Dzisiaj... nie zaczęłam diety. Mamy lodówkę pełną warzyw, z których tylko kilka figuruje na liście, i nie zdążyłam pójść do sklepu. Dzisiaj mam zamiar nadrobić, zaraz wybiegam!
Wczorajszy wypad na siłownię był żenadą bo... nie mogłam znaleźć wejścia! Centrum handlowe przez które przechodzę normlanie było już zamknięte, a nigdzie nie mogłam znaleźć innege wejścia. Ranyyyy... Dzisiaj podejście numer dwa.
Dostałam dwa komentarze pod poprzednim wpisem, które negatywnie wyraziły się o moim jadłospisie. Po pierwsze - nie prosiłam o radę. Po drugie - mój jadłospis nie jest tragiczny. Wręcz przeciwnie - rzadko choruję, jestem zdrowa, lekarz potwierdzi. Powodem dla którego jestem za ciężka jest jedzenie za dużo i jedzenie ze stresu. Pracuję nad zmniejszaniem ilości i jest git, jestem szczęśliwa i nie chodzę głodna, ani o jedzeniu nie myślę.
Ogólnie to powiem tak, że nie lubię naszej mentalności polskiej. A właściwie mentalności innych Polaków i Polek, bo ja takowej nie posiadam. Doleję oliwy do ognia stwierdzając, że gdybyśmy się zastanowili czasami na temat tego, czy nasza 'rada' jest rzeczywiście potrzebna to bardzo często doszlibyśmy do wniosku, że otóż nie, nie jest.
Dzisiaj zjadłam:
- śniadanie - płatki z mlekiem migdałowym, jabłko
- przekąska - garść orzechów
- obiad - 'makaron' z dyni, sos warzywny
- zupa dyniowa z olejem z pestek dyni, ciasto wegańskie
Dzisiejszy dzień to masa spotkać. Wracam do czasów korpo, kiedy spotkania rozwalały dzień - ile w tym prawdy! Większość rzeczy załatwilibyśmy przez e-mail. Jedna sprawa - UWIELBIAM moją nową ekipę. Są super wyluzowani i pomocni. Na dodatek firma zajmuje się czymś dobrym dla środowiska i nie mogę sobie wyobrazić lepszej pracy.
Napisała po dwóch dniach w biurze :P
Wracam do obrabiania zdjęć do sprzedania, przepisywanie postów no i praca nad stronami dla kilku klientów zanim kopnę się na zakupy i na siłkę. Dzisiaj muszę iść wcześnie spać bo padnę!