Cześć Dziewczyny!
Witam Was po
jakże długiej, bo aż tygodniowej przerwie! Dlaczego tak długo? Ano dlatego, że
były święta, poza tym skończył mi się transfer internetu w komórce (a z 64 kb/s
nie poszaleję) i nie mogłam za bardzo dodawać wpisów... Od dziś mam jednak
normalny, szybki, stacjonalrny internet w komputerze (jupi!) i obiecuję być z
Wami regularnie J
Przerwa w
pamiętniku nie oznacza wcale przerwy w diecie. Nadal walczę i staram się
pokonać swoje słabości. W miarę możliwości zaglądałam też do Was i starałam się
wspierać Was na bieżąco J A propos...
Już kilka wpisów
temu zapowiadałam, że co jakiś czas będę robiła porządek "w
znajomych". Osoby, które przestają nagle prowadzić pamiętnik (ponad
miesiąc), osoby, które mimo że zapraszały mnie do znajomych nie pokusiły się
ani razu o dodanie komentarza oraz "kolekcjonerów" (300 znajomych i
więcej) po prostu usunęłam z tego Zacnego Grona. Jeśli któraś z Was poczuła się w tym momencie
niesłusznie potraktowana, proszę o pw, ale lojalnie uprzedzam, że będę regularnie
wywalać J Są tu Dziewczyny, z którymi jestem w
stałym kontakcie i to właśnie One pomagają mi w dalszej walce i wspierają, a
takie wsparcie jest bardzo, ale to bardzo ważne – dziękuję Wam! :*
Tymczasem
przejdźmy do lżejszych tematów... znaczy do żarcia ^^ Tak jak obiecałam,
starałam się fotografować wszystko, co jadłam, zapisywać dzienne menu i
aktywność fizyczną. Jako że minął tydzień, trochę tego jest... Mam nadzieję, że
nie będziecie się nudziły ;)
18.04.14
Śniadanie
(08:20): wieloowocowa owsianka z orzechami, suszonymi owocami i prażonym
sezamem
II śniadanie
(11:40): budyń waniliowy z kaszą manną i cynamonem, jabłko
Obiad (15:50):
wielowarzywne curry z kolorowymi warzywami strączkowymi, ryż pełnoziarnisty
Kolacja (19:40):
zielony koktajl oczyszczający (dawno nie piłam ;)), tym razem z 1,5 plasterka
ananasa, activia z siemieniem lnianym
Aktywność:
- rozgrzewka z
Tiffany 12 min
- boczki z Tiffany
10 min
- cardio z Mel B 10
min
- sprzątanie ca.
2-3 h
- prasowanie ½ h
19.04.14
Śniadanie
(07:40): przepyszna owsianka czekoladowo-daktylowa, czyli zlepek różnych
słodkich inspiracji J Przepis w najbliższym czasie znajdziecie
na blogu.
II śniadanie
(12:30...): trotilla z pasztetem sojowym, sałatą, wegańskim chorizo, mozarellą
i kukurydzą, smoothie winogronowo-jogurtowe. Tortilla niestety cała, bo miałam
koszmarny początek dnia (naprawdę koszmarny, dzień zaczęłam praktycznie od
płaczu), byłam głodna i było mi wszystko jedno... Zresztą widzicie, ile godzin
minęło od pierwszego śniadania...
Obiad (15:30): mało fotogeniczne wielowarzywne curry z dnia poprzedniego, 4 placuszki kapuściano-grzybowe,
quinoa (w której od razu się zakochałam!). Nie wiem, ile z Was już próbowało
quinoi – ja jadłam ją pierwszy raz i muszę przyznać, że bardzo mi posmakowała.
Ma niesamowitą teksturę, jest chrupiąca i podobno bardzo zdrowa. Ja kupiłam
paczuszkę mieszanej – czerwonej i białej quinoi, a podobno jest jeszcze czarna.
Naprawdę polecam!
Podwieczorek
(18:00) activia z siemieniem lnianym i otrębami (nie było czasu robić zdjęcia,
bo lecieliśmy do ogrodu, zresztą... nie bardzo było co fotografować J)
Kolacja (20:00):
½ ogórka, 2 placuszki kapuściano-grzybowe (zdjęcia również brak, bo jedzenie w
biegu).
