Niedziela i po niedzieli.
Dziś obudziłam się z giga bólem pleców i cały dzień od czasu do czasu mi dokuczał. Tak jak miałam kiedyś co robiłam rtg i dostałam skierowanie do rehabilitanta. Oczywiście mi w tedy przeszło i lekarza odpuściłam , bo nie mogłam się do niego dopchac. No, ale teraz muszę , bo inaczej zwariuję ( ból środkowej części kręgosłupa z przenikliwym ukłuciem).
Dziś z jedzeniem ilościowo nie szalała ale było totalnie niezdrowe , ale już od jutra grzecznie
Moje menu:
Śniadanie (późne śniadanie) : dwa kawałki ciasta drożdżowego babcinej roboty z kubkiem mleka
Obiad: jeden duży kawałek cienkiej pizzy ( ser, szynka, kabanos , pieczarki) z sosem czosnkowo- pomidorowym
Podwieczorek: jabłko
Kolacja: dwa kawalki ciasta ( jeden ciasta krokowego czyli cienki spód ciasta , masa budyniowa bez cukru masa królowa, bita śmietana.drugi kawałek ciasta to sernik bez spodu polany czekoladą) wszystko własnej roboty. Ale nie mojej.
Śniadanie zjadłam dopiero około 11. Potem miałam robić obiad ale mąż nie dał znać o której wróci z roweru więc ni nie szykowalam. Przyjechał po 15 i miał ochotę na pizzę więc zamowiliśmy rodzinną 57 cm średnicy. Zjadłam jeden kawał. Potem ok 17 dopchałam się jabłkiem. I w tym czasie mój mąż dogadał się z chrzestnym naszej młodszej córy że do nich wpadniemy. Dużo czasu minęło od kiedy się widzieliśmy , bo jak nie ich dzieciaki chore to nasze. Tam oczywiście spałaszowalam dwa kawalki ciasta ok. 20-tej.
Ale od jutra już grzecznie i wracamy calkowicie do diety i ćwiczeń jak mi tylko plecy pozwolą. Ale chociaż spróbuję wykonać ćwiczenia z treningu , który mam ułożony przez trenera z vitalii, bo chciała bym do nich wrócić.
Jak zwykle wpis po północy. Idę spać. :)