Zabawne jest ze przez 2 lata pracy moj szef probowal wsadzic palucha w cokolwiek co robie i szukac dziury w calym - bo rzadko mogl sie przyczepic do czegokolwiek. Kradl pienidze z kasy a potem palil glupa, kradl napiwki, darl sie ze jak sie nie podoba to wynocha bo on ma tlumy chetnych na ta robote ... - slowem gnojek. A jak przychodzi co do czego i daje oficjalne - bo wczesniej tylko ustne - wypowiedzenie to na twarzy szok i ze mam to przemyslec bo on chce zebym zostala. Czyzby cos do tego zakutego lba dotarlo W KONCU? 2 tygodnie cyrku na starych smieciach i moze potem bedzie normalnie na nowych;) ( data otwarcia jest troche flexi)
Srednia z dnia to teraz 20 000 krokow. Piekna pogoda sprzyja. Gdzie ten deszcz pytam?
V moze wraca 1 lipca. Wiec jeszcze 4 tygodnie samotnosci. Co zrobic. Czas leci tak czy siak.
Waga stoi. Chyba dobrze ze nie rosnie bo na aerobiki nie mam dalej sily.
Powrot do pracy przyplacilam wielkim bolem zoladka z nerwow i bolem stop.Zebym sie nie ruszala, lezala na kanapie w skarpetach calymi dniami to bym rozumiala czemu bola mnie palce u stop gdy musze chodzic w pracy. W butach. Nie za ciasnych, nie twardych - z amortyzacja. Tak wiec ciesza mnie 2 dni wolnego pod rzad - nogi na kanapie poleza to moze przestana bolec.
Piekna pogoda ( ok 22 stopni) nakreca gastronomie jak malpy w cyrku. Kolejki w drzwiach, koktaje i strasznie dlugi czas oczekiwania na zarcie - moja codziennosc. ZNOWU. Ehh. Wypowiedzenie juz dalam wiec teoretycznie jeszcze tydzien w tym malpim gaju i moge isc do nowej pracy. Jesli w koncu potwierdza kiedy otwieraja. Moze jutro na spotkaniu cos sie wyjasni.
Nowa dieta to pusta lodowka. Bo w srodku tylko mleko, pomidory, jajka i serek wiejski. W domu jem tylko sniadania. Obiad i kolacje w pracy. Wiec trudno oszacowac ile to ma kcal.. ale mysle ze na zero kcal wychodze przy takiej ilosci krokow ( wcz 18000)
tymczasem nic nie cwicze bo raz ze praca mnie wykancza i fizycznie i jak na ta chwile psychicznie ( jestem tam jedyna biala) a dwa ze okres. Wiec marzeniem jest polezec na kanapie co zaraz uczynie. Sprzatanie moze poczekac;)
Firma wymieniajaca okna w mojej kamienicy po raz kolejny ma obsuwe w czasie.. kolejny tydzien w plecy.
Jutro jest konferencja, wyglada na to ze od 1 czerwca ruszy gastro. Na ulicach szykuja sie juz do otwarcia - mycie okien, rozkladanie parasoli etc. Wiec fakt ze przyjda robic okna na jak bede pracowac do wieczora a musze wstac przed 7 (od 7 pracuja) i potem isc do pracy jest tak troche z dupy. A nie bede brac wolnego bo moze znowu im sie cos obsunie i sie nie pojawia...brrr...
Testy ktore kupilam zaczelam robic. Idzie calkiem spoko. Tzn bledy robie ale nie tyle wybierajac odp do tekstu czy ze sluchu co w cwiczeniach gdzie trzeba wstawic slowa w luki. Slowa ale i tez przyimki. I to juz idzie pod gore. Niektore pykne raz z dwa i daje to 96% ( czyli jeden blad na text) a inne 45% zaledwie... cierpliwosc.. taaa.
Dzis skusilam sie na veganskie parowki wiedenskie. Gdyby nie fakt ze w dotyku byly bleeee to w smaku OK. Do hotdoga idealne.
zaraz zaczynam ogarniac chate a potem jeszcze nie wiem co.... zobaczymy. Mialam sie spotkac w kumpela ale wpierw odwolala a potem na moja propozycje nie odpisala.. wiec zamiast czekac, poszukam recznikow papierowych i sciery i polatam troche..
W indiach dalej szaleje pandemia. Dane podawane do publicznej wiadomosci maja sie nijak do stanu faktycznego - w stanie Bihar oficjalnie zmaralo 6 osob. A samych hindusow 789. A przeciez sa tam tez muzulmanie i chrzescijanie .... Takze skala zaklamania jest olbrzymia. Do tego doszedl black fungus czyli czarny grzyb, ktory zabija infekcja oslabiony pocovidowy organizm.
Z prob zmotywowania sie do progresu z norweskim dzis kupilam testy przygotowujace do egzaminu. Jest ich 500 i mam zabawe na 3 miesiace. Nie planuje wpychac sie na egzamin wkrotce, ale poki nie pojde do pracy to kilka testow na dzien moge z nudow zrobic. Trzeba sie oswoic z tematem.
