś na ABS 

Jako że wszyscy dodają jakieś motywacje, ja też dodam kilka, a co ;) 

Teraz lecę trochę poczytać, później zrobię sobie jeszcze te boczki i resztę i lulu. Jutro dam ramionom odpocząć, za to powtórzę ćwiczenia na nogi. Dziś robiłam osobno łydki (ok. 20 min.) i uda – i dobrze zrobiłam, bo okazuje się, że nogi mam strasznie słabe. Ledwo się unosiłam na tych łydkach, a miałam nadzieję, że te spacery coś jednak dają poza takim ogólnym chudnięciem ;)

Trzymajcie się cieplutko i do jutra :* Miłego i słonecznego majowego weekendu!

30 kwietnia 2014 , Komentarze (46)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień był taki sobie. Wstałam rano, zjadłam śniadanie, poleciałam do kibla. I to wszystko na dziś. Po drodze na uczelnię kupiłam węgiel (8,- €! chyba ich suty pieką...), od razu zażyłam i faktycznie jak na razie mam spokój. Dziękuję Lukrecja! :) Fakt, że przez pół dnia bolał mnie brzuch, ale zupełnie inaczej. Poza tym jestem ewidentnie odwodniona, bo wczoraj po prostu bałam się pić. Dziś powoli nadrabiam.

Teraz czuję się nawet w miarę, na tyle, że będę chciała dziś wieczorem trochę poćwiczyć. Wczoraj nie było mowy, zresztą napisałam posta, polatałam po Waszych pamiętnikach i padłam. Spałam jak dzieciak, a i tak wstałam dziś nieprzytomna. Kompletnie mnie wykończyła ta biegunka :( Mimo wszystko zaliczyłam swój codzienny spacerek (wg VTrackera ponad 10.000 kroków i ponad 700 spalonych kcal) i zamiast pójść do lekarza zaufałam swojemu organizmowi i poszłam na uczelnię.

Dziękuję Wam za wszystkie rady odnośnie mojej... choroby :) Wiem, że pewnie nieciekawie się to czyta, no ale do kogo ma się zwrócić? ;) A gdyby nie Lukrecja, w życiu bym nie wpadła na to, żeby kupić węgiel, który w końcu uratował mi dupsko i to dosłownie ;)

Dobra, dość o tym, lecimy z fotomenu:

Śniadanie (06:45): dziś spokojna owsianka, typowe PB (peanut butter) + banan, żeby nie obciążać żołądka. Do tego kawałego czekoladowego zajączka E i kostka ciemn ej czekolady (w nadziei, że pomoże na rozwalony żołądek).

II śniadanie (11:00): 2 zielone jabłka, które mi kompletnie nie smakowały. Już wiem, czemu nigdy dotąd nie kupowałam zielonych jabłek. Są po prostu niedobre :)) Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zrobić foto, ale chyba wszystcy wiedzą, jak wygląda jabłko, nawet zielone ;)

Obiad (15:00): był spory, bo po prostu byłam głodna (trudno nie być...). Konkretny omlet warzywny z pieczarkami i plastrem sera (obniżona zawartość tłuszczu, dlatego nawet nie chciał się porządnie rozpuścić), do tego maleńka sałatka:

Kolacja (18:45): dziś bardzo spokojnie, żadnych serków wiejskich ;) Dziś jogurt naturalny 1,5% z truskawkami i odrobiną ksylitolu.

Dzięki Bogu jutro wolne, bo bym chyba nie dała rady :) Wykończył mnie ten tydzień.

W związku z pytaniami o przepis na waniliową owsiankę z ciecierzycą zamieściłam przepis na blogu :) Mam nadzieję, że będzie Wam smakowała tak samo jak mnie :)) Dziś zresztą zaopatrzyłam się w 3 (!) puszki cieciorki i białą fasolę - z nią też będę kombinować.

Poza tym kupiłam 4 ogromne jabłka - najlżejsze waży 270 g ;) Nie wiem w ogóle, o co mi chodzi, bo wcześniej nienawidziłam jabłek, zawsze miałam wrażenie, że ten kwas jabłkowy dosłownie zżera mi zęby. Teraz nic takiego się nie dzieje, a ja nie mogę żyć bez jabłek. Właśnie mi coś przyszło do głowy... Co myślicie o owsiance jabłkowej? Jeszcze nie próbowałam, ale coś mi się wydaje, że w ciągu kolejnych kilku dni wyląduje na moim stole ;)

Teraz idę poćwiczyć chociaż z pół godziny (więcej na 100% nie dam rady) i lulu. Ledwo zipię.

