Witajcie
Kolejny dzień zleciał, nawet nie wiem kiedy. Przebudzona w środku nocy, bo M ruszał w trasę po północy. Niby około pierwszej wróciłam do łóżka....Ale wiadomo jak to jest, gdy człowiek jest wybudzony. Przed 7 wstałam, śniadanie zjadłam ,a później stawiłam pranie, poszłam umyć samochód i przyniosłam sobie drewno z piwnicy. Uwinęłam się w dwie godziny ;) Nie wiem czy długo czy nie...ale byłam padnięta. Bo podczas mycia samochodu wąż nie współpracował i musiałam z miski opłukiwać :( A co za tym idzie polałam sobie po nogach, stopy mokre :( I zaczęło się kichanie. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe. Udało nam się ubrać choinkę i upiec pierniczki ;) Pierwszą partię.
Jak wszystko ogarnęłam, to pomyślałam...spróbuję zrobić trening. Może szału nie ma ale udało się Wymachy nóg do tyłu 2x30
Wymachy nóg do przodu 2x30
Wymachy nóg na bok 2x30
Unoszenie kolano-łokieć 2x20
Półprzysiady 2x20
Zakroki skrzyżne 2x20
Unoszenie kolan 2x20
Niby niewiele, ale sapałam z wywalonym językiem. Ale najważniejsze, że udało mi się ruszyć 4 litery. Najtrudniejsze, to zacząć. Myślę że będzie lepiej. Oczywiście nic na siłę.
Posiłkowo dzień wygląda tak
Śniadanie: chleb, hummus klasyczny, pomidor, ogórek
II śniadanie: banan i 3 czekoladki z kalendarza adwentowego
obiad: parówki w cieście francuskim z serem, plus sos czosnkowy domowej roboty
kolacja : sałatka ( sałata lodowa, pomidor, ogórek, mozzarella, grzanki, majonez)
To byłoby na tyle :) Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Grunt to iść przed siebie ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Pozdrawiam :*