Dietowanie jakos idzie.
V twierdzi ze moje porcje na talerzu sa mniejsze niz wczesniej z czym po czesci sie zgadzam, ale z drugiej strony dokladam sobie porcje salatki zamiast placka czy ryzu wiec objetosciowo to wychodzi nawet na wiecej a w kalorycznych ryzach staram sie trzymac - na przekaski serwuje arbuza czy lody - wiec na koniec dnia ani nie jestem smutna bo czegos sie zjadlam ani przezarta bo zjadlam za duzo.
Cwiczenia.
Ida dobrze. Po wczorajszym niby prostym treningu na brzuch ( na stojaco) z Agata, mam takie zakwasy w brzuchu i boczkach, ze przypomnialo mi to o istnieniu pewnych miesni. Do tego rower (14km) i spacer dolozony (1h). Czekam na okres wiec pewnie waga w tym tygodniu nie bedzie laskawa - doslownoe czuje jak z kazda godzina przybieram z powietrza a zadza mordu rosnie z minuty na minute :D
Wyczyny w kuchni ida zaskakujaco dobrze i staram sie bysmy nie jedli tego samego 2 dni - bo nie znosze. Na podbicie bialka ostatnio zaserwowalam tofu. Wyszlo przepyszne! V lubi curry z czerwonej fasoli ja tak srednio - wiec sobie zrobilam burito. Veggie burgery tez byly zacne. Jemu na sniadanie oatsmeal owocami i orzechami, sobie omlet z krewetkami.Kreatywnosc to podstawa;)