Szalona, ale leniwa. Zbyt leniwa. Kocham teatr, książkę, film. Gdybym mogła zrobiłabym z domu schronisko dla zwierząt. Co skłoniło mnie do odchudzania? Lustro. Jak długo mogę udawać,że mam wadę wzroku i nie widzę co się ze mną stało?
Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Wystarczy maszerować!
Dlatego ruszam w moją długą, czasem pewnie trudną, ale ostatnią podróż po zdrową siebie;)
Krok za krokiem...
No to się nie poddaję i działam dalej. Poprzedni spadek na wadze mnie nie zdemotywował. Spadek. Mocne słowa. Raczej spaduniunio. Działam dalej i czekam na więcej.
W piątek był kolejny dzień z aplikacją zacznij biegać.
Sobota z Billym. Ogólne cardio. Godzinka wpadła.
Niedziela była dniem wolnym. Nie robiłam nic. Byliśmy tylko w Kościele i na spacerze z dzieciakami. Trochę sobie pofolgowałam. Zjadłam 2 paczki sezamków, 2 garscie płatków czekoladowych i paczkę gumy mamby. Tak mnie naszło na słodkie,że myślałam,że się nie zatrzymam. Sezamki zeżarłam mężowi a mambę synowi. Taka jestem kochana.
Poniedziałek z Billym. Krzesło i trening na ręce. Bardzo polecam ten na łapki. Krótki a czuję,że efektywny.
Wtorek rano było szaro buro i ponuro,ale rano zabrałam psa i zrobiłam trening zacznij biegać. Gadałam z mamą na słuchawkach i nawet nie zwróciłam uwagi,że babka gada bieg przez 2 minuty. Mówiła bieg to biegłam i czekałam na odliczanie. A tu się okazało,że przebiegałam 2 minuty. A tydzień temu modliłam się,żeby minuta minęła. Także jest progres.
Dziś powinien być trening z Billym,ale chyba mam ochotę na coś lżejszego. Jak zutylizuje dzieci ( czytaj pójdą spać) to zejdę pomachać trochę na air walkerze i na rowerze. Czas odkurzyć stare sprzęty. Dobre cardio nie jest złe. Jutro moje marszobiegi. Mąż ma popołudniówki,więc machnę to rano z psem i przyjdę na pączkowe śniadanie. Tak dobrze czytacie. Jutro jem dwa pączki. Dość mam patrzenia jak inni jedzą. Zjem je z apetytem i bez poczucia winy czy wstydu. W dzień nie przytyłam to i w dzień nie schudnę. Także ani mi te pączki nie pomogą ani nie zaszkodzą. W piątek ważenie,więc pewnie coś do Was skrobnę i dam znać czy ślimak dalej odpoczywa.
Także lecimy dalej, byle do przodu, byle dalej, byle więcej.
Też tak macie? Leżę sobie na brzuchu i myślę kurna jak on się tak fajnie rozleje to się wydaje mniejszy. Zmiana pozycji i jeb sprężyny w materacu wgniecione. Także walka trwa. Staram się zrzucić balast co by i sprzętom w domu też było lżej😂
ŚRODA
Drugi dzień z aplikacją Zacznij biegać. Super są te marszobiegi. Na tą chwilę nie wyobrażam sobie,że przebiegnę 20 min bez przerwy. Ale zobaczymy. Moja teściowa biega maratony a ja się cieszę,że przebiegam minutę😂 No nic, trzeba mierzyć siły na zamiary.
CZWARTEK
Moja córka znów chodzi spać ok 21. Syn już wtedy śpi. Więc wolny wieczór spędziłam z Billym. Tym razem robiliśmy nogi. Ciężkie są te jego treningi ale niezmiennie je uwielbiam. Stwierdzam,że rano ćwiczy się dużo lepiej. Ciężko mi było przebrnąć przez ten wieczorny trening. W każdym razie 48 min z Billym i 15 min zumby.
PIĄTEK,PIĄTECZEK,PIĄTUNIO czyli właź na wagę LALUNIO.
