Moim drugim problem poza prokrastynacją jest ... brak decyzyjności.
Jestem właśnie na etapie zmiany pracy więc organ decyzyjności jest na pełnych obrotach.
Właśnie w sumie tą ostateczną decyzję podjęłam i nie wiem czy zrobiłam dobrze ale myślę, że tak😉 (albo i nie 🤪).
Od 01 lipca zaczynam pracę w sklepie z ciuchami w Niemczech. Pierwszy raz będę pracowała w sklepie, doświadczenie mam żadne, i do tego są same Niemki więc zawodu uczę się po Niemiecku. 😇
Dzisiaj miałam pójść do pracy jako kelnerka na śniadaniach w hotelu i przed chwilą napisałam do nich, że jednak rezygnuję. Oczywiście teraz się zastanawiam czy dobrze zrobiłam. Ale coś mnie jednak ciągnie w stronę sklepu. Miałam tam dzień próbny 4h i czułam się niepewna siebie i nie na miejscu, ale wiem że tek będzie na początku. Na tak jest jednak bardzo dużo jest to właściwie praca jaką przyciągnęłam stosując prawo przyciągania.😁
To co chciałam przyciągnąć przede wszystkim to luźna atmosfera bez spiny, dyscypliny, bez zapierniczania, żeby miejsce pracy to był mój drugi dom. Miałam głupie przekonanie, (po moich doświadczeniach) że wszędzie w Niemczech zapierniczasz jak robot a jedyna przerwa w pracy to te bezpłatne pół godziny.
Tutaj widać, że tak nie jest. Dziewczyny mają swoje prywatne telefony, popijają kawkę jak mają ochotę, kilka razy usiadłyśmy na schodkach przed sklepem żeby odpocząć i pogadać, jedna z nich przychodzi do pracy z PSEM !! Piesek bardzo uroczy, buldog większość dnia leży sobie na swoim legowisku pod wieszakami, ale też właścicielka wychodzi z nim oczywiście na spacery. Myślę więc że kiedy się już zaaklimatyzuję będzie mi tam na prawdę dobrze. I myślę też o zimie. Wydaje mi się że zimą będę miała czas żeby w pracy się pouczyć, posiedzieć, odpocząć przed kolejnym sezonem. Na pewno też szybciej się tam nauczę języka i ogólnie bardziej praca rozwojowa, w której mimo wszystko mogę się czymś wykazać.
W pracy kelnerki, na plus było wyżywienie, poznałabym więcej osób, miejsce - restauracja z pięknym widokiem na jezioro, taras. Jest to praca którą znam. Mniejszy mimo wszystko kontakt z klientem w sensie interakcji. W sklepie obawiam się trochę tak dużego kontaktu. Na minus na jadalni jest to, że praca jest monotonna i masz taki właściwie dzień świstaka i jest to jednak praca fizyczna, wydaje mi się że łatwiej o konflikt w dużym zespole. W sklepie na plus jest też to, że mogę przychodzić w swoich własnych ciuchach, rozpuszczonych włosach. To jest przyjemne móc ładnie ubrać się do pracy. Do pracy w sklepie mam też 12 km a do hotelu miałabym 24 km. I chyba mimo wszystko godziny pracy w sklepie bardziej mi pasują bo zaczynam o 10.00 więc rano mam trochę czasu dla siebie. Pracę na śniadaniach zaczynałabym o 6.00 więc pobudka przed 5.00.
Więc generalnie wszystko jest postanowione. Bardzo się też cieszę, że bez problemu zgodzili się żebym pracowała 4 dni w tygodniu i dostanę urlop we wrześniu !! Planuje Bodrum i Kos. Nie mogę się doczekać.