Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128245
Komentarzy: 2269
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 13 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Kilka ostatnich dni jest... hmm... do pupy proszę państwa.

W końcu ogarnęłam się w zakresie aktywności fizycznej, czym miałam się chwalić w przyszłym tygodniu, ale co z tego, skoro jestem jakaś taka przydechnięta?.... Ciemno, wietrznie, deszczowo, @, "taki czas"? Co jest winne? Nie wiem, ale niech już sobie pójdzie!!!

Zaczęło się w środę kiedy to radośnie stwierdziłam, że jako dzień bez ćwiczeń mogę sobie strzelić spacerek na minimum 8 km. A w związku z tym, że nie lubię łazić po mieście bezcelowo to sobie wymyśliłam spacer do dalszego centrum handlowego po szampon. Zbieram się, ubieram, chcę wychodzić, przetrząsam plecak i... gdzie są moje pieniądze?! Pierwsza panika lekko ścięła mnie z nóg. Dopiero po chwili doszło do mnie, że saszetka z pieniachami wylądowała dzień wcześniej w torbie męża po wspólnych zakupach... A mąż w pracy... Dobra, dzwonię pytam, żeby się upewnić, czy dobrze pamiętam. Tak, wszystko się zgadza, mogę iść (bo dokumenty na szczęście trzymam oddzielnie), ale pojawia się rozkmina w domu same setki, nie bardzo mam w co ją wsadzić (no bo jak to, tak po prostu do kieszeni?) i jak kupię szampon w Almie za niecałe 4 zł. i zapłacę stówką to kasjerka mnie zeżre. Dociera do mnie absurdalność własnych przemyśleń, więc idę po szampon i już. Dlaczego to tak szczegółowo opisuję? Ano bo widzę, że problem jest "szalenie wysokich lotów", a przygniotło mnie to jakby się wybierała za granicę bez paszportu (smiech) Na takim poziomie było moje myślenie tamtego dnia, stąd też późniejsze chybione pomysły... ale to jeszcze przed nami ;) Kij z tym wszystkim, zakupy zrobiłam większe - czego nigdy nie robię przy okazji spaceru, bo i nieść to trzeba z daleka, no i ceny też takie "nie dla mnie", ale jako była kasjerka staram się nie robić takich świństw przy kasie, jak mi kiedyś robiono nagminnie (najbardziej pamiętam jak pewien pan kupił chusteczki higieniczne, żeby rozmienić 100 zł...). Wracam do domu, widzę przed blokiem koparkę, tłumek sąsiadów i robotników rozwalających chodnik. Podchodzę do klatki, a tam informacja o braku wody do momentu usunięcia usterki...  Nie ma wody.. Jak to nie ma wody?! Przecież ja mam okres!! Woda jest mi potrzebna!!!(szloch)

Załamałam się nieco... Dobrze, że na moim osiedlu są źródełka z oligocenką. Od razu zrobiłam 2 kursy napełniając wiadra i inne, grzecznie czekając w gigantycznej kolejce do kurka.... Usterka została naprawiona po 5 godzinach. Uf... ostatnim razem była to doba, ale wtedy trzasnęło coś w głównej magistrali, tutaj był to problem lokalny... 

No, ale muszę wspomnieć, że rzuciło mi się na mózg, bo... ugotować niby miałam jak, ale pozmywać po tym już nie bardzo....i nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że następnego dnia mieli chodzić po mieszkaniach z inwentaryzacją grzejników, bo przymierzają się do wymiany. No i w duszy odezwał się protest - nie mogę mieć żadnych brudnych garów, jak to będzie wyglądało?! Kij z tym, że ten sam problem dotyczy mieszkańców kilku pobliskich bloków. Nie chcę mieć bajzlu, jak przyjdą obcy ludzie na wizję lokalną i koniec. Rzecz się skończyła tak, że wylazłam do sklepu po gotowce. Wzięłam pierogi i zupki chińskie. Po niemalże 2 miesiącach czystej diety, tak bardzo ją sprofanowałam!! :( Tak najnormalniej w świecie przykro, bo teraz mam masę pomysłów na inne jedzonko, które też nie wymagałoby gotowania, a co za tym idzie tony brudnych garów, a byłoby "zgodne z dietą". No trudno, po ptokach.