I niestety dziś szklana nie była łaskawa dla laluni. Muszę Wam się przyznać ,że było rozczarowanie kiedy zobaczyłam -0,1 kg. Myślę sobie no kurna serio? Tylko tyle? Wchodziłam kilka razy,ale nie zmieniła zdania. No to poszłam po centymetr i tu zdecydowanie lepiej. Razem -9 cm. Z czego 3 cm z pasa i 2 cm z tali. Na wadze dalej 100 kg,ale talia zgubiła setkę i jest 98 cm. Już humor nieco lepszy. Po czym patrzę na te moje tabelki i myślę:,,Ty to jednak jesteś walnięta. Od 9.01 zgubiałaś 11 kg a przejmujesz się jakimiś gramami? No to trzeba mieć grubo nasrane." No fakt. Moment oprzytomniałam. Kuźwa osiągnęłam tyle w półtora miesiąca. Przecież nie przytyłam w miesiąc. Zbierałam tę wagę 2x9 miesięcy. Więc potrzeba czasu. Jak w życiu raz lepiej,raz gorzej. Nie będzie zawsze kolorowo i nie będzie co tydzień leciało po 2 kg. Ważne,że spada. Trzeba skupiać się na celu i cieszyć z tego co już się zrobiło. Dałam sobie rok na te 40 kg. Więc nie ma co się spinać i nakręcać. Byle maszerować. Byle się nie poddać. Długa droga przede mną. Ale przejdę ją. Nie poddam się w połowie. Dojdę do celu i utrzymam efekt. To tylko kwestia czasu. A czas i tak upłynie. Widocznie mój paskowy ślimak zmęczył się tym pędzęniem po pasku i musi chłopina odpocząć. No to odpoczywaj stary. Byle nie za długo😉
DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!!!
Więc bądźmy zwycięzcami. Każdego dnia walczmy i zwyciężajmy.
Niedziela. Godzina 6 rano. Wchodzę do salonu w stroju sportowym. Kot śpi na stole ( tak kot spędza czas na stole. Nie wychodzi z domu i myje się częściej i chętniej niż mój syn😅) No i siedzi i patrzy na mnie mniej więcej tak:
Chyba stwierdził,że potrzebuję wsparcia i dołączył do mnie.
Tu ćwiczymy z Billym Blanksem. Wybrałam trening z gumami. Rzeźnia.
Czy mi się wydaje czy on się ze mnie śmieje?
Po Billym 20 min pilatesu. Sierściuch nie próżnował.
Podczas deski położył się pode mną na plecach ( chyba życie mu niemiłe🤪) i ostrzył pazury na moim brzuchu. Chyba szukał mięśni. Szybko poszedł więc raczej nie znalazł albo życie przeleciało mu przed oczami kiedy zaczęłam się śmiać.
Po treningu kulturka.
I zadowolenie z treningu
Ja też byłam mega zadowolona i zmęczona. Zawsze miałam problem z piciem wody. Już nie mam.
Odkrycie nr 1.
Jak wypić 1,5 l wody w godzinę? Zacząć dzień z Billym Blanksem.
Poniedziałek.
Mąż odespał nockę i poszliśmy do parku z dzieciakami. Zaczęłam ,,biegać" z aplikacją Zacznij biegać. Cel nr 1 przebiec 20 min. Chłopaki karmili kaczki a ja z młodą w wózku zrobiłam swoje marszobiegi.
Potem i tak nabiegałam się jeszcze z synem w rodzinnych wyścigach. I opaska nabiła mi z milion kroków. Żartuję. Z całego dnia miałam 15 000. Z synem w wózku robiłam kilometry i zawsze się dziwiłam,że nie mogę dobić 8000 kroków. Z dwójką i zimą chodzę mniej i dalej ciężko było nabić te minimum. Z parku prowadziłam wózek i spojrzałam zajarana na opaskę. I okazało się,że z parku zrobiłam 30 kroków. Przez 10 min spaceru.
Odkrycie nr 2. Mi band 4 nie nabija kroków kiedy prowadzę wózek lub idę z synem za rękę.
Najpierw miałam 3 potem 4. Generalnie korzystam z opaski jakieś 3 lata i dopiero zakumałam,że ta mała franca nie liczy kroków kiedy nie macham ręką. Brawo ja🤷
Środa
Wczoraj zrobiłam bokserski trening z Billym. Myślę sobie no szału nie będzie. Nisko na nogach i ciągle jakieś ciosy. No ale codziennie nie muszę skakać jak głupia i raz można zrobić coś spokojniejszego.