Korzystajac z przeblysku na niebie - wpadl 10km spacer.
Bardzo lubie ten park! Poz tym jest ogromny i zadbany - znajduje sie 4.5 km od domu..wiec akurat by nabic kroki. Zawsze gdy tam ide mijam stare mieszkanie - i zawsze ale to zawsze robi mi sie cholernie przykro ze juz tam nie mieszkam.
Poza tym - jak to przed okresem - emocje szaleja.. chec na zarcie tez. Moglabym jesc i jesc bez konca.. no ale jakos musze te zachcianki opanowac. Woda juz sie zatrzymala i 1.5kg z dnia na dzien na wadze wiecej..to nie cieszy.
chodzi mi po glowie wycieczka pociagiem do drammen .. ale jutro na bank bedzie tam masa ludzi.. wiec moze lepiej w tygodniu .. wpierw zobacze ile ta przyjemnosc jazdy kosztuje..
Zaczynam lapac sie na tym ze jesli wczesniej wstaje, dni zaczynaja mi sie dluzyc. Ciesze sie jak nie pada, kiedy mozna wyjsc z domu. Ale. Od wylotu V mijaja juz 3 tydz i zaczynam to odczuwac. Ucieczka w prace byla rozwiazaniem ale COVID. Znajome ( w UK i PL) wrocily juz do pracy, plus maja male dzieci - sila rzeczy ich czas wolny skurczyl sie niesamowicie. Moj jest taki sam.
Z akcji czyszczenie lodowki polecaja sie wege klopsy, veggie pulled pork burgery i fishfingers wrap. Smacznie, tanio, i wcale nie niezdrowo. Z apetytem wbite w fitatu. Choc dla jednej osoby, ktora nie znosi jesc tego samego - gotowanie jest niejako wyzwaniem i przyjemnoscia w jednym;)
17 maja jest tu dniem konstytucji. A wiec wszystko pozamykane. Norwedzy (przed covidem) ubierali sie w tradycjne stroje, jedli hot dogi i lody i machali flagami przy procesji.. a potem otwierali szampana czy wino... i hulaj dusza piekla nie ma. Wszyscy zadowoleni, rozesmiani i poniekad pijani - mlodsi bardziej niz starsi. W tym roku ( znowu) zabawy brak, zgromadzen brak. Ale alkohol sie sprzedaje. Jak woda z kranu. Spedzilam dzis w kolejce... uwaga 1h20min!
od drzwi sklepu dzielilo mnie jakies 200m. Masakra. No ale winko na weekend kupione..wiec jeszcze ogarniecie chaty i moge zaczynac "swietowanie" ;)
W zwiazku z przelamaniem fatalnej prognozy - ruszylam z domu. Bylo warto! Absolutnie. Dzis dzien wolny ustawowo - o czym dowiedzialam sie dopiero jak przechodzilam kolo sklepu. Wiec ludzi w miescie mniej ale juz w parku zatrzesienie..
Wiosna pelna para i 19 stopni. Pewnie zaraz lunie ale trzymajmy kciuki bym zdazyla wrocic do domu.. spowrotem bedzie z gorki wiec powinno pojsc szybciej..
W koncu nadchodzi wielkimi krokami jakas zmiana w przeciagu roku i wyglada na to ze zaczynam nowa prace. Co do dnia kiedy dokladnie to niewiada moze juz 28.05 - ale jakby nie patrzec jest to juz blizej niz dalej. Spotkanie zapoznawcze zaliczone. I stres z tym zwiazany tez. Nie znosze poznawac nowych ludzi. Plus taki ze tu nikt nikogo nie zna.. Taaa..
Pogoda pod psem. Doslownie pod psia lapa.
Jaki nastroj taka pogoda. Leje caly czas. Z nudow otwieram okno i slucham jak deszcz puka w szyby.. gdzie to lato? No gdzie? I co z tego ze jest 11 stopni jak czlowiek wlasciwie uziemiony caly dzien w 4 scianach - tu przydaje sie zamrazalnik w ktorym mieszka kilka obiadow.
Po tygodniu ciezkim psychicznie gdzie chodzilam tylko na 10km spacery, wrocilam do nauki jezyka, cwiczen i przestrzegania michy. Wszystko siedzi w glowie! Chce do konca tyg przesunac pasek w ta dobra strone.
Norwegia ma cos co mozna by nazwac dniem spolecznym. Tzn dugnad robia np.w przedszkolu gdzie rodzice musza przyjsc i np odmalowac plot czy pograbic...jesli nie trzeba za kazda niewypracowana spolecznie godzine zaplacic. Taki tez dzien dzis - jak sie okazalo - zarzadzila moja wspolnota. I dowiedzialam sie o tym przypadkiem od wlasciciela mieszkania sms, ze jesli mam rower na podworzu tu jutro jesli go nie schowam lub jakos nie oznacze lub odznacze z ich oznakowan, to mi go wywala. No zesz ty!! Zamiast informacje napisac i nakleic na drzwi wejsciowe czy na klatke czy gdziekolwiek..... wrrr.. na szczescie sie dowiedzialam na czas i rower stoi w mieszkaniu. Zagraca jak cholera ale co zrobic. Przez okno ok 19 zauwazylam ze jacys sasiedzi sie zebrali i cos tam wala mlotkiem, sprzataja... ja mieszkanie wynajmuje wiec kij im w oko. Jes ciec ktory na etacie sprzata, grabi etc.