Jedyny plus z tego mojego niemyślenia, jest taki, że dostałam dowód na to, że faktycznie poprzestawiał mi się apetyt :) Jak kiedyś taka paczka pierogów to było mi mało i marzyłam o kolejnych porcjach, tak teraz pojadłam i tych kilka dni później nie mam na nie parcia. To coś nowego :D

Nom, ale teraz muszę przejść do efektów tego obchodzenia mieszkań... Niestety czeka mnie rzecz straszna. Administracja będzie wymieniać całe centralne ogrzewanie w bloku. Będą rozwalać ściany!!! (szloch):< Już sobie wyobrażam te wszystkie problemy, ten hałas który będzie trwał przez demolkę wszystkich 30 mieszkań na klatce... A najbardziej mnie boli, że to przecież nie moje lokum. Gdyby to było moje właśnie mieszkanie pewnie bym się cieszyła, a tak spada na mnie paskudny obowiązek dopilnowania tego wszystkiego... i jakoś przygniata mnie to mocno.... 

I taki humor trzyma się mnie od tamtego czasu. Po prawdzie to zamknęłam się w moim małym światku i nie mam ochoty z niego wychodzić...

25 stycznia 2016 , Komentarze (5)

I to aż 0, 6 kg! :D Ładnie, bardzo ładnie (impreza)

Zebrałam już trochę czakry na ćwiczenia. W sobotę i niedzielę spędziłam po godzince na rowerku, więc tym razem nie będę sobie wyrzucała od leni (tak dla odmiany :PP) chociaż w skali tygodnia taka aktywność to... ekhm... no właśnie ;) Jednak coś tam ruszyło, we łbie się przestawiło - powinno być lepiej. 

No i do wiosny 8 tygodni. Mam bardzo duże szanse na to, żeby w tym roku nie przeżywać traumy kupując szorty na lato... 

Co ja mogę w 8 tygodni? Zrzucić ze 4 kg to spokojnie, nawet z tym leniem, który towarzyszy mi od początku stycznia... Mogę też pożegnać ponad metr w brzuchu... Tak, to by było bardzo miłe :D

A co powinnam zrobić? 

Przede wszystkim nie kombinować! Trzymać dietę, jak do tej pory i wprowadzić aktywność na stałe. Ot i cała filozofia :)

18 stycznia 2016 , Komentarze (2)

No i jakby tu... nic się nie zmienia :< Ale fakt jest taki, że nie bardzo się staram...

Nie, nie, dieta utrzymana! Tutaj nie mam sobie nic do zarzucenia. Jednak ta aktywność.... Niby już jest lepiej, bo w zeszłym tygodniu ruszyłam tyłek 3 razy, ale to jednak za mało....Co jest pewne, to dzięki temu pozbyłam się widma 72 kg! :D Ale... 71, 1 też już dawno nie widziałam... Od kilku dni było 71, 4, a dzisiaj w oficjalny dzień ważenie 71, 5 no i masz! nie mogę zmienić paska :PP A tak serio to średnia z tego tygodnia to 71, 6, czyli o 0,3 więcej niż w zeszłym... Bez dramatu :) Ale niech to idzie w drugą stronę noooooo...... 

12 stycznia 2016 , Komentarze (6)

Wiem, wiem... szóstego w ogóle nie skomentowałam :PP

Ale też nie bardzo jest o czym pisać. Dieta idzie bezboleśnie, aż miło. Żadnych ciągot, ślinotoków...jest zwyczajnie dobrze :)

Natomiast ćwiczenia... cóż... 

Na początku miesiąca podłapało mnie przeziębienie (a raczej tylko zamierzało, bo udało mi się zdusić je w zarodku), ale ćwiczenia poszły w kąt. Spacery w sumie też (byłam raptem ze 2 razy?) 

I co się stało? Ano to, że na powrót przyrosłam do kanapy. Waga trzymała się na jednym poziomie (plus standardowe wahnięcia oczywiście) za to brzuch trochę spadł :D Niestety dzisiejsze wahnięcie wagi mnie przestraszyło i mam nadzieję, że dzięki temu wrócę do regularnej aktywności. 

Nom, to tyle....