Odkrycie nr 3 Mam mięśnie na przedramionach i w okolicy łopatek.
Jeeezuniu ja dziś mam problem z noszeniem dziecka. Serio boli mnie noszenie dziecka. Bolą mnie w rękach takie mięśnie o których nie miałam bladego pojęcia. Mam zajebiste zakwasy i kocham ten stan. To jest szok. Ja się chyba ostatnio walnęłam mocno w głowę i tego nie zarejestrowałam. Serio nowy rok, nowa ja💪😂💪
Wymyśliłam sobie,że 3 razy w tygodniu będzie Billy i 3 razy w tygodniu marszobiegi. I jeden dzień spokoju. Te biegi to przez pierwszy miesiąc tylko 20min. Dalej się zobaczy.
Post trzymam, jem ładnie, ale sobie pozwalam w granicach rozsądku i w porach posiłków. Piję jakby mi wody miało zabraknąć. Tylko to szczotkowanie i balsamowanie coś mi nie idzie. Za leniwa jestem. No nic postaram się i nad tym popracować.
Matko jedyna nie wiem jak to się stało,że tyle mnie tu nie było. Cały tydzień zleciał nie wiem kiedy. Nie straciłam czasu. Straciłam -1,3 kg i 5 cm w obwodach. Także jakoś leci.
Był to tydzień zabiegany. Młoda szczepienie, młoda bioderka, młoda chirurg. Wędzidełko podcięte. I zastanawiam się czy masować. Syn miał podcinane prawie 3 lata temu u tego samego lekarza i nie było mowy o masażach. A teraz zmieniły się wytyczne i masować kilka razy dziennie. Nie powiem,żeby masowanie pod językiem 4 miesięcznego dziecka było najłatwiejszym zadaniem.
Dietetycznie jest ok. Trzymam się moich 3 posiłków i okna żywieniowego. Kocham kiedy mój mąż jest w domu i serwuje mi śniadanka.
Aż się chce. Robi mi śniadanka przed popołudniowkami i jak ma na rano to o 4 robi mi śniadanko a ja wstaję na gotowe. I to takie ładne gotowe. Dosyć chwalenia się jak mam dobrze😁
Ćwiczeniowo mogłoby być lepiej,ale nie narzekam. Ile mogłam tyle zrobiłam. Jeden trening był z Pidzamersami. Kto ma dzieci ten wie🙉 Mój syn ma teraz fazę na tą bajkę. I chodzę z tymi figurkami a że najbardziej lubi Sowellę to gadam jej głosem. Niedługo zapomnę jak brzmi mój wlasny🙈 Łażę wszędzie z tą figurką i gadam. Plus taki,że jak mnie nie posłucha to Sowellę zawsze. Ja się muszę naprosić żeby umył zęby. A jak Sowella ma ochotę umyć z nim zęby to pierwszy jest w łazience. Ostatnio zachciało mu się ćwiczyć ze mną z Pidzamersami i tak zamiast machać ciężarkami machałam Kotboyem i Sowellą🤷 Czego się nie robi dla dzieci. Wcześniej byłam Maszą,później Marshallem. Chciałam być aktorką to teraz mam szansę się wykazać😂😂😂
Wczoraj w parku zrobiliśmy trening biegowy. Syn chciał się ścigać to włączyłam aplikację biegową i jazda. Biegałam z wózkiem z małą a synek ścigał się ze mną od ławki do ławki, od latarni do latarni, później byłam łobuzem a on policjantem, potem byłam piratem i tak się goniliśmy i świetnie bawiliśmy. A matka przy okazji zrobiła trening. Dla Was pewnie to mało, ale z moją wagą nie biegam jak rakieta. Mój super szybki syn daje więc radę.
I tak dzień za dniem ucieka. Jestem coraz lżejsza. Jeszcze tylko 29 kg😂 Wiem,że ogrom. I co z tego? Czas i tak płynie. I albo upłynie a ja będę wciąż gruba, albo grubsza albo chudsza. Wybór jest oczywisty.
Wierzę w swój sukces. Ba. Ja jestem pewna,że go osiągnę. Prędzej czy później ,ale osiągnę. I powiem Wam więcej. Ja ten sukces utrzymam. Bo odchudzam się po raz ostatni.