Aktywność:
- Chest & back
with Rebbeca Louise
- How to lose arm
fat with Rebecca Louise
- Brzuch z Mel B
- Boczki z Tiffany
Tego treningu z
Tiffany myślałam, że nie skończę, tak mi się nie chciało, ale spięłam poślady i
jakoś poszło. Obiecałam sobie co najmniej 30 minut dziennie i mam zamiar się
tego trzymać!
20.04.14
Śniadanie
(08:00): owsianka daktylowo-czekoladowa vol. II ;) Jest tak słodka, że można
się porzygać, ma też sporo kcal, więc nie polecam jej na codzienne śniadanie,
ale raz w tygodniu na pewno można sobie pozwolić J
II śniadanie
(11:20): pół kromki razowego chleba z Philadelphią (grillowana papryka) i
oczywiście świątecznym jajkiem, 2 placuszki kapuściano-grzybowe, 2 rzodkiewki,
smoothie jogurtowo-winogronowe
Obiad (15:20):
grillowana wegańska biała kiełbaska, grillowany wegański cow-girl-steak (tak
było napisane na opakowaniu :P), grillowany w folii ziemniak z odrobiną masła,
pieprzem czosnkowym i ziołowym, surówka wielowarzywna i surówka z czerwonej
fasoli autorstwa mojego E <3 Do tego ½ lampki wina, które to wino
natychmiast mnie zmuliło i tak skończyło się moje picie w święta. Strasznie źle
znoszę alkohol (a kiedyś piłam równo z chłopakami, ½ l na głowę to było dla
mnie nic) i chyba w ogóle sobie daruję, bo tylko źle się po nim czuję.
A tu jeszcze zdjęcie z kurczakiem mojego E :)
Najadłam się, ale
nie nażarłam. Patrzyłam jak urzeczona na leżącą przede mną metrową, pyszną,
świeżą, białą bagietkę, ale tym razem się powstrzymałam. Później nie miałam
wyrzutów sumienia, kiedy usiadłam sobie w ogrodzie i prawie zasnęłam po
obiedzie. Przytuliłam się do E, oparłam głowę na jego ramienu i nie było
człowieka J Tylko talia po ćwiczeniach z Tiffany
trochę dokuczała i dlatego nie zasnęłam J
Kolacja (19:10):
coś pysznego – serek wiejski z pieczonym jabłkiem i sosem karmelowym (z 1
łyżeczki cukru). Nie lubię serka wiejskiego, szczególnie od czasu, kiedy
spróbowałam go ze szczypiorkiem (do tej pory mam wstręt), ale przygotowany w
ten sposób jest naprawdę rewelacyjny J Przepis, choć jest to danie raczej zimowe
niż wiosenne, wstawię na bloga J Na pewno będę teraz jadła taki serek
częściej, może niekoniecznie z karmelem, bo i bez niego jest pyszny, ale myślę,
że Pan Wiejski znów zagości w mojej lodówce ;)
Aktywność:
- Total Arm Workout z Rebbecą Louise
- Intense Full Ab Workout z Rebbecą Louise
- Boczki z Tiffany
Jeśli chodzi o
aktywność fizyczną, to nie bardzo mi się chciało, ale cały dzień przebimbałam w
ogrodzie nie robiąc dosłownie nic, więc stwierdziłam, że naprawdę wypada ruszyć
dupsko. Ten intensywny trening mięśni brzucha dał mi zresztą nieźle popalić, na
końcu odczuwałam straszny, szczypiący ból, który z przyjemnością nie miał nic
wspólnego i to chociaż starałam się ćwiczyć powoli. Nic to, trzeba się po
prostu powoli przyzwyczajać do bardziej intensywnego wysiłku. Ręce też zaczęłam
ćwiczyć z 0,5 l butelkami wody (wcześniej były puszki z mlekiem skondensowanym,
ale zauważyłam, że są za lekkie i źle leżą w ręce) i dopiero wtedy zaczęłam czuć mięśnie ramion ;)
Boczki z Tiffany staram się natomiast robić codziennie, chociaż już trochę mi
się znudziły... Widzę jednak, że te wałki po bokach faktycznie zaczynają
znikać, więc staram się nie poddawać J
21.04.14
Śniadanie
(08:00): owsianka mango-winogronowa
II śniadanie
(11:00): pół kromki chleba pełnoziarnistego z Philadephią (grillowana papryka),
pomidorem, świątecznym jajkiem i młodą cebulką, ½ activii, kilka winogron i
karambolą (oskomian pospolity? kto to tak idiotycznie nazwał?), resztka sałatki
obiadowej z poprzedniego dnia.