1 stycznia 2016 , Komentarze (5)

Lekko skacowana, wchodzę sobie na Vitalię, a tu aż huczy od życzeń i postanowień :)

Jak miło się czyta te wszystkie wpisy, z których wylewa się nieograniczony entuzjazm. Brawo dziewczyny, tak trzymać! 8)

Też mam jakieś postanowienia. Jednak w porównaniu z Waszymi są jakieś takie strasznie przyziemne... :PP

***

Od miesiąca nie piłam piwa... po wczorajszym jakoś średnio się czuję...Zostało go jeszcze trochę, ciekawe jak długo się uchowa hahaah ]:> Według założeń piwkowanie ma być nie częściej niż raz w miesiącu. To będzie dobry test na silną wolę :D

***

Dieta trwa, aktywność też trzyma zadowalający poziom :) Kurcze, czyżby w końcu ten rok, będzie tym tak długo oczekiwanym?Tym, w którym pozbędę się balastu raz na zawsze i nie będę musiała uwzględniać w dalszych planach ciągłych powrotów do odchudzania, a jedynym zmartwieniem będzie stabilizacja? 

No oby, oby!

W ogóle mam jakiegoś pozytywnego filinga na ten rok :)

A nie, sorry.... równie dobrze to może być kac (smiech)

***

Wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku! Niech nam się darzy!! :)

28 grudnia 2015 , Komentarze (8)

Bo spadł prawie kilogram! jeeeeeeeee :D

Tak, cieszę się (impreza)

Waga mnie trochę nastraszyła swoimi huśtawkami, a dziś tak miło mnie zaskoczyła :) Jeszcze wczoraj 72, 4, a dziś 71, 5. Mogłaby tak robić częściej 8) 

Dlatego wolę się ważyć codziennie. Jakbym przez tydzień pozostawała w błogiej nieświadomości, a potem w dzień ważenia zaliczyła spore wahnięcie do góry to.... byłabym smutna no :p A tak wiem jakie cuda dzieją się z dnia na dzień, więc jestem spokojna, że ten wzrost nie oznacza przytycia z kosmosu, a jedynie coś (co jest bardzo niesprecyzowane, powodem tego cosia może być masa rzeczy) i wiem, że to coś za kilka dni sobie pójdzie.

Brzuch tylko 0, 5 cm mniej, ale mniej! Każde mniej cieszy (smiech)

Podsumowując ten miesiąc odchudzania:

- u mnie - na minusie niecałe 3 kg i całe 3 cm z brzucha (gwiazdy)

- u męża - prawie 5 kg na minusie i 1 cm z brzucha :)

Działamy dalej!!

Aaaa... w święta skusiłam się na trochę słodyczy z paczki od teściów i to całe grzechy :PP

21 grudnia 2015 , Komentarze (7)

... 400 g mniej. Chciałoby się więcej, ale przecież nie jest źle, prawda? ;) No i caluśki centymetr z brzucha mniej (gwiazdy) U męża waga nieco przyhamowała, ale też ruszył brzuch 8) Zwyczajnie jest dobrze i już :D

Nie planujemy tradycyjnych świąt. Jakoś żadne z nas nie ma ochoty na Wigilijne potrawy, więc ciągniemy menu aktualnym trybem. Słodycze z paczki, którą dostaliśmy "pod choinkę" też czekają, w sumie nie wiem na co? Na ochotę na nie? (smiech) Jakoś nie ma parcia, ani ślinotoku, to przecież nie będziemy ich wcinać, bo dostaliśmy :PP

Fakt faktem - Sylwester zaplanowaliśmy nieco rozpustny. Tak, żeby dobrze pożegnać stary, a godnie powitać Nowy Rok, hahhahaha :D To już będzie calutki miesiąc na diecie. Ciągle trudno mi uwierzyć, że idzie tak bezboleśnie :) Chociaż co się nakombinuję nad menu to moje....

14 grudnia 2015 , Komentarze (8)

I w końcu doczekałam się spadku! :D A już zaczynałam się niecierpliwić.... prawie dwa tygodnie czekałam... jednego dnia brakło, a marudziłabym tutaj strasznie ;)

Waga na dziś - 72, 6 kg. W brzuchu 106 cm. Ostatnio doszłam do wniosku, że źle się mierzyłam. W takim sensie, że zawsze starałam się trzymać miarkę luźno, w  imię zasady, żeby sobie niechcący i niesprawiedliwie nie odejmować centymetrów :pJednak doszłam do wniosku, że lepiej będzie się "ścisnąć", nie na chama i do wstrzymania krążenia, ale tak z wyczuciem, że tak powiem (smiech) W ten sposób pomiar zostanie pozbawiony możliwości błędu, zawsze naciągnę miarkę tak samo. Będzie to wiarygodniejsze.