Rozmawiam przez telefon z mamą. Obok siedzi mój prawie już 3 latek. Mówię,że muszę jeszcze dziś poćwiczyć. I słyszę:
-Mamo ćwiczymy
-Chcesz ćwiczyć?
-Taaaak.
-Murzyn czy dziewczyny? (dziewczyny to zumba. Murzyn wiadomka😁).
-Muuuurzyn. - i już jest przy pufie i wyciąga ciężarki.
-Jestem gotowy. No dalej mami.
Genów nie oszukasz😁 Pierworodny też lubi Billego😂😂😂 Ciężarki nie były nam potrzebne, bo znalazłam świetne ćwiczenia z dziećmi. Kocham Billego😍 Po ,,spokojnym'' krześle to było jak balsam dla moich zakwasów. Dla dzieci był nieco łaskawszy niż dla krzesła. Ale tylko nieco, bo robił to co z dorosłymi tylko wolniej i mniej powtórzeń. Dzieci dawały czadu. Mój młody trochę poskakał, pośmialiśmy się,więc przyjemne z pożytecznym.
Po Billym po latach wyjęłam mój gymstick. Kupiony zresztą dla niego, ale po tylu latach nie mogę już znaleźć tego filmiku, w którym go używał. Włączyłam więc coś innego. Sam gymstick mega polecam. Naprawdę czułam mięśnie. Świetna sprawa. Będę korzystać częściej ale muszę znaleźć jakiegoś bardziej energicznego trenera. Wzięłam pierwsze z brzegu i laska taka bez życia. Dużo i monotonnie gadała. Powiało nudą, ale 30 min zrobiłam. Ja to muszę mieć ogień, moc i power. Muszę zdychać i cieszyć się ,że zdycham. Dlatego niezmiennie i love Billy 😍😍😍 Łącznie 70 min ćwiczeń. Zakładane w styczniu 30 min to za mało. Chcę więcej. Dlatego co drugi dzień minimum godzina.
PIĄTEK, PIĄTECZEK, PIĄTUNIO WŁAŹ NA WAGĘ LALUNIO
No to wlazłam. No i zlazłam zadowolona. -1,4 kg i -10 cm. Po miesiącu -9,6 kg i -37 cm.
Szok i niedowierzanie. Jeszcze tylko 30kg😂😂😂
Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Jem 3 zdrowe,zbilansowane posiłki. Nie myślę o jedzeniu, nie chodzę głodna. Nie ważę, nie świruję. Po raz pierwszy odchudzanie nie zdominowało mojego życia. Ono po prostu jest a ja nawet nie czuje,że jest.
Jest moc. Za rok (a może wcześniej) o tej porze będę zadowoloną ze swojego wyglądu wersją siebie. Chudszą i zdrowszą wersją siebie. Idę po więcej a Wy razem ze mną.
Rozmawiam przez telefon z mamą. Obok siedzi mój prawie już 3 latek. Mówię,że muszę jeszcze dziś poćwiczyć. I słyszę:
-Mamo ćwiczymy -Chcesz ćwiczyć? -Taaaak. -Murzyn czy dziewczyny? (dziewczyny to zumba. Murzyn wiadomka😁). -Muuuurzyn. - i już jest przy pufie i wyciąga ciężarki -Jestem gotowy. No dalej mami.
Genów nie oszukasz😁 Pierworodny też lubi Billego😂😂😂 Ciężarki nie były nam potrzebne, bo znalazłam świetne ćwiczenia z dziećmi. Kocham Billego😍 Po ,,spokojnym'' krześle to było jak balsam dla moich zakwasów. Dla dzieci był nieco łaskawszy niż dla krzesła. Ale tylko nieco, bo robił to co z dorosłymi tylko wolniej i mniej powtórzeń. Dzieci dawały czadu. Mój młody trochę poskakał, pośmialiśmy się,więc przyjemne z pożytecznym.
