Heeeeej mordeczki moje kochane! :*
Przez dłuuugi okres czasu myślałam, że w moim życiu nic się nie dzieje, że normalnie więdnę powoli jak roślinka, odliczam dni do śmierci, ale jak chce wam coś tutaj napisać ostatnio to nie wiem od czego zacząć bo tyle się dzieje! Normalnie byłby z tego świetne scenariusze do trudnych spraw:D
Zacznę od tego ŻE w sobotę miałam jechać z przyjaciółką na wooodstock na kilka godzin. W międzyczasie zadzwoniła do mnie kuzynka co robię i czy w takim razie może jechać z nami. Stwierdziłam " Jasne, nie ma problemu. Dawaj z nami będzie weselej". Niestety problem był. Moja przyjaciółka na to mi odpisała " No to bawcie się dobrze" i powiedziała, że ona nie jedzie, że chciała ze mną spędzić czas a nie z kuzynką i żebyśmy sobie robiły co chcemy. Kuzynka była już w drodze, a ja w kropce. I wiecie co zrobiłam? Wstawiłam wino do lodówki żeby się schłodziło xD
I to był baaaardzo dobry pomysł. Powiedziałam, że nigdzie nie jadę i po sprawie. Przyjechała kuzynka, pojechałam z nią na plażę, a później stwierdziłyśmy, że pójdziemy do baru. Jak wróciłyśmy z plaży to weszłam na fejsa i co zobaczyłam? Mój były dodał zdjęcie z jakąś nową "dupą" jak on to mówi, które podpisał " Ktoś ciągnie mnie w górę".
Nosz kuuuuu.... aż wybuchłam... śmiechem oczywiście xD Gdzieś tam coś mnie zakuło w pierwszej chwili, ale później po dwóch kieliszkach wina pomyślałam sobie " Oj dziewczyno ciężkie, życie przed Tobą. Ja na szczęście mam to już za sobą. Zdrowie!" xD
Tak sie z kuzynką roztańczyłyśmy w domu, że później ruszyłyśmy w miasto. No i jak siedziałyśmy i gadałyśmy na dworze to dołączył do nas mój znajomy z pracy. Pisałam z nim przez ten cały czas i chyba kapnął się w jakim byłam stanie
Oczywiście nie było ze mną aż tak źle, ale było wesoło:D
I tak w trójkę poszliśmy do baru na piwko, a później na tańce. I powiem wam, że źle byłam do niego nastawiona i w ogóle jakoś się denerwowałam na tą znajomość. On mnie wkurzał. Tak ten wieczór sprawił, że zmieniłam zdanie o nim o 180 stopni!
Mimo, że ja nie lubię tańczyć to sprawił, że z nim polubiłam bo tak się wariat z tego cieszył. Był taki kochany, opiekuńczy, radosny taki jakiego właśnie obok siebie potrzebowałam! Jest taki, że aż nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Odprowadził nas do domu, a jak wyszłam po 10 min z psem to stał pod moją klatką i mówi, że pamiętał, że wspominałam, że muszę jeszcze z psem wyjść, a nie chce żebym w nocy sama chodziła <3
Piszemy codziennie, pracujemy razem. Jest dobrze. Tak najzwyczajniej w świecie DOBRZE, a tego uwierzcie mi w najbliższym czasie się nie spodziewałam.
Dzisiaj rano wstałam chora. Gardło mnie tak bolało, kaszel, że chciałam na zwolnienie iść, ale jakoś udalam się do pracy, a on co? Przyniósł mi imbir do pracy żebym sobie herbatkę z nim zrobiła, żeby mi przeszło, a jak nie to on mnie ogrzeje. Dobre nie?:D
Oczywiście powiedziałam mu, że ja tym razem nie planuję się z niczym spieszyć i co ma być to będzie, ale chce na spokojnie podejść do rzeczy i chce żeby w końcu było i dobrze i stabilnie. Nie chce po raz kolejny przechodzić prze gówno. Powiedział, że będzie tak jak ja będę chciała.
Czujecie to?
C.d.n.
:)