Budzę się rano (a raczej T. budzi mnie wspinaczką po mnie) - super pogoda, może jeszcze o 7 słonka nie było ale już było ciepło. Zrobiłam Małej mleko i ogólnie pobawiłam się z nią, tak, żeby niezbyt hałasowała i czekałam do 10, wolałam, żeby K. się wyspał. Gdy wstał było całkiem ok gorączki nie było, czuł się lepiej, zjadł normalnie śniadanie decyzja - jedziemy na działkę. Ogólnie słonko świeci, Mała w szale poznawania nowego miejsca, na obiad grill, potem ciasto, przed 20 byliśmy w domu. Ogólnie K. czul się całkiem ok, oprócz tego, ze trochę dawały mu się we znaki przypadłości żołądkowe, niby jakieś mdłości, ale bez efektów. Po powrocie dochodzi godzina 21 i K. znów jak betka! Znów 37,5 gorączka, zimno mu, blady jak diabli, czyści go... Znów pojawiła się myśl, że może to jednak ode mnie, ale pojawiła się też bramka numer 2 - Salmonella! Ola Boga byle nie to, bo chyba się zapłaczę ze strachu o Małą! W końcu wczoraj jedliśmy u Ciotki K. kruche babeczki z owocami leśnymi i na to beza (białka kurze + mąka kukurydziana) i jak dla mnie były troszkę nie dopieczone... Ale z drugiej strony zjadłam tyle co K. i żyje, mam się dobrze, a on bidula chory :( Jeśli gorączka pojawi się też jutro nie pójdzie do pracy, a w poniedziałek do lekarza, nie wyobrażam go sobie z tą gorączką na nocce.
Co do mnie grill był, średnio wyszło, ale przynajmniej o rozsądnej porze bo był jako obiad ok. 15 zjadłam szaszłyka (kurak i cebula) + pół cyca kurzego + 1/3 karkówki (taką miałam chętkę a okazała się taka nie dobra, niedoprawiona... ech!) no i dużooo warzyw i wpadł ziemniok taki średni ;p A potem kawka i dwa kawałki ciasta z agrestem i rabarbarem + kruszonka (mam do niego słabość).
Z aktywności:
- rodzinny wolny spacer po wsi
- 40minut gry gry w badmintona czyli jakieś 130kcal spalonych
- 23minuty na rowerku stacjonarnym = 14km = 203kcal spalone (byłam mokra jak prosiak, ale warto było! po tym dzisiejszym obżarstwie tak zakończyć dzień)
Co zrobiłam dla siebie? Zimny prysznic, peeling eveline (boska sprawa stosuje go dopiero 3 dzień, a skóra super się wygładziła!), potem eveline push-up na piersi i eveline termoaktywny na resztę ciałka i tłuszczyk mój niekochany :) Ale na pewno kocham kosmetyki eveline!
Menu:
I śniadanie: parówka maślana + cały pomidor malinowy + ogórek zielony + 2x paździerz
II śniadanie: garść mieszanki studenckiej z kawałeczkami gorzkiej czekolady z rossmana (zdrowa żywność i te bzdety ;p)
III obiad: 1 szaszłyk drobiowy + 1/2 cyca kurzego + 1/3 karkówki + ziemniok średni raz + mnóstwo warzyw
IV podwieczorek: kawa + 2 kawałki ciasta
V kolacja: zabrakło :P nie no żartuje, ale moją kolacją był wysiłek!
Mój sposób na wieczorne podjadanie? - umyć zęby ;p nawet jak już wcześniej to zrobiłam ;p
Jestem z siebie dumna bo przynajmniej się nie skusiłam dziś na żaden alkohol, w czwartek pierwszy raz od dwóch miesięcy wypiłam drinka z wódką i normalnie taki mi się głodomora załączyła, że od razu położyłam się spać, żeby nie mieć romansu z lodówką! A więc wódkę wolę omijać łukiem! :)
A teraz idę Was czytać i komentować - czyli się odstresować :)