A mąż mnie dzisiaj zakręcił i nie wiem, jak to z jego spadkami. Albo mi źle powiedział, albo źle zrozumiałam :PP Bo z tego co usłyszałam miał nieco więcej na wadze niż w ostatnim tygodniu, ale jak zerknęłam na to co wpisał sobie w tabelkę to jest go ponad kilogram mniej. No i nie wiem.... czy mi źle powiedział, czy źle zrozumiałam, czy też sobie źle zapisał :? Będę go maglować jak wróci z pracy.

Te dwa tygodnie były WOW pod względem:

- aktywności - codziennie rowerek, albo spacery. Nie miałam dnia na totalnego lenia :)

- braku piwa. I tu nam się należą (puchar)(gwiazdy)(balon)(impreza)

Dobrze nam idzie. Po prostu dobrze :)

6 grudnia 2015 , Komentarze (3)

Mam wenę na wpis, więc go popełniam ;)

Zacznę u konkretów - u męża spadek 1,5 kg(puchar), a u mnie? Ano chyba nic :< No, może ze 100 g. W tym tygodniu doświadczyłam standardowej huśtawki cyferek na wadze. Jest to dla mnie nowe doświadczenie, ponieważ do tej pory potrafiłam i 5 dni z rzędu odnotowywać dokładnie ten sam wynik (łącznie z miejscem po przecinku!).

Nic nie zmieniam, nic nie kombinuję (wiem, progres jak na mnie(smiech)), robię swoje i grzecznie czekam na spadki :)

A co się zmieniło w ciągu ostatniego tygodnia?

Aktywność ruszyła - albo rowerek, albo spacer (tak właściwie trwa to już dłużej niż tydzień, ale dopiero teraz nie boję się powiedzieć, że to będzie jakiś standard ;) jeszcze kilka dni temu istniało niebezpieczeństwo, że to rzucę w pierniki....).

Stopniowo zacznę dodawać ćwiczenia na wzmocnienie mięśni pleców, a za hantle wezmę się chyba w lutym? Wyjdzie w praniu....

Warzywa - wszędzie w kuchni walają się warzywa :D Co je zeżremy tak lecę po następne. Cały dzień się denerwuję, że mi zajmują tyle miejsca na stole, a następnego dziwię się, że zostaje ich może 1/3?

Mąż na diecie (po raz pierwszy w życiu) bywał przeuroczy :D Najpierw się dopytywał, czy to nie za szybko, to mu wyjaśniłam, że skoro jest nie skalany żadną próbą odchudzania do tej pory, to tak będzie leciało, szczególnie na początku. Sam fakt, że przestał kupować gazowańce do pracy i jakieś gotowce (niby od wielkiego dzwonu, ale się zdarzały) to już spory szok dla organizmu. Potem zaczął marudzić, że on coś nie czuje się na diecie, że nie wkłada w nią żadnego wysiłku.... To mu wyjaśniłam, że ten wysiłek wkładam ja za nas dwoje stojąc w kuchni, kombinując, układając posiłki i latając do sklepu(smiech) To się nasłuchałam trochę czułych słówek <3

A dzisiaj wypalił, że dieta chyba nie działa, bo przez to, że odstawił gazowańce i gotowce oraz robi 5 km dziennie, to powinien schudnąć coś więcej... Oho, czyżby się ktoś konsultował z internetem podczas mojej nieobecności? (smiech)

No, ale to takie perełki, dzięki którym odchudzanie bywa mniej frustrujące :)

Trzymamy się dzielnie MM. To znaczy ja się trzymam, bo on zje wszystko co mu podetknę pod nos :PP

Ciekawe jak te nasze wyniki będą się prezentowały po dwóch tygodniach......

29 listopada 2015 , Komentarze (6)

Dziwny to był miesiąc... Odnosząc się do wyrabiania nawyków, czyli tego ambitnego założenia poczynionego prawie 30 dni temu - wyszło średnio :p Ale czy kogoś to dziwi?;) Z niektórych musiałam zrezygnować już na starcie, np. woda z cytryną na czczo - mojemu przełykowi i brzuszkowi to się strasznie nie podobało. Za niektóre punkty nawet się nie zabrałam - przykładowo wzmacnianie mięśni pleców - ani jednego dnia nie zmusiłam się do tych kilku minut ćwiczeń :( Reszta czynności, które miały stać się nawykami w tym czasie, ciągle są na etapie sporadyczności.

No dobra, umówmy się, jest lepiej niż gorzej :) Jednak z pewnością nie tak, jak planowałam... ;)

***

Co do diety - postanowiłam przeprosić się z Montignaciem :D Tym razem będzie zabawniej, bo..... mąż do mnie dołączy :)

Zaczynamy jutro :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.