Dzis tak padalo ze deszcz tlukl o rusztowanie i okna.. nie wyspalam sie. Plus stres w zwiazku z nowa praca. Na szczescie 1 wrazenie nie bylo najgorsze. Potem sie okaze;) czas nadrobic nocke - snem ksiezniczki bez ziarna grochu.
Probuje czyscic lodowke z zarcia. Bo po pierwsze w tym miesiacu z kasa bedzie bardzo krucho, a po drugie mix wszystkiego w salatce smakuje jakos tak smacznie:)
Ale z drugiej strony jak trafiam na promocje zarcia w markecie, no to biore. Dziele, mroze. Takie oszczedzanie jednak wydajac. Ale jesli moge kupic lososia wedzonego na zimno za 20% ceny czy nuggetsy ( juz wczesnien probowalam) z lososia ktore rozplywaja sie w ustach...albo ser brie tanszy o 40% no to od ust sobie nie odejme.. a jesc cos trzeba..tym bardziej ze nie jem miesa wiec jakos to sie wyrownuje..
Sklepy w Oslo od dzis otwarte. Na pewno beda tam walic tlumy - gdybym miala kase tez bym cos kupila. No ale nie mam wiec bede omijac poki sie da. O knajpach zdecyduja 20.05 wiec moze w koncu wracam do pracy czy raczej zaczynam nowa..
Nie pisalam troche bo to jest kiepski czas. Wiele lez wylanych, obaw jak to bedzie i co dalej .. matka mojego V dostala udaru. Szpitale, 4 szpitale odmowily przyjecia bo jak sie okazalo jak juz zgodzili sie zobaczyc pacjentke to miala pozytywny test covid. Jakims cudem po calej nocy jezdzenia karetka udalo sie ja wpakowac do szpitala gdzie jeszcze bylo miejsce dla covidowcow. Ale nie bylo tlenu. Sytuacja w indiach jest tragiczna pod tym wzgledem. Rodzina V zalatwila karnistry i przywozil kierowca dostawe..
Wczoraj matka zmarla. Moja niedoszla tesciowa. Tak cholernie mi przykro. V byl z matka bardzo zwiazany i szczerze mowiac nie wiem jak to dalej bedzie.
Samoloty z indii maja zakaz ladowania w wielu krajach. Wiec kiedy wroci.. ? Zawsze powtarzal ze chce spedzic ile sie da czasu z rodzicami. A teraz? Czy mu sie nie odwidzi powrot? Milosc miloscia, ale ..
Jestem strasznie zmeczona. On sie nie odzywa. Nie odpisuje. Rozumiem ze potrzebuje czasu i mu go daje..
Nie chce mi sie robic nic. Ani jesc ani cwiczyc. Tylko leze i mysle. I doslownie jestem tym mysleniem zmeczona.
Po zrywie ruszenia tylka ostatnie kilka tyg, od wt nie zrobilam nic. W pon wyjezdzilam rowerem i wychodzilam 30km wiec uznalalam ze 2 dni odpoczynku sie naleza. Nadszedl tez okres. I umieralam. Wczoraj juz spacer 8km zaliczony a dzis moze cwiczenia.
Przeprowadzka na sierpien zaplanowana. Nie moge sie doczekac. Male, jasne, cieple. Jest to mieszkanie nieumeblowane. Polowanie na meble rozpoczete. Wiec nie ma czasu na nudy. Dzis zalatwiamy lozko i materac. Mam nadzieje. Bo dogadanie sie tu z ludzmi to jakas zagadka wyzszego stopnia. Zeby lozko do vana weszlo trzeba je rozkrecic - dla nas jest to naturalne dla kierowcy tez - dla babki ktora sie go pozbywa juz nie. Kierowca z kolei nie odpisywal czy jest zainteresowany robota czy nie przez 2 dni.. jak z takimi ludzmi rozmawiac? No ale dzis ma w koncu ta akcja transportowa dojsc do skutku. Lozko w czesciach wyladuje w piwnicy a materac wrzucimy nad drzwi na lozko ktorego i tak nie uzywamy.
Restrykcje chyba dalej przedluza. Niby mniej zachorowan ale czy nagle otwarcie nie przywroci znowu 1100 zachorowan dziennie? Konferencja za tydzien.
Waga, mimo przedokresowego pozerania slodkiego ze slonym, nie wzrosla a nawet ciut spadla. To by znaczylo ze w 4 tyg ubylo ponad 4kg a od momentu krytycznego prawie 7kg.
Zobaczenie 90kg na wadze bylo takim szokiem ze do dzis mysle sobie ale jak to sie stalo. Leniwa dupa byla to sie stalo. Teraz nie jest super ale duzoo lepiej. I w glowie i w lustrze i na wadze;)