Cześć wszystkim!
Mamy niedzielny poranek,a ja taka zestresowana.Sama jestem soebie winna,ale tak zle to chyba nie bylo.Sięgam dna jeśli chodzi o odchudzanie,a nawet jesli nie o odchudzanie,to o dietę.Od dluższego czasu nie mam ograniczenia w jedzeniu.Cały czas jestem glodna i jem doslownie co pół godziny...JA nie wiem co mi sie podziało,bo nawet ni bedąc na diecie nie jadlam po 18-19tej,a teraz o 20-21 jestem taka glodna,ze musze cos zjeść.Na dodatek jakość jedzenia jest straszna...Dziś od rano mam okropne przemyślenia na ten temat:jak to zawaliłam wszytsko( no bo jestem 3kg na plusie<64,%> i mega duzo cm mi przybylo...)Nie potrafie tego ogarnąć.Staram sie,motywuje jak sie da,ale nadal do dupy.Zaczynam wstydzić sie wyglądu,nie chce mi sie wychodzic do ludzi.Powtarzam soebie od kilku godzin:od dziś bedzie inaczej,zmienie to.Ale co bedzie za kilka godzin?
Szkoda gadac,jak patrze na zdjecia sprzed roku.Wogole na to co jakdal i jak jadna, to teraz jestem daleko w tyle.Jedna opytmistyczna myśl to taka,ze musi nastąpic przełom.Myśle ze to bedzie teraz.Stram sie myślec pozytywnie.Mobilizuje sie nawet ogladajac jakies FITinspiracje i myślac "taka moge byc",a nie "dlaczego taka nie jestem".To krok do przodu.Trzymajcie kciuki za mnie,bo skoncze ze strasznym jojo.
Co do innych spraw,to na weselu bylo jak na weselu.Gdyby nie fajna ekipa,to moglo by byc kiepsko z moim nastrojem.Wrocilismy o 4.00.Ja wstałam o 8mej,pozniej ejszce pospalam chwile.Sukienka sie sprawdzila.Nie czulam sie jakos źle,w butach dalam rade,niestety ze wzglegdu na noge przebrałam ok 22.00.Panna Młoda miala prosta kreacje w koloze ecru.Była taka radosna Panna Mloda,jakiej bardzo dawno nei widzilam.Pan Młody tez bardzo szczesliwy.Wesele w góralskiej karczmie koło Gdowa.Cisza spokój.Ludzi ani duzo a ni malo.Jedzenie,hmmm....duzo miesa wiec nie mialm za bardzo co jest.Sledzi po japońsku pojadlam i surowki:)
W domu,a raczej na podworku mam totalny syf,bo tesciowa wymyslila układanie kostki brukowej i robienie odwodnienia w środku lata.A teraz bedziemy musieli 2 tygodnie doprowadzac podworko do urzytku,bo jak na razie to prawei nie mamy trawnika tylko wszedzie ziemia i resztki piachu,kamieni i dziury w ziemi...Zajebiście,zwłaszcza,ze teraz miałam jecha do mamy na tydzien,a tak dopiero w nastepny moze pojade,pozniej tescie maja urlop i musimy siedziec w domu.Moze ktos do nas przyjedzie wtym czasie.
Dziś w planach mam opalanie i wypad nad wode na rowerach,ale to popoludniu.Mały idzie z dziadkami na festyn to bedzie chwila luzu.Nich trzepie ich po kieszeniach,bo u mnie resztki i oczekiwanie na pierwsza do dawna porzadna wypłate:)Ktora pojdzie na 18-nastke chrzesnicy meza,rachunki i naprawe samochodu:DSzalenstwo:P
Trzymajcie sie dobrze,a na koniec zapomiałabym-fotka weselna.Kiepska i wogole z moim maluchem,bo jakos nawet nie chialo nam sie robic zdjec.
a jeszcze jedna,ktora ostatnio bardzo lubię,z moim bratem.Poprawie mi humor:)