Obiad (15:00): i
tu zaczyna się prawdziwa historia. Plan był taki, że pojedziemy do ogrodu, tym
razem popracować, a przy okazji zrobimy powtórkę z grilla. Akurat wychodziliśmy
z domu, kiedy zaczepiła mnie sąsiadka z dołu ze słowami: "O, dobrze, że
panią widzę...". Aż mi się zimno zrobiło. Okazało się, że chce jakąś
taczkę, więc odesłałam ją do męża, mówię, że jest w garażu, tylko niech się
streszcza, bo właśnie wyjeżdżamy. Tak tak, ona zaraz zejdzie. Poszłam do E i
mówię, że mnie stara dorwała, żeby poczekał. Poszedł jej poszukać, dowiedzieć
się, jakiej cholery chce od niego, ale nie znalazł i pojechaliśmy. Już się
cieszę na następne spotkanie z tą starą wariatką. Jak do kogoś z mordą skoczy,
bo w wielkanocny poniedziałek odważyliśmy się nie poczekać, to do kogo jak nie
do mnie?
Ale to był
dopiero początek. Dojechaliśmy do ogrodu, dzwoni koleżanka E (ze względu na
dużą różnicę wieku między nami mamy oddzielnych znajomych J) i pyta, czy jesteśmy w ogrodzie. No tak. To ona
zaraz przyjedzie. No żesz kurwa! Przepraszam, ale to pierwsze, co mi przyszło
do głowy. I pytam E, jakiej cholery ona się wybiera, skoro nikt jej nie
zapraszał. Słuchajcie, taka wściekła byłam, że mnie aż nosiło, no nienawidzę
tej baby, unikam jej jak ognia i akurat kiedy sobie zaplanowaliśmy taki fajny
dzień, ona nie pytając nikogo o zdanie po prostu nam wbija na kwadrat. Ta baba
nie mówi, ona się drze. Gada takim dialektem, że w ogóle jej nie rozumiem i
potrafi gadać tylko na dwa tematy: o byłej żonie mojego E i o swoim nowym
nabytku – wnuczku. Ani jedno ani drugie mnie nie obchodzi, bo dzieci nie
cierpię, o innych dziwnych stworzeniach nie wspominając. Szlag trafił cały
dobry nastrój, więc od razu wzięłam się za robienie obiadu, bo powiedziałam, że
w jej towarzystwie niczego jeść nie będę (mam swoje powody...). Na szczęście
przygotowałam wszystko zawczasu i musiałam tylko upiec kiełbaski w ognisku.
Na obiad było
więc warzywne carpaccio z moim osobistym tzatziki (z osobiście przygotowanego
twarożku ^^), co zresztą chyba widać, bo nie chciało mi się go blendować :P Do
tego świąteczne jajko, dwie wege kiełbaski z ogniska i trochę wczorajszej
sałatki z fasoli. Nie wiem nawet, czy mi smakowało, taka byłam wściekła i z tej
złości zeżarłam jeszcze jedną kiełbaskę na zimno, prosto z opakowania.
Z tej złości
poszłąm machać kilofem w ogródku i myślę, że machałam ok. 45 minut. Tylko mnie
głowa rozbolała, bo znów bawiłam się w wyciąganie kamieni i pięciometrowych
korzeni z ziemi...
Na kolację było
jabłuszko z marchewką, drugie pół activii, do tego sok z cytryny, ksylitol i
cynamon ^^
Tego dnia, jako
że był poniedziałek, również się ZWAŻYŁAM.
Po świętach spadek 0,5 kg (w ciągu tygodnia ^^), więc z jednej strony byłam
superhappy, bo coś wreszcie ruszyło i pierwszy raz w życiu nie przytyłam, a
schudła w święta, a z drugiej strony byłam zła, bo zaczęłam odnosić wrażenie,
że nigdy nie przeskoczę tej magicznej piątki z tyłu... A tak niewiele
brakowało, jedynie 200 g! Nic to, zobaczymy, co waga pokaże w przyszły
poniedziałek...
