Dobry wieczór!
Dzisiejszy dzień... to po prostu poniedziałek, nie ma co się rozpisywać. "Poniedziałek" powinien powiedzieć Wam wszystko... Ale nie powie, co pokazała rano waga. Otóż zanotowałam wzrost o 700 g. Czyli waga pokazała 84,2 kg :( Trochę mnie wmurowało w podłogę, bo nigdy nie popłynęłam aż tak z jedzeniem, żeby zanotować taki wzrost. Właściwie to w ogóle nie popłynęłam. Ćwiczyłam co prawda trochę mniej (dopiero od wczoraj dałam więcej czadu), ale taki skok...
Staram się jednak nie martwić (jasne, łatwo powiedzieć), bo moim zdaniem to efekt moich rewolucji żołądkowych. Tak mi przewiało system pokarmowy, że się po prostu broni. Dlatego też nie zmieniam paska, poczekam spokojnie aż waga znów spadnie do tych 83,5. A miałam nadzieję małymi kroczkami zacząć się zbliżać do 7...
Tak więc taki nius na dzień dobry. Później się nie wyrobiłam na pociąg i na uczelnię pojechałam samochodem - czyli ze spaceru też dzisiaj nici. Wróciłam do domu, poleciałam do banków i po zakupy. Tak trochę przebimbała ten dzień. Najgorsze jest to, że im więcej mam do roboty, tym dłużej odkładam to na później i efekt jest taki, że cały czas chodzę podenerwowana, bo ciągle coś muszę zrobić. Postaram się trochę nadrobić zaległości w tym tygodniu, żeby chociaż w niedzielę odsapnąć...
Dobra, dość tego marudzenia, jedziemy z fotomenu. A propos - wczoraj wieczorem padł mi czytnik kart i dziś dyrdałam do Media (nienawidzę tego sklepu, ale nie ma nic innego w okolicy) po nowy. Śmiga jak złoto :)
Śniadanie: powtórka z rozrywki, czyli owsianka waniliowa, tym razem z cieciorką :) Przypominam, że przepis znajdziecie na moim blogu :)
Na drugim obrazku widać miód "Flotte Biene", czyli w luźnym przekładzie "Chyża pszczoła" :D Ech, ci Niemcy to jednak debile...
II śniadanie: duże jabłko, moje ukochane orzeszki z ciecierzycy i trochę żurawiny ^^
Obiad: kasza jaglana (i wygląda na to, że będę ją jadła przez następny tydzień, bo ugotowałam całe 100 g...) z meksykańskimi warzywami, surówka z marchewki, rzepy i ogórka z sosem koperkowo-ziołowym (dupy nie urywała) i 3 wczorajsze kotlety cieciorkowo-fasolowe z odrobiną sera, co by nie były suche :) Przepis na kotlety znajdziecie oczywiście tutaj :)
Podwieczorek: truskawkowa activia. Zdjęcia nie robiłam, bo byłam zbyt głodna ;)
Kolacja: zielony oczyszczający koktajl, tym razem w wersji z rzepą i marchewką. Ohydny :) To znaczy mnie już się te koktajle prze...piły :) Wolę swoje warzywka pod normalną postacią albo chociaż jogurt :) Z wierzchu posypałam je odrobiną nasion chia, które to nasiona zakupiłam dziś za horrendalną cenę i jak babcię kocham, jeśli nie okażą się takie cudowne, jak mi dziś obiecywali, to ten sklep będzie fruwał! Skonsumowany niestety przed kompem, bo robiłam zadanie domowe z fonetyki :)
Aktywność fizyczna: zakupy i bank... jakieś 2,500 kroków, znaczy się nic. Poza tym:
- domowy aerobik odc 5 tv Morąg
- domowy aerobik odc 6 tv Morąg
- domowy aerobik odc 10 tv Morąg
- domowy aerobik odc 1 tv Morąg
łącznie jakaś godzinka :) Później jeszcze boczki z Tiffany i czwarty dzień wyzwania abs. Słabiutko dzisiaj, ale jutro się odkuję.
Tymczasem lecę dalej czytać o fonetyce i robić referat na chorwacki :)
Trzymajcie się cieplutko i do jutra! :*
Ula