Tak jadłam w ostatnich dniach....
A takie śniadanie zrobił Pan M na Dzień Kobiet :)
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (179)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 1065819 |
Komentarzy: | 36967 |
Założony: | 17 kwietnia 2012 |
Ostatni wpis: | 14 listopada 2024 |
Postępy w odchudzaniu
Tak jadłam w ostatnich dniach....
A takie śniadanie zrobił Pan M na Dzień Kobiet :)
Poniedziałek rozpoczęty hmmm nawet dobrymi wiadomościami. Byłyśmy z młodą na kontroli i diagnoza? Osłuchowo ok, wyniki prześwietlenia ---płuca czyste...Ksztuśca nie ma...dobra wiadomość.. Jednak nie wiadomo od czego ten kaszel...to już nie jest dobra wiadomość. Zostajemy przy tych samych lekach...Syropki na kaszel i syrop na alergię. No i czekamy na wizytę u alergologa do kwietnia. Jestem ciekawa co wykażą badania, testy alergiczne...Aż się boję wyników. No nic, co ma być to będzie... Będziemy martwić się w kwietniu...Ale najważniejsze,że młoda już woła dokładki jedzenia, bo w trakcie choroby malusieńko jadła...
A jak mija poniedziałek?! Spokojnie...Pan M kupił mi już kwiatki apropo jutrzejszego święta... Dnia Kobiet :) To miłe...A Wy jak spędzacie Dzień Kobiet?
No właśnie jak to jest z tymi blogami? Warto czy nie warto? Ja osobiście uważam,że warto, ponieważ na ekran monitora przelewam więcej swoich myśli, emocji...Opisuje w nim swoje życie...sukcesy i porażki... Otwieram się sama przed sobą. Mimo wszystko nie zdecyduję się udostępnić na fejsie mojego bloga. Zapytacie dlaczego? Otóż stwierdziłam,że udostępniając bloga dużo osób będzie chciało mi zaszkodzić. Wykorzystać pewne fakty przeciwko mnie, a tego nie chcę... Wiadomo ludzie bywają wścipscy....o moim blogu wie mało osób które mnie znają osobiście...Może któregoś dnia zdecyduję się na opublikowanie. A tymczasem właśnie na tej stronce piszę o swoim życiu, jeśli ktoś będzie miał ochotę poczytać, po komentować to zapraszam http://joannaaska.blog.pl/
Spokojnej niedzieli....
Sobota dobiega za chwilę końca...a jak mija? Hmm jeśli chodzi o nockę to dziś przespana. Młoda się w nocy nie dusiła, cud? Chyba tak...Czy dzień pracowity? Podłogi ogarnięte, obiad zrobiony, pranie też...dziewczynki nawet grzeczne...Więc ten dzień uważam za udany.Chociaż muszę przyznać,że jestem zmęczona... Jest dopiero godzina 20sta a mi się oczy kleją...
Pan M wrócił...i początkowo gdy wszedł do domu to trzymała mnie ta złośc z czwartku gdy musiał nagle jechać...al z każdą minutą bycia w domu ta złość mijała...
A Wam jak mija sobota?
Jest kawa jest moc...Chyba bez kawy się nie obejdzie...To kolejny dzień w którym zmagam się z chorobą dzieciaczków... jedna już można powiedzieć zdrowa, za to druga dalej kaszle i nie wiadomo co Jej jest. Dzisiejsza noc znowu nie przespana...Tzn spałam może jakieś 3 godzinki...Byłyśmy na kontroli,niby osłuchowo ok ale dlaczego tak kaszle to nie wiadomo. Dostałyśmy skierowanie na prześwietlenie płuc...pojechałyśmy zrobiłyśmy i w poniedziałek w wynikami na kolejną kontrolę...i jeśli okaże się coś złego to do pulnologa mamy dostać skierowanie...Nie wiem co myśleć, jestem bezradna, bez siły...Mało tego zostałam z tym sama... bo Pan M musiał wczoraj jechać w trasę...kolega się spił i stał na granicy i nie miał kto samochodu rozładować :( zła, wściekła jestem,że nie pytajcie. Bo jak mam się czuć...Ręce mi już opadają z bezradności...że nie umiem pomóc swojemu dziecku...Tak pewnie każda matka by się czuła.
Przez to wszystko co teraz się u mnie dzieje,zapomniałam całkiem o jakiejkolwiek diecie, ćwiczeniach...Upss... ćwiczenia przecież to ja mam bo latam wokół wszystkich :( Jeśli już coś uda mi się zjeść to zwykle biegu...i tak już drugi tydzień...