Po Billym po latach wyjęłam mój gymstick. Kupiony zresztą dla niego, ale po tylu latach nie mogę już znaleźć tego filmiku, w którym go używał. Włączyłam więc coś innego. Sam gymstick mega polecam. Naprawdę czułam mięśnie. Świetna sprawa. Będę korzystać częściej ale muszę znaleźć jakiegoś bardziej energicznego trenera. Wzięłam pierwsze z brzegu i laska taka bez życia. Dużo i monotonnie gadała. Powiało nudą, ale 30 min zrobiłam. Ja to muszę mieć ogień, moc i power. Muszę zdychać i cieszyć się ,że zdycham. Dlatego niezmiennie i love Billy 😍😍😍 Łącznie 70 min ćwiczeń. Zakładane w styczniu 30 min to za mało. Chcę więcej. Dlatego co drugi dzień minimum godzina.
PIĄTEK, PIĄTECZEK, PIĄTUNIO WŁAŹ NA WAGĘ LALUNIO
No to wlazłam. No i zlazłam zadowolona. -1,4 kg i -10 cm. Po miesiącu -9,6 kg i -37 cm.
Szok i niedowierzanie. Jeszcze tylko 30kg😂😂😂
Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Jem 3 zdrowe,zbilansowane posiłki. Nie myślę o jedzeniu, nie chodzę głodna. Nie ważę, nie świruję. Po raz pierwszy odchudzanie nie zdominowało mojego życia. Ono po prostu jest a ja nawet nie czuje,że jest.
Jest moc. Za rok o tej porze będę zadowoloną ze swojego wyglądu wersją siebie. Chudszą i zdrowszą wersją siebie. Idę po więcej a Wy razem ze mną.
No to tak się właśnie dziś czułam po ćwiczeniach. Przeglądałam dziś filmiki z ćwiczeniami na youtubie( gdyby od tego dało się schudnąć to mój ślimak już dziś byłby na mecie😁) i trafiłam na ćwiczenia mojego Billego z krzesłem. Myślę sobie no idealnie po chorobie się nie przemęczę, posiedzę pofikam nóżkami na spokojnie. Znam jego ćwiczenia i temperament i sama nie mogę uwierzyć w swą naiwność. Spokojne to tam było tylko krzesło. Po 10 minutach pot lał się strumieniami. Po 20 moje mięśnie nóg krzyczały DAJ JUŻ SPOKÓJ. Nie dałam. Nie poddałam się. Przetrwałam 30 min. Tylko 30 albo aż 30.
No to sobie wybrałam lajcik. Ale dałam radę. W trosce o krzesło odpuściłam ćwiczenie z wchodzeniem na krzesło. Spróbuję za jakieś 30 kg. Po tym zrobiłam jeszcze 15 min z 8 kg kettlebellem. Fajna sprawa. I tak z planowanych 30 min było 45. Ciężko ale warto było.
Chciałabym, chciała. Nie ma tak łatwo. Ale będzie łatwiej. Dupka będzie się zmniejszać, mięśnie wzmacniać i ćwiczenia będą szły sprawniej. Chociaż i tak jestem z siebie dumna. Powiem nieskromnie,że jak na moje gabaryty idzie bardzo dobrze. Moje mięśnie gdzieś tam jednak są pod tym tłuszczem. Także jak wytopię słoninę to będzie super.
Dietowo jest naprawdę dobrze. Nie czuję,że się odchudzam. Służy mi post przerywany i 3 posiłki. Wodę też grzecznie piję. Muszę popracować nad szczotkowaniem,bo tu jestem mało regularna.
JEST JUŻ LUTY. WKŁADAMY SPORTOWE BUTY. ĆWICZENIA USKUTECZNIAMY I NA LATO FAJNE TYŁKI MAMY.
Nie było mnie ponad tydzień. Przerąbany tydzień. Dietowo jest ok. Natomiast ilość wykonanych ćwiczeń 0. Słownie zero. Nie dość,że rozłożyło mnie choróbsko to jeszcze okres i jakby tego było mało to jeszcze córcia mi się popsuła. Przy pierwszym dziecku myślałam,że takie dzieci co jedzą i śpią istnieją tylko w bajkach albo opowieściach znajomych,którzy chcą podnieść Ci ciśnienie. Otóż nie. Potwierdzam. Moja córcia je i śpi. W wieku 3 miesięcy dowiedziałam się,że potrafi płakać a nawet drzeć się na całe osiedle i budzić po nocach starszego brata. Jeść dalej je,ale ze spaniem coś się skiepściło. Albo ma skok rozwojowy albo problemy z brzuchem albo zęby (ślini się jak buldog i wszystko wkłada do buzi) albo wszystko razem. W każdym razie przypomniała mi jak to było z jej bratem. Dobrze,że to tylko tydzień. Jej brat był przyspawany do cycka i żył w trybie czuwania dobre 4 miesiące, więc nie mam co narzekać. Taka kumulacja mi się trafiła. Także same rozumiecie,że w tym tygodniu ostatnie o czym myślałam to ćwiczenia. Nie żebym się tłumaczyła 😁 Dziś z córką lepiej, że mną trochę też.