Trzymajcie się cieplutko i do jutra!

30 kwietnia 2014, Skomentuj
krokomierz,10379,103,726,13542,5190,1398880283
Dodaj komentarz

29 kwietnia 2014 , Komentarze (41)

Dobry wieczór!

Dzisiejszy dzień zaliczam do tych, które nigdy nie powinny były nastąpić. O 04:35 obudził mnie ból żołądka. Poszłaaam! do kibla... Oszczędzę Wam dzisiaj szczegółów, ale przez cały dzień, od godz. 08:00 byłam w drodze i miałam rozwolnienie. Męczyłam się strasznie, poza tym cały czas niesamowicie boli mnie brzuch. Leki nie pomagają. Na każde jedzenie reaguję natychmiastowym bólem i ciągle latam do kibla. Jakiś koszmar. Nie poszłam na ostatnie zajęcia, bo po prostu nie mogłam wytrzymać z bólu. I tak drałowałam te 2,5 km do dworca ze ściśniętymi pośladami, bo na placu uniwersyteckim jest remont i nawet nie wiedziałam, gdzie teraz jest przystanek autobusowy.

Przestałam już wierzyć, że to ten serek wiejski, bo raz, że ile ja go jem, a dwa, że mój żołądek reaguje źle nawet na wodę. Mimo wszystko jutro serka nie będzie, zobaczymy, czy coś się zmieni...

Był jednak jeden pozytywny akcent - spotkałam dziś koleżankę, którą widziałam ostatnio na początku lutego, czyli 2,5 m-ca temu. Na dzień dobry zapytała, kiedy zdążyłam tak schudnąć, chciała od razu wiedzieć, co i jak robię i mówiła, że nie może ode mnie oderwać oczu ^^ Takie coś to ja rozumiem! ;)

Lecimy z fotomenu:

Jako że cały dzień miałam być na uczelni, poza śniadaniem wszystko popakowałam do lunchboxów.

Śniadanie: zapowiadana wczoraj waniliowa owsianka z ciecierzycą - wyszła nieziemska! Po prostu tak utrafiłam w swój gust, że ja pierdziu :) W drodze do domu chciałam kupić kolejną puszkę, żeby jutro zrobić powtórkę, ale cholera nie mieli, będę musiała kombinować z fasolą... Na zdjęciu polana miodem i posypana migdałami.

II śniadanie: resztki selera z wczoraj, kilka pomidorków koktajlowych, spora garść surowego groszku cukrowego i 1/2 kromki pełnoziarnistego chleba orkiszowego.

Obiad: sałatka makaronowa - pyszna! Myślałam na początku, że spieprzyłam sos, bo nie podobał mi się zapach (zrobiłam z olejem lnianym), ale po wymieszaniu było po prostu obłędne :) Na dniach wstawię przepis na bloga, bo sałatka jest prosta, sycąca, a do tego efektownie wygląda ;)

Tu jeszcze cały lunchbox :)

I sałatka w pułapce ;)

Sosu nie sfotografowałam, bo zwyczajnie nie było czasu, ale zrobię to, jak będę wstawiała przepis :)

Kolacja: nie uwierzycie - 1/2 serka wiejskiego, 1/2 activii, 1 jabłko. Ale nie wiedziałam, że będę dziś miała takie przeboje, jak przygotowywałam tę kolację... A co najśmieszniejsze, dopiero po kolacji żołądek trochę się uspokoił. Nic już nie rozumiem. Ale jak mówię od jutra serka już niet. Coś innego sobie wymyślę, warzywka jakieś...

Co do aktywności fizycznej, to codzienny spacer - Vtracker pokazuje ok. 550 kcal, ale było więcej. Nie zawsze pamiętam, żeby go włączyć, poza tym żre baterię jak głupi... Latałam dzisiaj dużo po schodach i w ogóle, tak że tego. 

Poza tym z trwogą oglądam, jak mój ukochany Bayern dostaje w dupę i kasuje kolejne gole. Mówię Wam, mam dosyć tego dnia :)

Ćwiczyć dziś nie będę, bo nie mam ochoty zostawić na jasnym dywanie pasa startowego ;) Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.

Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*

29 kwietnia 2014, Skomentuj
krokomierz,7782,77,544,8467,3891,1398789881
Dodaj komentarz

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.