A może Wy macie pomysł, cóż to może dolegać mojemu dziecku...Kaszel utrzymuje się już 7 tygodni...A i wykluczamy ksztusiec, badania wyszły pomyślnie...chociaż coś...
Nasze relacje z dzieckiem a Jego wychowanie...
Właśnie jak to jest? Czy Nasze relacje z dzieckiem mają wpływ na Jego dorastanie? Wydaje mi się,że mają...A jak to działa? Otóż bardzo prosto. Wyobraźmy sobie,że Nasi rodzice Nas tylko poniżają, uważają,że jesteśmy do niczego,że nic nie osiągniemy w życiu...To myślicie,że takie dziecko będzie do czegoś w przyszłości dążyło? Nie...takie dziecko będzie myślało,że z góry jest skazane na porażki.
Wczoraj właśnie naszła mnie taka refleksja...A właściwie dziś w nocy, gdy siedziałam przy chorej córce...Uświadomiłam sobie,że moje słowa mają ogromną moc. A jakie to słowa? To jak się zwracamy do dziecka. Np. gdy dziecko się przewróci,a My powiemy Ty niezdaro. Lub gdy dostanie jedynkę ze spr. powiemy innym poszło lepiej mogłeś/aś się postarać. Tak to jak się zwracamy do dziecka ma znaczenie. Dotarło to i do mnie. Tzn. nie to żebym nie wiedziała,ale jakoś nigdy tego do siebie nie brałam. Teraz wiem,że trzeba ważyć słowa kierowane do dziecka. Bo takie przykre słowa na długo pozostaną w głowach dziecka...
Dlaczego o tym piszę, bo zdałam sobie sprawę,że nie zawsze mamy tego świadomość jak zwracamy się do dzieci. Nie, nie uważam siebie za cudowną matkę...Mam wiele wad jak i My wszyscy, bo nie ma idealnych ludzi. Ale potrafię przyznać się do błędu...i staram się naprawiać swoje błędy, na tyle na ile to możliwe. Wiadomo gdy dziecko Nas porządnie wpieni, to nie panujemy nad słowami...I tu jest błąd... Nie ja nikogo pouczała nie będę, ale chciałam tylko przestrzec przed Naszą nieświadomością słów. Bo za jakiś czas może się to okazać Naszą porażką wychowawczą.
Każdego dnia staram się naprawiać moje błędy...i te słowne też. Nie raz w złości powiedziałam coś, czego dziś żałuję. Tylko,że nawet gdy powiedziałam dziecku lub wykrzyczałam coś złego,zaraz przepraszałam. Nie da się z dnia na dzień zmienić człowieka...To co się psuło przez lata nie naprawi się w jeden dzień, jeden tydzień, jeden miesiąc...
Dlatego taka moja rada zwracajcie na słowa kierowane do dzieci.
Jak to jest z tym zaufaniem?! Zaufanie dotyczy partnera, zaufanie pojawia się w pracy, zaufanie do dzieci,zaufanie do pani w sklepie...zaufanie do lekarza... I jak to bywa z tym zaufaniem?!
Pierwsze pod lupę weźmy zaufanie do partnera...To chyba najdłuższa myśl do rozwinięcia. Co sprawia,że Nasze zaufanie znika? Lub co sprawia,że to zaufanie jest? Ufamy, bo? Ufamy bo partner Nas nie zawiódł, nie oszukał, nie przyłapałyśmy Go na kłamstwie. Ufamy bo nie dał Nam powodu, abyśmy nie ufały, prawda? Prawda...A co sprawia,że nagle tracimy zaufanie? Wystarczy chwila, aby to zaufanie zawieźć.. Czasami gdy partner chowa się z telefonem, prowadzi dziwne rozmowy...Lub gdy nagle wraca o innych porach do domu niż zwykle...To wzbudza u kobiety lęk...i wtedy zaczyna się przeszukiwanie telefonu, połączenia, smsmy...Sprawdzamy fejsa... wszystko co jest możliwe...i właśnie takie przeszukiwanie, kontrolowanie nazywa się brakiem zaufania, utrata zaufania...Coraz częściej słyszę od koleżanek...dziś znowu pisał z jakąś, a to innym razem,że nagle zaczął dłużej pracować. A co ja na ten temat myślę? Ja ufam swojemu partnerowi...jestem zdania,że co ma być to będzie. Kiedyś byłemu mężowi owszem sprawdzałam telefon...ale obecnemu partnerowi nie zamierzam...raz nie dostarcza mi powodów dla których bym to miała zrobić, a dwa...ufam.