Piątek, piąteczek, piatunio.
Waga dalej nie potrzebuje liczb, ale po tygodniu jest mnie mniej o 2,3 kg i 8 cm.
Od 9.01 jest mnie mniej o 8,2 kg i 26 cm. Wygląda imponująco, ale nie jest. Przy tak dużym dupsku niewiele widać. Twarz mi zeszczuplała i płaszcz kupiony na pierwszą ciążę a noszony 4 lata🙈 zrobił się luźniejszy. Zamiast wziąć się do roboty zaraz po pierwszym dziecku to nie wiem na co czekałam. Nie mogę się odchudzać, nie mam czasu,bo dziecko. Teraz mam dwoje i daję radę.
CHCIEĆ TO MÓC.
Jest tak a będzie tylko lepiej.Nie myślcie,że się nie cieszę. Ja się bardzo cieszę,ale widzę różnicę w moim podejściu. Kiedy startowałam z wagi 96kg i chudłam średnio 1 kg na tydzień to srałam ze szczęścia pod siebie a gdy spadało mniej jak 0,5 kg to nie powiem czułam lekkie rozczarowanie. A teraz startując ze 114 kg myślę sobie po prostu spadaj wago. Z każdym tygodniem pokazuj mniej. Nie ważne ile mniej. Po prostu mniej. I wchodząc na wagę i widząc te cyferki myślę sobie: " No zdechnie mi ten ślimak na pasku. Zajadę go w takim tempie." Ale niech zasuwa. W końcu to Turbo ślimak 😁 Wiem,że teraz spada szybciej, bo ze mnie kategoria bardzo ciężka, ale myślę, że post przerywany podkręca efekty. Zobaczymy co będzie dalej. Byle do przodu i byle mniej. Mam czas.
Plany i marzenia
Jeśli kaszel pozwoli to jutro planuję poromansować z Billym. Mój wewnętrzny leniwiec chyba się wyprowadził, bo tęskno mi do ćwiczeń. Dziwna sprawa. Chyba pierwszy raz sprawdzi mi się hasło NOWY ROK NOWA JA😂😂😂
Jak się nie uda jutro poćwiczyć to trudno. Nie jestem już zafiksowana na odchudzanie tak jak kiedyś. To już nie jest cel mojego życia. To jest dodatek do mojego życia, który ma stać się moim życiem. Moim sposobem na życie. Nie chcę kolejnego efektu jojo. Pierwszy raz nie czuje,że muszę. Pierwszy raz nie czuję, że się odchudzam. Nie traktuję już każdego potknięcia ,każdej czekoladki jak porażki. W tym tygodniu zjadłam garść chipsów. Co za radość, garść a nie całą paczkę. Uczenie się umiaru jest aktualnie moim największym powodem do dumy. Zjadłam tyle ile chciałam a nie tyle,żeby zobaczyć dno i stwierdzić,że w sumie mało to może jeszcze coś słodkiego.
Każdy musi znaleźć swój sposób na odchudzanie. Jeden będzie wszystko ważył, drugi wyrzeknie się wszystkiego co możliwe, trzeci zastosuje post przerywany a czwarty jeszcze coś innego. Ważne, żeby to nie była katorga i chwilowy zryw. Jeśli dieta przestanie być dietą stanie się przyjemnością. Szukajcie swojej drogi do schudnięcia. Tylko niech to będzie zdrowa i przyjemna droga. Ja już chyba znalazłam. Długo szukałam i popełniłam mnóstwo błędów, ale wyciągnęłam wnioski i wierzę,że za parę miesięcy napiszę Wam: Tak to była moja droga. Patrzcie na efekt. I czekam na Wasze efekty.