Poza tym byłam
kilka dni przed okresem i miałam parcie na żarcie. Nie folgowałam sobie za
bardzo, chyba tylko przy śniadaniu, ale jestem zdania, że można ;) Zresztą cały
numer polegał raczej na dużej ilości cukrów prostych w owsiance, tłuszczu też
zresztą było niemało, bo tu kako, tu orzechy... Ale jak mówię, śniadanie to pół
biedy. Gorzej, że byłam najedzona, a ciągle chciało mi się jeść... I tylko patrzyłam,
czym by tu zagryźć. Nie zagryzałam niczym, piłam wodę jak głupia, ale nastrój
miałam bardzo taki sobie. Na pewno wiecie jak to jest.
Aktywność fizyczna:
poza lataniem z
kilofem i łopatą?
- How to Get Arms
Like a Victoria's Secret Model z Rebbecą Louise
- boczki z Tiffany
Przez cały dzień
rypała mnie głowa (nie wiem, czy nie od tego kilofa), nie chciało przejść nawet
po tabletkach i jeszcze mi się zaczął okres... Tak więc i tak uważam, że było
nieźle.
22.04.14 (tu akurat nie było do końca wege ;))
Śniadanie
(07:00): zielona owsianka z mango (przepis znajdziecie na blogu)
II śniadanie
(11:00): kromka chleba razowego z sałatą i pastą jajeczną (philadelphia i
jajko), owocowe szaszłyki, ¼ jabłka
Obiad (14:30):
Chili sin carne, ryżowy makaron (40 g), plaster niskotłuszczowego sera
Podwieczorek
(18:00): słupki żółtej i czerwonej papryki, 2 rzodkiewki, ¾ jabłka
Kolacja (20:00):
3 patyczki surimi
Aktywność fizyczna:
To był najdłuższy
dzień w całym tygodniu. Zajęcia od 09:15 do 12:45, później 5-godzinne
okienko... Poszłam się przejść, pozwiedzałam trochę Heidelberg, połaziłam po
miejscach, w których jeszcze nigdy nie byłam... Pogoda była taka sobie i nie
miałam za bardzo siły, poza tym byłam głodna, ale zmusiłam się do spaceru.
Efekt był taki, że spaliłam tego dnia 860 kcal i zrobiłam 12500 kroków :D Do
domu wróciłam o 20:40, zadzwoniłam do Mamy, wzięłam prysznic i padłam. Nie było
mowy o dodatkowych ćwiczeniach, po prostu nie miałam siły.
23.04.14
Śniadanie
(06:50): owsianka czekoladowa z daktylami
II śniadanie
(11:00): mango lassi, 1 jabłko
Obiad (15:30):
zapiekane chili sin carne z dnia poprzedniego, tacos z kupnej tortilli J
Kolacja (19:10):
słupki papryki i rzodkiewka z pastą jajeczną z dnia poprzedniego, kiełbaska,
młoda cebulka ze szczypiorkiem, marchewka i jajko na twardo.
Aktywność fizyczna:
- ok. 350 kcal z
krokomierzem (przestał nagle działać, więc nie wiem, ile było dokładnie)
- boczki z Tiffany
- How to lose arm
fat z Rebbecą Louise
- Toned arms workout z Rebbecą Louise
24.04.14
Śniadanie
(07:40): dziwna owsianka z avocado… Na podstawie pewnego przepisu z pewnego
bloga – nie wiem, o co chodziło autorce, w każdym razie nieźle się namachałam,
żeby zrobić z tego coś zjadliwego. Na końcu było nawet niezłe, ale musiałam
dodać banana i daktyle, mnóstwo aromatu i ksylitolu, bo inaczej naprawdę nic by
z tego nie było. Porcja tego czegoś wyszła ogromna, więc miałam pyszne
śniadanko na dwa dni... Ale pod względem kulinarnym był to w ogóle nieciekawy
dzień...