A jak bywa z zaufaniem do współpracowników? U mnie w pracy jest tak,że kiedyś było super jeden drugiemu pomagał...a teraz jakby mogli to jeden drugiemu by wbił szpilę w plecy...Zaufanie do dzieci? Ufamy dopóki Nas nie zawiodą, dopóki nie wpadną w tarapaty...Zaufanie do lekarzy...Czy mamy zaufanie do lekarzy? Chyba tak skoro do Nich chodzimy...Ufamy,że przepisując leki, Nam nie zaszkodzi, bo przecież szkoli się w tym zakresie itp.
Taka oto refleksja mnie dopadła o zaufaniu...A jak to jest u Was?
Tak i oto nowy dzionek prawie dobiega końca. Jak samopoczucie?! Hmmm kiepskie, dziewczynki dalej chore, Pan M troszkę lepiej ale bez szału…a ja? Ja nie jest dobrze…dopadł mnie kaszel, apetyt też jakby zmalał…Obecnie czekamy dalej na wyniki czy młoda ma ksztusiec…bo jeszcze brakuje jakiegoś odczynnika… To chore ,że musiałam płacić 100 zł za pobranie krwi na to badanie a za tydzień mamy iść na prześwietlenie. Oby nic nie wykazało…Bo ja już opadam z sił… Mało tego teraz i młoda nie ma apetytu…skubnie coś ale to na siłę. Żal mi dziecka bo już nie wiem jak Jej pomóc. Dziś powiedzmy,że jakoś nockę przetrwała i przespała,ale też często się budziła. Chodzi markotna,płacząca… serce mi pęka. Najgorsze dla matki jest to gdy dziecku nie może ulżyć w cierpieniu…Jedyne lub aż co mogę zrobić…to przytulić dziecko…
Tak jak w tytule....na szybko i krótko... Dzis byliśmy na kontroli i dziewczynki dalej chore...Mojej z zapalenia krtani i zapalenia tchawicy zeszło na oskrzela :( za tydzień jak się podkuruje to na prześwietlenie idziemy. Pan M też dalej chory.... a ja dalej biegam wokół Nich... Duszę się jak diabli ale nie mam jak iść do lekarza... Może samo przejdzie... :( podleczę się tym co mam.
Opadam już z siły dziś spałam tylko dwie godziny...młoda zasnęła przed 4tą, bo tak się dusiła i temperatura doszła do tego...a ja jak tylko zaraz po Niej zasnęłam to musiałam wstawać... bo trzeba było jechać rejestrować dzieci do lekarza...i tak oto zaczynamy nowy tydzień...Dzisiejszy dzień masakryczny jakiś...
Trwam dalej dzielnie, ciekawe tylko jak długo ?! Trzymajcie kciuki...
Ps. mało tego net Nam siadł... tzn modem :( chwilowo z telefonu ale tragicznie się pisze dlatego tak krótko...
Pozdrawiam wszystkich i spokojnego wieczoru....
Brawo Ja .. bo jak inaczej można powiedzieć...Od rana szpital dalej trwa...Pan M dostał znowu gorączki...dziewczynki kaszlą, leżą w łóżku...a ja? A gdzie w tym ja? Otóż ja.zrobiłam moim chorym śniadanie, posprzątałam dom, zamiotłam, umyłam podłogi. Później wzięłam się za obiad...zraziki...następnie, zrobiłam pranie, w miedzy czasie pojechałam na zakupy. Po zakupach pojechałam na cmentarz, później do domku... Rozwiesiłam pranie...Narobiłam się,co? Nooo a co najbardziej istotne... wszystko robiłam cierpiąc z bólu... bólu zęba... robiłam wszystko jakbym w transie była... Chciałam poczekać do poniedziałku i iść do dentysty...ale zwyczajnie nie dałam rady... Wsiadłam więc w samochód i pojechałam do dentysty ... tam nasiedziałam się prawie 3 godziny zanim się ze mną rozprawili...No i koniec koncem...zatruli mi ząb...a za 2 tygodnie czeka mnie wyrwanie 8-mki...Wiecie co jak wyszłam z gabinetu płakałam jak bóbr, tak mnie bolało... Jadąc do domu, jechałam i ryczałam ... ale na szczęście jakoś dałam radę dojechać,cała i zdrowa. Teraz już ból trochę przechodzi... I liczę na to że uda mi się zjeść kanapkę... bo Od rana nic nie jadłam :( Cały czas biegam wokół moich chorych....BRAWO JA.... silna babka ze mnie?