Moje drogie króliczki i zające ( co by panowie w razie w nie byli urażeni) bardzo dziękuję za odzew po wczorajszym wpisie. Do tego wpisu sprowokowała mnie urocza świnka stojąca na wadze, która była w jajku niespodziance mojego syna. Wpis miał być humorystyczny. Mam ogromny dystans do siebie i pewnie dla niektórych specyficzne poczucie humoru. Taka jestem😁 Uwierzcie nie siedzę w kącie i nie płaczę,że wyglądam jak świnia.
CYFERKI NA WADZE NIGDY NIE DEFINIOWAŁY TEGO JAKIM JESTEM CZŁOWIEKIEM.
I definiować nigdy nie będą. Zbyt często się zmieniają😜 Naprawdę znam poczucie swojej wartości. To,że ważę więcej nie zmienia mojego środka. Zmienia tylko moja szafę. Mam ubrania od 38- 50🤣 Lumpeks bym mogła otworzyć. Czy w rozmiarze L jestem lepsza niż w rozmiarze XXL? Nie, wciąż jestem tą samą osobą. Tyle,że dużo wiekszą. Człowiek ma w sobie tyle wartości ile sam widzi. To nie czasy i aktualne trendy decydują o naszej wartości,ale my sami. Trendy się zmieniają. Za czasów Rubensa byłabym gwiazdą. W dzisiejszych czasach podobno miałabym branie w Ugandzie🤣🤣🤣 Ale nie o to chodzi,żeby dopasowywać się do czasów,ale żeby dopasować się do siebie. Czuć się dobrze że sobą, znać swoją wartość. I uwierzcie liczba kilogramów nie ma tu absolutnie nic do rzeczy. One raz są, raz ich pewnie nie ma. A my jesteśmy,trwamy i żyjemy tu i teraz. To jest nasz czas, który szybko płynie. Nie traćmy go na dołowanie się i obniżanie własnej wartości. Żyjcie tu i teraz. Takie jakie jesteście. Zmarnowanego czasu nie cofniecie. A nad wyglądem zawsze można pracować. W każdej postaci jesteście wyjątkowe i jedyne. W środku zawsze siedzi ta sama osoba, która może z dumą i radością kroczyć przez życie bez względu na cyferki na wadze.
Wczoraj przeczytałam swój pamiętnik. Zobaczyłam jak bardzo dojrzałam i zmieniłam podejście do odchudzania. Wiecie co napisałam pod tym zdjęciem w 2013 roku? Taką się widzę i taka będę. Nie ma lepszego motywatora jak wyobraźnia. A gówno prawda dziewczynko sprzed lat. Co Ci po tej wyobraźni? Tak sobie nawyobrazalas,że znów tu jesteś. Nie wyobrażaj sobie jaka będziesz. Tylko ciesz się tym jaka jesteś. Po co tracić czas na marzenie jaka będziesz za miesiąc,za rok. Nie myśl nawet jaka będziesz jutro. Jutra może nie być. Ciesz się swoim dziś. Nawet jeśli uważasz,że masz tłusty tyłek albo faktycznie go masz to ciesz się dziś swoim życiem z tłustym tyłkiem. A jeśli chcesz to zrób dziś dla siebie coś,żeby go zmniejszyć. I każdego dnia rób coś dla siebie,żeby schudnąć i czuć się dobrze ze sobą. Ale nie przestawaj cieszyć się swoim dziś. Nie mów i nie myśl jak schudnę to zacznę żyć, jak schudnę to zacznę wychodzić do ludzi, jak schudnę to zacznę chodzić na basen, jak schudnę to już nie będzie wstyd. Nie Ty powinnaś się wstydzić ale ludzie,którzy Cię oceniają. Zamknij na nich oczy. Niech dla Ciebie nie istnieją. Istniejesz Ty i Twoje dziś. Zdecyduj jak będzie wyglądało.