II śniadanie
(11:00): ½ jabłka, ½ tortilli a la burito
Obiad (15:30): NAJGORSZY OBIAD MOJEGO ŻYCIA! A zaczęło
się niewinnie, bo chciałam wreszcie spróbować szparagów. Może nie uwierzycie,
ale nigdy jeszcze ich nie jadłam, a mieszkam w regionie, który słynie na całe
Niemcy ze swoich szparagów. No okay. Ale nie chciałam ich jeść z sosem
hollandaise, bo wydaje mi się strasznie tłusty i w ogóle... No okay. Znalazłam
przepis na fajną (jak się wydawało) sałatkę ze szparagów, ziemniaków, groszku
cukrowego i jajek. Aha, w oryginale był jeszcze wędzony boczek, ale zastąpiłam
go wędzonym tofu. Zrobiłam tę sałatkę i wiecie, że wyszła nawet niezła? Skoro
wyszła niezła, to w czym problem? – zapytacie. Otóż problem leżał w dodatku,
którego nigdy bym o to nie podejrzewała.
Jednym ze
składników sosu był ESTRAGON, zioło,
którego nie znałam i nigdy wcześniej nie próbowałam. Ale co tam, w końcu co
można popsuć ziółkami? Ano można...
Estragon smakuje
jak lukrecja (jak te czarne żelki, które tak walą anyżem), chyba jedyna
roślina, której dodatku nie mogę znieść w żadnej potrawie, bo natychmiast
mam odruch wymiotny (i wcale nie przesadzam). Nie wiąże się to z żadnym urazem
z dzieciństwa czy czymś niefajnym, co kiedyś tam zjadłam. Po prostu nienawidzę
lukrecji i jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi do głowy wywoływać wymioty po
jedzeniu, to wystarczy zjeść czarnego żelka i sruuu! Żartuję oczywiście J
Nie dodałam tego
estragonu dużo, a mimo wszystko szparagi i groszek cukrowy natychmiast przeszły
jego "aromatem". Jezu, czułam się, jakby mi ktoś kazał zjeść cały
worek czarnych żelków! Starałam się wyłowić kawałki, które jeszcze tym nie
przeszły, ale nie było szans. Po prostu koszmar, męczyłam się jak nigdy, żeby
nie rzucić pawia, bo raz że byłam głodna, a dwa, że szkoda mi było tego obiadu.
Nie dałam rady, połowę wyrzuciłam :/ Nie będę wstawiać przepisu, bo już nigdy
nie zrobię tej sałatki. Szparagi też mnie nie powaliły i nie będę ich więcej
przyrządzać.
DIE, ESTRAGON, DIE!
Kolacja (19:10):
w związku z tym, że byłam głodna, rąbnęłam sobie jajecznicę z dwóch jaj z
warzywami J
Aktywność fizyczna:
Według Vtrackera
podczas spaceru spaliłam 580 kcal. Poza tym ledwo przytomna, z nogami jak z
waty (zresztą – ze wszystkim jak z waty), jakimś cudem zrobiłam następujący zestaw
ćwiczeń, jedne po drugich:
- Brzuch z Mel B
- 9 Exercises For A
Flat Stomach z Rebeccą Louise
- Boczki z Tiffany
- How To Lose Arm
Fat z Rebeccą Louise
- Toned Arms Workout z Rebeccą Louise
Autentycznie
ledwo stałam, taka byłam słaba i zmęczona. Po tym poszłam pod prysznic i do
wyrka - bardzo szybko zasnęłam ;)
25.04.14
Śniadanie
(07:50): powtórka z rozrywki z wczoraj. Na jutro planuję coś innego, coś, czego
nigdy jeszcze nie próbowałam, ciekawa jestem efektu J Ale o tym jutro. Zdjęcia nie robiłam, bo
wyglądała dokładnie tak jak wczoraj J
Co do owsianki –
do tej pory używałam płatków owsianych lub orkiszowych (albo jednych i drugich
na raz). Wczoraj w bioshopie kupiłam coś fantastycznego – nazywa się Basis-Müsli
i jest to mieszanka pełnoziarnistych płatków pszennych, żytnich i owsianych,
siemienia lnianego, ziaren słonecznika, amarantu i gryki. Bez dodatku cukru i
rodzynek ^^ Ma zresztą taką samą kaloryczność jak normalne płatki, a ja już nie
będę musiała się co rano martwić, czy nie zapomnę o siemieniu :D Poza tym taka
wielka paka - 750 g - kosztowała tylko 2,50 €, o wiele mniej niż większość
innych mieszanek. Yummy!
II śniadanie
(10:45): drugia połówka wczorajszej tortilli, activia o smaku cytryny i bzu
(jakaś edycja limitowana, zresztą bardzo dobra) z łyżeczką siemienia lnianego.