I nie myślcie,że jestem taką super, kocham siebie i promuje otyłość. Jestem kobietą i wkurzają mnie fałdy i gigantyczny brzuch, ale on sam się nie zrobił. Ja na niego zapracowałam. Dziś patrząc w lustro nie szukam chudej siebie. Patrzę na siebie i widzę siebie. Widzę swoje fałdki i niedoskonałości, widzę grube uda i ogromny brzuch. I co z tego? Jestem gorsza? Nigdy w życiu. Patrzę na siebie i uśmiecham się do siebie takiej jaką jestem dziś. Bo jutra może nie być. Ale zrobię dziś coś dla siebie,żeby czuć się lepiej gdyby jutro miało nadejść. Nie chowam się po kątach. Ubieram się i idę przez życie z podniesioną głową. Głową, która bardzo dojrzała.
Moje podejście do odchudzania kiedyś. Muszę schudnąć do wesela brata. Muszę schudnąć do studniówki, muszę schudnąć do chrzcin chrześniaka, muszę schudnąć i zrobię to za wszelką cenę. Zrezygnuję ze wszystkiego i schudnę.
Nie. Ja nic nie muszę. Ja chcę. Ja chcę tego dla siebie, bo mimo,że jestem fajną ponad stukilowa babką to lepiej czuje się z mniejszą fajną babką. Więc każdego dziś będę robić coś by zmniejszyć swój rozmiar. Ale każdego dziś będę się cieszyć patrząc w lustro, bo wciąż jestem fajną babką. Co z tego,że z otyłością,ale dalej fajną. Mój umysł nie przytył, moja dusza nie przytyła. Przytyła tylko moja dupa, która mimo,że duża nie przesłoni mi patrzenia na siebie. Nie zgniecie mojego poczucia własnej wartości.
I wiecie co jeszcze się zmieniło? Nie będę już sobie wszystkiego odmawiać. Nie będę siedzieć na imprezach przy liściu sałaty i szklance wody. Nie będę odmawiać sobie jedzenia w święta. Jak będę miała ochotę na cukierka to zjem cukierka a nawet dwa,ale już nie 22. Ja nie muszę zachować umiaru. Ja chcę go zachować. Chcę,żeby tak wyglądało każde moje dziś. Pamiętajcie,że dziś jest tylko dziś. A jak jutro będzie dziś to niech jest równie dobre jak dziś. Amen😘
Dziś syn miał w jaju taką oto cudną świnkę. Śmiałam się jak głupia.
Przypadek? Nie sądzę🤣🤣🤣 Gdybym się jeszcze nie odchudzała to dziś z pewnością bym zaczęła 😁
Żeby było śmieszniej piątek to mój dzień ważenia. Przypadek? Nie sądzę 🤣🤣🤣 Najśmieszniejsze jest to,że jak przed dietą wchodziłam na wagę to miałam minę jak ta świnia. No mogłaby być zrobiona na moje podobieństwo 1:1🤣 A odkąd się odchudzam liczby dalej kolosalne a papa się cieszy. No jaja.
To,że spasłam się jak świnia wiem od dawna. Ale dziś włączył mi się optymizm. Myślałam,że waga się popsuła. I nie dlatego,że pokazała za dużo. Jeszcze długo, długo będzie pokazywała za dużo. Pokazała zbyt duży spadek. Tak wiem, powinnam się cieszyć i bardzo się cieszę,ale też boję,że to za dużo. Pewnie to zasługa postu przerywanego. Zobaczymy jak będzie dalej. To moje drugie podejście do IF. Pierwsze było bardzo błędne. Skoro w oknie żywieniowym można jeść wszystko to jadłam wszystko i dużo,bo trzeba się najeść na zapas. Przecież można. Jak się domyślacie kiepski pomysł. Dobrze,że szybko zrezygnowałam. Drugie podejście jest mądre i zdrowe. 3 zbilansowane posiłki o mniej więcej stałych porach. I tak oto po tygodniu jest mnie mniej o 3,5 kg i -12 cm w obwodach. Od 9.01. jest mnie mniej o 5,9 kg i 20 cm. Sama jestem w szoku. Fakt,że jestem bardzo otyła,więc pewnie też idzie to szybciej. Przynajmniej na początku. Dalej wyglądam jak wieprz,ale szczęśliwy i dumny z siebie wieprz🤩
Jedzeniowo superowo. Dziś dzień bez ćwiczeń. A jutro rano mój Billy da mi wycisk😍😍😍
Żeby mieć figurę laseczki trzeba zgubić brzuszek świneczki.