Obiad (15:15): pełnoziarniste
tagliatelle (40 g) z cytrynowymi brokułami i zielonym groszkiem. Pyszne i na
pewno niedługo dodam przepis J
Kolacja: zestaw
różnych warzyw i jajeczne pseudo-vinegrette ;)
Poza tym przez cały
czas walczę z okresem i parciem na żarcie. Mówię Wam, w ogóle siebie nie
poznaję, zresztą już od jakiegoś czasu. Fakt, nie rzucam się na jedzenie, ale
ciągle mam na coś ochotę. Głód zabijam piciem wody i gumą do żucia, którą
spożywam w naprawdę dużych ilościach... Ale ogólnie to bez sensu i nie bardzo
wiem, co z tym zrobić. Nie jem ani mało, ani monotematycznie (same wiecie, że
staram się urozmaicać posiłki za wszelką cenę), ani nie jestm głodna. Szlag
mnie trafia, bo nie wiem, jak temu zaradzić. Mam nadzieję, że to ten cholerny
okres i że niedługo przejdzie, chociaż wcześniej nigdy tak nie było... Teraz do
obiadu np. zamiast tylko posypać makaron odrobiną sera, ja potrafię zjeść taki
spory plaster sera "na sucho" – a to prawie 100 kcal. Albo poranna
owsianka – to, co jest w przepisie plus jeszcze jedna duża łycha wiórków
kokosowych albo duża łyżka musu migdałowego (też "na sucho, bo jest
pyszny"), albo trochę mleka w proszku. No głupota kompletna, muszę się
kopnąć w dupę, bo nigdy nie przeskoczę tych cholernych 85 kg... Nie ma co, w
poniedziałek będę się bała wejść na wagę, chociaż przecież staram się sporo
ćwiczyć i chodzić :/
Aktywność:
Trochę rano
posprzątałam, później pojechaliśmy z E do ogrodu, porozbieraliśmy się do
bielizny i opalaliśmy się J Było 25 stopni, zero wiatru... Raj. I
wtedy do ogrodu obok przyjechali rodzice z bachorami.
NIENAWIDZĘ
DZIECI. We wszelkiej postaci, czy to małych czy dużych, nie potrafię się
zachwycać "jakie to śłodziutkie, a jakie podobniusie do tatusia!" i
rzygać mi się chce, jak widzę takie zachowania. A jeszcze bardziej chce mi się
rzygać, kiedy patrzę na kobiety, które nigdy nie powinny były mieć dzieci i
kompletnie nie potrafią się nimi zajmować. Ja bym nie potrafiła i dlatego też
dzieci nie mam i mieć nie będę. Ale krew mnie zalewa, kiedy od rana do
wieczora, czy to we własnej kuchni przy otwartym oknie czy w leżącym za
miastem, na kompletnym zadupiu ogrodzie, muszę wysłuchiwać wrzasków, płaczów,
ryków i patrzeć, żeby jeden gówniarz z drugim nie porysowali nam samochodu kamieniem
czy innnym gównem, bo starzy mają w dupie, co szczeniaki robią, najważniejsze,
żeby oni sami mieli spokój. Sąsiedzi tymczasem mogą się... Ja wszystko
rozumiem, też byłam dzieckiem, ale moi rodzice nie pozwalali mi od rana do
wieczora drzeć mordy – no sorry, ale wszędzie są jakieś granice.
Co poza tym? (już
się znowu zdążyłam wkurzyć) Poza tym zrobiłam:
- pośladki z Mel B
- Get your SEXY
BACK with Tiffany Rothe (tylko 6 minut, bo mi się nie spodobało)
Później będą
jeszcze jakieś fajne ćwiczenia, które znajdę na YT J Teraz mam możliwość szukać, więc wiecie... będę
szaleć J
Teraz idę
powrzucać coś fajnego na bloga, pogapić się, co u Was, a później jazda z
ćwiczeniami ;)
Trzymajcie się
cieplutko i... do jutra! ^^
EDIT:
Z ćwiczeń było jeszcze:
- Get Madonna's Arms With This 10-Minute Workout
- 10 minut low impact cardio
- Denise Austin: Fat-Blasting Cardio Walking Workout- Beginner